Rewolucje mają to do siebie, że są planowane w miejscach z dala od punktu, w którym mają wzniecić ogień, i to, że pożerają własne dzieci.
W wielu regionach świata życie ludzkie, najcenniejszy dar, jest zagrożone; ludzie codziennie giną w zamachach bombowych, od kul, maczet – umierają w cierpieniu bez opieki medycznej w warunkach skrajnej nędzy. W wielu takich miejscach ludzi zostawia się samym sobie. Nikt nie interweniuje, nie spieszy z pomocą, nie wysyła wojska, nie dostarcza pieniędzy, nawet nie gani. Potajemnie handluje się bronią.
Początkowo nosiłem się z zamiarem napisania obszernego felietonu na temat wydarzeń, które mają miejsce na Ukrainie, ale zdałem sobie sprawę z bezsensu włączania się w nurt pisaniny o rewolucji, którą zajmuje się setka dziennikarzy i tysiące blogerów, rewolucji jaka przelewa się przez telewizję, prasę i portale społecznościowe:
O rewolucji dążącej do podziału Ukrainy na Czerwoną Ruś i prozachodnią U’krainy Polszy.
O rewolucji finansowanej z niewiadomych źródeł.
O rewolucji, która pożre swoje dzieci i zdestabilizuje tę część Europy.
O rewolucji, która ma odwrócić uwagę od prawdziwych problemów księgowych Brukseli…
Patrzę na te wydarzania z niepokojem: ludzie nadal nie rozumują, że władza rządzi się swoimi prawami, że ta kolejna, po demokratycznych wyborach, walka o władzę niczego istotnego nie przyniesie, że chleb nie stanieje, nie przybędzie miejsc pracy; ludzie udają nie wiedzieć, że na czele zawsze staje karierowicz, który zaprowadzi ich tam dokąd sam zmierza po czym bezceremonialnie zatrzaśnie drzwi przed nosem tych, którzy szli za nim. I tak, można rzec, w kółko. Władza i opozycja, opozycja i ulica, której spraw nikt nie jest w stanie rozwiązać. Chciałoby się powiedzieć: taki znak współczesnego świata.
Żadne społeczeństwo nie jest jednolite, tym bardziej nie jest takim społeczeństwo Ukrainy. Na tym wielkim terytorium byli, są i pozostaną ludzie przeciwni ideom i ludzie popierający idee narodowe skrajnie nacjonalistyczne i nawet gdyby Kliczko został prezydentem Ukrainy (a już jest spora grupa przeciwników takiej idei) w jej obecnym kształcie, to problem pojawi się ponownie już za chwilę.
Myślenie, że na tej ukraińskiej zawierusze może skorzystać Polska jest myśleniem błędnym, fałszywym tropem: gdyby miało się okazać, że za sukces zostanie ogłoszony podział Ukrainy na dwie (lub więcej) części, to po jakimś czasie może wyjść na jaw, że rewolucja na Ukrainie jest zaledwie częścią planu podzielenia tej części Europy.
Może się okazać, że po proeuropejskiej zachodniej Ukrainie przyjdzie czas na separatystyczne dążenia Ślązaków do ustanowienia swojej autonomii, a potem Pomorza, Mazur i Bóg wie czego jeszcze.
Dlatego też szansą na normalizację sytuacji w regionie jest szybki rozpad biurokratycznego molocha w Brukseli, z centralą w Bon, która realizuje niemiecki plan współczesnej wojny ekonomicznej.
Jakiekolwiek mieszanie się w sprawy wewnętrzne Ukrainy nie sprzyja interesom Polski. Więcej, zagraża naszej kruchej stabilizacji, bo problemy korupcji rządzących i narastające bezrobocie i bieda mogą stać się zaczynem podobnych sytuacji, ale przebiegu i konsekwencji nie jesteśmy dziś w stanie przewidzieć.
Przyznam szczerze, że wolałbym silnego przywódcę – męża stanu, który rozwiązałby problemy, jakie narosły przez ostatnie dwie dekady, i pokazał właściwy kurs na drodze pokojowych rozwiązań niż abym miał widzieć młodzież i dorosłych podpalających Polskę. Ukraińska forma dialogu z siekierami, maczetami i płonącymi samochodami mnie osobiście nie odpowiada; nie wiem, czy słusznie, ale kojarzy się mi się z Syrią.
Ale to jest mój punkt widzenia i wiem, że innych punktów równie racjonalnych, ale i też takich pozbawionych sensu, jest wiele, jeśli nie więcej.
Jeden komentarz