Nie zanosi się na prawdziwy ogórkowy sezon. W sejmie uchwalono ustawę w sprawie Krajowej Rady Sądowniczej.
Wzorem największych zachodnich demokracji, to nie w systemie samopowielania się naczelnych organów sądowych, lecz przy udziale demokratycznie wybranej władzy ustawodawczej będą powoływani sędziowie do pełnienia funkcji w tych organach.
„Totalna opozycja”, która będąc przy władzy w doskonałej komitywie z „kastą” prawniczą wspólnie obsadziła wszystkie naczelne sądowe instytucje. W ciągu ośmiu lat bastion prawniczy zrósł się właściwie z organami władzy państwowej i samorządowej. Przymykano oko na zjawisko samopowielania (nawet dziedziczenia) władz sądowniczych – w zamian werdykty były sprzyjające władzy ustawodawczej i wykonawczej. W tej układance zupełnie został pominięty naród. Ten kto miał nieprzyjemność być stroną, czy świadkiem w jakiejś sądowej sprawie – doświadczył na sobie tę nieogarnioną stawkę pogardy „szlachetnej kasty” do ciemnego plebsu.
W zaciekłej obronie stanu posiadania i przywilejów podnoszone są pryncypialne zasady „trójpodziału” władzy i ich łamania. A przecież wszystko odbywa się lege artis. Sejm jest po to by kreować prawo, by uchwalać ustawy. Rozdziera się więc szaty w innej tonacji – PIS podporządkowuje sobie sądy, jest zamach na demokrację, nowe ustawodawstwo służy do czystek osobowych; Będzie się mianować tylko „swoich” i tym podobne bzdury.
Owe zasady trójpodziału w konstytucji są określone i mowa jest o zrównoważeniu trzech filarów władzy. To zapis dalece mało precyzyjny. Z dalszych konstytucyjnych zapisów wynika, że to „zrównoważenie” zostaje zachwiane – na korzyść władzy sądowniczej, której wyroki mają przymiot ostatecznych.
Otóż genialny francuski myśliciel Ch. de Montesquieu – twórca idei trójpodziału zupełnie inaczej przedstawił zasady tej idei. Ów autor „Listów perskich” w swoim epokowym dziele De l’esprit des lois (O duchu praw) doszedł do wniosku, że wprawdzie system demokratyczny jest najlepszym ustrojem państwowym, lecz posiada pewną ułomność. Ta ułomność, tu ludzki charakter – w odróżnieniu od społeczności pszczół, czy mrówek – ludzie posiadają ambicje. Każdy chce być lepszym; w zależności od urodzenia, wykształcenia pracowitości – każdy uważa, iż jemu należy się więcej. Ambicja, rzecz sama w sobie jest motorem postępu, jest rzeczą pozytywną, ale zawsze znajdą sie tacy, co to po trupach do władzy i pieniędzy…
Właśnie w obronie demokracji, w obronie ludzi może słabszych, może w jakimś stopniu krzywdzonych, w obronie państwowych instytucji przed zakusami tych nadmiernie ambitnych, bezwzględnych kombinatorów – Monteskiusz przewidział powołanie władzy sądowniczej. Innymi słowy – władza sądownicza ma służyć demokracji (demokratycznie wybranym instytucjom państwowym), ma chronić ludzi przed wspomnianymi bezwzględnymi uzurpatorami władzy i pieniądza.
Paradoksalnie – obecne konstytucyjne zapisy stworzyły doskonały grunt do powstania właśnie uprzywilejowanej grupy społecznej – kasty prawniczej. To absolutne wypaczenie roli i odwrotne rozumienie zadań tego filaru władzy. Zamiast służyć „demokracji”, czyli wybranym demokratycznie organom władzy, stała się władzą nadrzędna, a sobie sprokurowała status uprzywilejowanej kasty. Nastąpiło za sprawą tej patologii zaprzeczenie idei demokratycznego państwa prawa. (Kastowość jest skrajnym zaprzeczeniem demokracji). Przy czym w Polsce ukształtowała się kastowość w sensie dosłownym – nie jako pewne nadmierne określenie tej społecznej warstwy użyte w z pewnym przymrużeniem oka jako podkreślenie wysokiego poziomu wiedzy, wykształcenia itp. Nie, w rzeczywistości powszechne jest zjawisko dziedziczenia urzędów i wybierania się w ramach właśnie tej samej kasty – to kasta sensu stricto.
Jest rzeczą zrozumiałą, że ci uprzywilejowani (dotychczas) na różne sposoby ludzie będą zaciekle bronić swojego stanu posiadania wytaczając najcięższe z możliwych dział. Ponieważ obecny rząd nie akceptuje bezkrytycznie „nowatorskich” (poprawnościowych, lewackich) tendencji obowiązujących teraz w zachodniej Europie. Ponieważ Polska chce całkowicie pozbyć się statusu półkolonii Niemiec i Francji – więc rodzima kasta prawnicza i sprzymierzona z nią „totalna opozycja” zyskują popleczników w instytucjach UE. Uaktywnili się Timmermansy i Verhofstadty – przedstawiciele narodów, które w przeszłości (wcale nie odległej) – nie tylko łamały prawa obywatelskie, lecz dopuszczały się ludobójstwa na niewyobrażalną skalę…