65 lat temu w więzieniu mokotowskim na Rakowieckiej z celi wyprowadzono rotmistrza Witolda Pileckiego. Bolesław Bierut nie skorzystał z prawa łaski. Piotr Śmietański, zwany „Katem Mokotowa” wyciągnął broń, wycelował i strzelił rotmistrzowi Pileckiemu w tył głowy. Jak w Katyniu. Rotmistrza prawdopodobnie pochowano w tzw. Kwaterze na Łączce w anonimowym grobie, by również pamięć o nim umarła, a wszelkie informacje o jego dokonaniach w PRL podlegały cenzurze. Do dziś Rotmistrz Pilecki ma tylko symboliczny grób. Stalinowskie akty prawne, w tym dekret PKWN o szczególnej ochronie państwa z października 1944 r. uznawały za zdradę stanu wybór innej opcji polityczno – ustrojowej. Otwierało to drogę do eliminacji wszystkich oponentów „jedynie słusznej władzy”. W komentarzu do filmu „Generał Nil” Stanisław Żaryn pisze „… polscy […]
65 lat temu w więzieniu mokotowskim na Rakowieckiej z celi wyprowadzono rotmistrza Witolda Pileckiego. Bolesław Bierut nie skorzystał z prawa łaski. Piotr Śmietański, zwany „Katem Mokotowa” wyciągnął broń, wycelował i strzelił rotmistrzowi Pileckiemu w tył głowy. Jak w Katyniu.
Rotmistrza prawdopodobnie pochowano w tzw. Kwaterze na Łączce w anonimowym grobie, by również pamięć o nim umarła, a wszelkie informacje o jego dokonaniach w PRL podlegały cenzurze. Do dziś Rotmistrz Pilecki ma tylko symboliczny grób.
Stalinowskie akty prawne, w tym dekret PKWN o szczególnej ochronie państwa z października 1944 r. uznawały za zdradę stanu wybór innej opcji polityczno – ustrojowej. Otwierało to drogę do eliminacji wszystkich oponentów „jedynie słusznej władzy”.
W komentarzu do filmu „Generał Nil” Stanisław Żaryn pisze „… polscy bohaterowie po 1945 r. stali przed pozornym wyborem. W ówczesnej rzeczywistości alternatywy dla nich nie było, droga była tylko jedna: śmierć”. Taki los spotkał rotmistrza Pileckiego, generała Augusta Emila Fieldorfa „Nila” i wielu innych Polaków niezależnie od tego, czy walczyli z bronią w ręku przeciwko sowieckiemu okupantowi, czy też próbowali sobie jakoś ułożyć życie w nowych warunkach.
Jakoś trudno mi się oprzeć wrażeniu, że i dziś, w wolnej Polsce, pamięć o tych, którzy walczyli o wolność i zostali za to zamordowani, jest dla wielu niewygodna. Bo przecież mówiąc o nich trzeba powiedzieć z kim i dlaczego walczyli; bo przeczy to szeroko kolportowanej narracji o „narodzie sprawców”. Wreszcie – mówiąc o pomordowanych po 1945 r. polskich bohaterach trzeba powiedzieć, kto i dlaczego ich mordował.
3 komentarz