ŚFBadm. wykluczyła z turnieju osiem zawodniczek – Chinki, Indonezyjki i dwie pary Koreanek z południa – za to, że celowo nie starały się wygrać meczów. Od prawej: p.Xiao-Li-Wang i p.Yang Yu dyskutują z sędzią.
Dlaczego to robiły? Bo „działacze” ustalający reguły turnieju wybrali takie, że opłacało się przegrać – by trafić w ćwierćfinale na słabsze zawodniczki.
Cała odpowiedzialność za ten blamaż spada na „działaczy” ŚFBadm. W wielu innych sportach potrafiono sobie z tym poradzić. Np. w brydżu (gdzie działaczami są brydżyści, a więc ludzie inteligentni) jest zasada, że ten, kto wygrał dobiera sobie przeciwnika spomiędzy drugiej czwórki ćwierćfinalistów, potem dobiera sobie przeciwnika drugi, potem trzeci – a czwarty gra z tym, który pozostał – na ogół z najsilniejszym. I wtedy walczy się do końca.
Przypominam: tu nie chodzi o „podkładanie się” – by weszli kumple zamiast kogoś innego. To powinno być tępione, ale najlepszym remedium jest likwidacja rozgrywek grupowych i wprowadzenie systemu puharowego – ew. w wariancie „Monte Carlo” (z repasażem; eliminują dopiero dwie porażki). Jednak jest rzeczą głęboko niemoralną kazać ludziom grać na wygraną – gdy jest to dla nich nieopłacalne. To, oczywiście, musiała być niezła komedia, gdy deblistki Korei Płd i Indonezji starały się, jak mogły, by nie wygrać – ale wina, powtarzam, leży po stronie ŚFBadm.
Jest to również dawanie sędziom ogromnej arbitralnej władzy. W tamtym przypadku była to parodia – ale czasem bywa, że jedna strona chce przegrać, a druga chce wygrać. Jak sędzia ma wtedy orzec, czy zawodnik trafił o centymetr poniżej taśmy, bo chciał – czy dlatego, że chciał przebić tuż nad siatką, i o centymetr się pomylił?
Nie wprowadza sie przepisów, których nie można wyegzekwować!
Arbitralna decyzja ŚFBadm. sprzeczna jest z zasadą Rządów Prawa. Przypominam sytuację sprzed bodaj 15 lat, gdy jakaś bałtycka drużyna kobiecej koszykówki grała w Warszawie. U siebie mecz wygrały 5 punktami, w Warszawie na 10 sekund przed końcem był remis. Piłkę miały Bałtyjki. Ponieważ przy remisie groziła dogrywka (a wtedy można przegrać i 6 punktami…) trener kazał zawodniczce wrzucić piłkę do… swojego kosza.
Przegrały dwoma punktami – ale awansowały…
Nikogo nie zdyskwalifikowano – bo, choć było to sprzeczne z duchem sportu, było to zgodne z Prawem. Po czym natychmiast zebrały się władze ŚFSiatkówki i zmieniły regulamin rozgrywek puharowych.
(Jakby nie można było przewidzieć tego wcześniej – piszę to jako brydżysta)…
Pogarda dla reguł jest dość powszechna. Przypominam sobie, że jako ekspert Towarzystwa Naukowego Organizacji i Kierownictwa w Erze Edwarda Frankofila, brałem udział w opracowywaniu systemu premiowania jakiegoś WOGu (chyba chemicznego; „WOG” to „Wielka Organizacja Gospodarcza” – coś takiego, co obecnie z upodobaniem tworzą działacze PO, łącząc „Puławy” z „Mościcami” i twierdząc z dumą, że będzie to największy w Europie kombinat nawozów sztucznych…). Wtedy pojęcie „zysku” było wyklęte – więc trzeba było wymyślić jakiś system premiowania za wyniki. Koledzy stworzyli piętrowy wzór, uwzględniający ilość produktów, liczbę uśmiechów załogi itp. – a ja siedziałem w kącie i liczyłem. Po pół godzinie przerwałem obrady słowami:
Panowie! Właśnie obliczyłem, że gdyby Wasz wzór został przyjęty, to fabryce opłacałoby się przez cały rok pracować na skład nie sprzedając nic i żyjąc na pożyczce z banku – a na drugi rok sprzedać produkcję z dwóch lat; taka jest tu premia za „zwiększenie produkcji w stosunku do poprzedniego roku”.
Zarówno moi koledzy, jak i przedstawiciele WOGu machnęli ręką
„E, nikt tak nie zrobi…”
Oczywiście czy prędzej wycofałem się z doradzania takim ludziom.
Otóż prawa ustanawia się nie na czasy, gdy wszystko idzie dobrze – ale na wypadek, gdy coś idzie nie tak. I twórca Prawa musi zakładać, że ludzie będą wykorzystywali Prawo dla swojej korzyści. Jak jest drobna luka w ustawie podatkowej – to za miesiąc może się okazać, że 90% podatników uniknie opłacania 90% podatku…
… i nie wolno ich za to „dyskwalifikować”.
A jeśli ktoś uważa, że moralność jest ważniejsza – to proszę bardzo: zlikwidujmy w ogóle prawa i regulaminy i ustalmy, że (jak do dziś obowiązuje to jeszcze w wielu dziedzinach w Wielkiej Brytanii) sędzia działa zgodnie z regułami common sense czyli zdrowego rozsądku.
Np. arbiter meczu Indonezja-Korea Płd. przerwałby tę komedię, w której obie strony chciały przegrać – i ogłosiłby zwycięzcę przez losowanie.
Tak też można. Sprawa jest niewątpliwie kontrowersyjna. Obydwa systemy mają plusy i minusy.
Ale trzeba się na coś zdecydować!
Jeśli się ogłasza regulamin – to trzeba się go trzymać!
Osobną kwestią jest reakcja polskich działaczy:
http://www.sport.pl/londyn2012/10,124830,12237930,Londyn_2012__
Polacy_badmintonisci__wreszcie_utarto.html
PP.Bartosz Buk i Michał Polpiszą: „Londyn 2012. Polscy badmintoniści: wreszcie utarto nosa Azjatom. Układy były od dawna”
Polscy badmintoniści chwalą decyzję Światowej Federacji o wykluczeniu z igrzysk ośmiu zawodniczek z Chin, Korei Płd i Indonezji, które specjalnie starały się przegrać, żeby w następnej rundzie trafić na słabsze rywalki.
Trener, p.Jerzy Dołhan,mówi:„Wreszcie utarli nosa Azjatom. W badmintonie nie raz zdarzały się takie układy. To chińscy trenerzy decydowali kto ma wygrać. Ale tutaj cała hala widziała, co się dzieje i buczała, bo najlepsza chińska para trafia serwisy w siatkę i gra aktorsko na korcie. Ja gdybym był sędzią głównym, to bym ich zdyskwalifikował z całego turnieju jeszcze podczas meczu ”.
W rzeczywistości zawodnicy mówią trochę inaczej:
Azjatom bardzo często zdarza się grać tak nie fair. Ale tutaj to wina systemu rozgrywania igrzysk. Przewidywaliśmy, że w ostatnich meczach grupowych będą się dziać dziwne rzeczy. Większość turniejów na świecie gramy puharowo. Powinna to być nauczka przed igrzyskami w Rio–dodają Nadieżda Ziębai Robert Mateusiak.
I mówią rozsądnie. NB na tej samej Olimpiadzie trener japońskich piłkarek nożnych zabronił grać na wygraną – by nie trafiły na silniejszą drużynę. Padł wynik 0-0 – i nikomu nic nie zrobiono.
Z ostatniej chwili:Chińska Federacja Badmintona zażądała od swego debla, by przeprosił za swoje postępowanie.P.Yáng Yú,dwukrotna mistrzyni olimpijska (26 lat) odmówiła twierdząc, że Chinki po prostu oszczędzały siły na ćwierćfinały. Postanowiła na znak protestu zakończyć karierę; na chińskim twitterze (wei-bo) p.Yú napisała: "To moje ostatnie zawody. Żegnaj, Światowa Federacjo Badmintona; żegnaj, mój ukochany badmintonie”