Mówią, że coraz mniej Bonda w Bondzie. Być może, ale mi to odpowiada.
Skończył się czas puszczania oka do widza. Nowy Bond (mowię o trzech ostatnich odsłonach) to coraz bardziej realistyczne kino szpiegowskie w sensacyjnym sosie, Na pewno można mówić o Bondzie przed Craigiem i po nim, ten nowy Bond jest postacią z psychologią i przeszłością (Vesper, Skyfall). Bliższy jest Bourne’owi niż samemu sobie sprzed lat. ‘Skyfall’ jest dziełem Sama Mendesa, którego nie kojarzymy z filmami akcji, co nie znaczy, że nie potrafi kręcić efektownych strzelanin. Wręcz przeciwnie. Zachwyca już scena otwarcia, z koparką niszczącą kolejowy wagon, a przede wszystkim z motocyklowym pościgiem po dachach w Stambule (co dorównuje parkourowej czołowce z ‘Casino Royal’). Ale też reżyser ten potrafi zbudować własny klimat, bardziej skupiony na bohaterach niż sztuczkach. Na relacji Bonda z M. i na niej samej (również uczłowieczonej, mającej swoje chwile strachu), na pogłębieniu psychologicznym głównego złoczyńcy, przegiętego Raoula Silvy w kreacji Javiera Bardem, choć ciągle to komiksowy trochę typ, jak zwykle z jakimś fizycznym defektem. Sam Bond również, po raz pierwszy zmęczony, wątpiący, a także ulegający nałogom (hazard, uzależnienie od alkoholu). Takiego go jeszcze nie było. Wszystko to bardzo realistyczne kino. Nie zabrakło jednak odwołań do przeszłości i charakterystycznych motywów serii, jak choćby pojawiający się znowu Aston Martin czy reaktywacja postaci Q, zmienionej jednak z duchem czasu, to już nie staroświecki wynalazca, ale młodzieniaszek. Po raz pierwszy także Bond mówi dużo o wspólczesnym świecie, w którym bohaterowie nie zawsze są krystaliczni, a złoczyńcy mają swoje odcienie szarości i kierują się mniej schematycznymi pobudkami niż chęcią władania światem, ale rozczarowaniem czy poczuciem krzywdy, żalem. Pojawia się motyw miejsca służb specjalnych w rzeczywistości opanowanej przez cyfrowy terroryzm, z wrogiem, który może czaić się wszędzie, na ulicy, w metrze. Wszystkie te innowacje przekonują. Nowy Bond to nowoczesne kino, ciekawe, z polotem, nie pozbawione głębszych znaczeń. Jeżeli komuś się to nie podoba, zawsze ma kilkanaście odsłon klasycznego Bonda. Nowy jest mniej jednoznaczny, mniej gadżetowy i przede wszystkim śmiertelny. To już nie tekturowe cechy, ale gra cieni. Dlatego ‘Skyfall’ to jeden z tych najlepszych w całej historii.