I proszę. „System Dorna” polegający na futrowaniu partyjnych darmozjadów naszymi podatkami, szumnie nazywany finansowaniem partii politycznych z budżetu państwa, pokazał kolejny raz swoje prawdziwe oblicze. Oto partia rządząca w ordynarny i cyniczny sposób wydawała kradzione nam pod pozorem coraz większych podatków pieniądze na ekskluzywne garnitury, wina, posiłki w restauracjach, cygara, a nawet za przeproszeniem wizytę w ekskluzywnym klubie nocnym (z powodu słowa „ekskluzywny” nie nazwę go słowem na b…).
Obywatele się dziwią? Dlaczego? Tak naiwni byli Polacy? Lemingi tak, bo u nich kiepsko z myśleniem, ale reszta? Czego można się spodziewać po arogantach z PO? Czy więcej oczekiwano po Szejnfeldach (no proszę, już wiemy, dlaczego akurat temu posłowi nie brakuje do pierwszego; nawet przepijać miałby co), Nowakach (taka kasa, a on zegarki musi pożyczać?), Muchach (co tam kilkaset tysięcy w koncertowe błoto), Niesiołowskich (a nas wysyłał na szczaw i mirabelki; to chyba nie ekskluzywne posiłki w restauracjach?) czy specjalistce od tropienia dorszy? Proszę się obudzić. Ten sen trwał za długo. Prawda jest brutalna. Jeśli ktoś na własne życzenie i z własnej woli (ktoś tu przecież głosuje w wyborach) godzi się na to, aby sponsorować polityków, to niech się nie dziwi, że jest robiony w konia na każdym kroku, a w zasadzie staje się frajerem. Tak wygląda zaciskanie pasa przez polityków mainstreamu. A UPR od lat mówi: skończmy z pieniędzmi dla partii. Niech się utrzymują ze składek i darowizn.
I co teraz robi Donald Tusk? Wraca do pomysłu likwidacji subwencji budżetowych dla partii. Pomysł ze wszech miar dobry i godny poparcia. Tylko intencje Premiera brudne jak wody Wisły przy włocławskiej tamie. PO leci w sondażach w dół jak nigdy. Premier kręci się w kółko niczym pewna przysłowiowa rzecz w przeręblu i nie ma pojęcia co robić (zresztą nigdy nie miał, bo po za „harataniem w gałę”, co jest czynnością raczej manualną, a nie wielkim wysiłkiem intelektualnym, nic nie potrafi). Strach i przerażenie. I co zrobić? Ano trzeba kolejną prawdę, która pokazuje z jaką mafia polityczną mamy do czynienia w przypadku „partii miłości”, choć trochę przekuć w PR-owski sukces. Uderzyć się w piersi i zakrzyknąć: źle się dzieje w polityce, nawet moi wierni pretorianie oszukują i rozdrapują „sukno ojczyzny” na lewo i prawo. Skoro więc nikomu nie można ufać, zabieramy kasę wszystkim. Ruch świetny (i, co rzadkie w przypadku PO, także pożyteczny dla Polski i Polaków). Teraz PiS będzie jak niepodległości bronił subwencji i śmiało można będzie im przypiąć łatkę tych, którzy nadal chcą podatnika grabić (zresztą wykonywany przez PiS lewoskręt jest dodatkowym argumentem do takiego twierdzenia; jednocześnie zaś nie wierzę, aby w PiS znalazł się dziś mądry, który powiedziałby jednak: ok, zgadzamy się, likwidujemy budżetową dojną krowę). A więc jest młot na największego przeciwnika. Podobnie będzie można rozegrać SLD. Po drugie, to gwóźdź do trumny dla uginającego się pod długami PSL-u (nie z innego powodu takie lamenty się z tego kierunku dobywają). I scena zaczyna być czysta, bo w ewentualnej grze o dobry PR, na tej sprawie wygrywa PO i może RP, jeśli potwierdzi swoje wcześniejsze opinie w tej materii. Oczywiście w konsekwencji wprowadzenia pomysłu PO w życie rozpada się koalicja. Ale tu się winę spokojnie zrzuci na PSL (proszę, tylko dla pieniędzy tu byli, są nieodpowiedzialni itd.). No i zawsze jest RP. Wydaje się, że akcja z likwidacją finansowania partii politycznych tym, którzy ją poprą, da pewne odbicie w popularności. I teraz albo PO zdecyduje się na koalicję RP (po wcześniejszym przepchnięciu omawianego pomysłu głosami tych właśnie ugrupowań), albo, co wygodniejsze, zdecyduje się na wcześniejsze wybory. Dlaczego to lepsze dla PO? Bo po pierwsze zagrywka z finansowaniem partii może nieco odbudować sondaże tej partii (ale nie na długo, więc trzeba działać szybko) i jednocześnie wygodniej jest nie ciągnąć dalej rządzenia w sytuacji, kiedy będzie się coraz gorzej postrzeganym (a PO nie ma pomysłu na kryzys i Polskę; zostaje więc ucieczka do przodu). Szybkie zagranie wyborami pozwala zaś mocno nadszarpnąć przeciwnika (przecież nadal chce zabierać obywatelom pieniądze), wykończyć koalicjanta i na chwilowej poprawie własnego wizerunku zagrać jeszcze raz o całą stawkę – władzę (bo PiS robi wszystko, aby chyba nie wygrać; zresztą oni nie mają z kim współrządzić, a na dziś nie wygrają w takim stosunku, aby robić to samodzielnie, co też jest argumentem na korzyść szybkich wyborów) lub w najgorszym przypadku mocno umocnić się w ławach opozycyjnych. Przy czym tak naprawdę nawet wygrana PiS wcale nie musi oznaczać rządów PiS.
Problem jest jeszcze jeden. W tych wyborach także UPR i pewnie RN także jasno powiedzą: „dość finansowania partii z budżetu”. To jest nasz stały postulat. Tylko, że Pan Premier cięgle nas nie chce zauważyć, a liczy też na to, iż wcześniejsze wybory będą znacznie trudniejsze do rozegrania dla formacji dopiero powstających bądź młodych (niektóre inicjatywy jak np. Posła Wiplera zostaną złapane wręcz na wykroku). I to jest fakt, ale jeśli już dziś się będzie miało świadomość możliwości zaistnienia takiej rozgrywki, to można zminimalizować problem.
Cóż, to tylko moje dywagacje – światy alternatywne, ale naprawdę nie tak trudno jest właśnie taki plan zobaczyć za coraz mniej szczelną zasłoną pustych słów. Tu już nie ma wielkiej gry, skomplikowanych manewrów itd. Jest tylko wszechobecna panika.
Ale o dziwo, ten jeden raz, na tej całej panice w PO, Polacy mogą zyskać. Dlatego akurat tu powiem: Tusku, to akurat musisz. Później zniknij. A czy zrobisz? Z uczciwych pobudek i troski o obywateli zapewne nie, ale z pobudek egoistycznych, pewnie tak. A więc niech będzie i egoizm, byle to zrobić.
Dr Bartosz Józwiak
Prezes Unii Polityki Realnej
Dr Bartosz Józwiak Prezes Unii Polityki Realnej - partii konserwatywno-liberalnej. Doktor archeologii.
3 komentarz