Doczekaliśmy czasów, kiedy każda właściwie książka, zwłaszcza jeśli poleca ją GW obłożona jest pewnym przekazem podprogowym
Doczekaliśmy czasów, kiedy każda właściwie książka, zwłaszcza jeśli poleca ją GW obłożona jest pewnym przekazem podprogowym. Konstrukcja tego przekazu jest następująca, w tekście książki lub w recenzjach umieszcza się – można rzec, że rozrzuca – słowo Izrael lub słowo 'Żyd” w kontekstach pozytywnych i budzących dobre emocje oraz słowo – Kaczyński – w kontekstach negatywnych. Fakt, że Kaczyński nie ma nic do Żydów i Izraela, przeciwnie kieruje najbardziej filosemicką partią w kraju, nie ma dla autorów i redaktorów znaczenia. Chodzi o utrwalenie schematu – Kaczyński antysemita.
Konstrukcja ta jak napisałem musi, bo to jest przymus, znajdować się w każdej polecanej przez GW publikacji trafiającej do masowego odbiorcy. I tak GW pomieszcza dziś na swoim portalu wywiad z Kamilem Sipowiczem, znanym nieudacznikiem i narkomanem udającym artystę. Człowiek ten napisał właśnie i wydał książkę. Rzecz nazywa się „Czy marihuana jest z konopi” i traktuje – z tego co zrozumiałem, a być może nie zrozumiałem wszystkiego – że w przeciwieństwie do alkoholu marihuana jest narkotykiem miłości, pokoju, inspiracji twórczej i poezji. Jak parszywe jest to kłamstwo przekonać się możemy biorąc do ręki jakikolwiek utwór tegoż Sipowicza. Autorowi to jednak nie przeszkadza. Opowiada o tym jak to alkohol wyzwala agresję i powoduje, że wybuchają wojny. Na przykład pierwsza i druga wojna światowa, system Gułagów i Holocaust to według Sipowicza wynik pijaństwa. Gdyby NKWD miast chlać jarało, nie byłoby Kołymy, płynie wniosek z tych rozważań.
Ja mógłbym oczywiście, tego nie komentować, ale chyba się nie powstrzymam. W książkach Sergiusza Piaseckiego, który na czym jak na czym, ale na narkotykach, wódce i armii czerwonej znał się jak mało kto, przeczytać można, że ruskie służby były po prostu gromadą ćpunów i alkoholików. Ćpuny dowodziły alkoholikami i tak to się kręciło. Oczywiście – powiedziałby Sipowicz przyłapany na tej nędznej manipulacji – ale oni byli morfinistami, a nie palaczami zioła.
A tego miły panie Sipowicz nie umiemy stwierdzić na pewno, jeśli bowiem sięgniemy do książek wspomnianego już Piaseckiego, dowiemy się z nich, że wbrew obiegowym opiniom, walutą służącą do rozliczeń panom czerwonym oficerom, nie był bynajmniej papierowy rubel z gwiazdką, ale amerykański dolar i carska „świnka”. Wnieść z tego można, że panów tych stać było na różne rzeczy, nie tylko na to co tam stało w aptekach. Przemyt zaś, jak pamiętają ci, co czytali, był podstawowym źródłem zaopatrzenia Rosjan w towary ze świata wolnego od komunizmu.
Wróćmy jednak do przekazu podprogowego książki Sipowicza. Tytuł to oczywiście cytat z Jarosława Kaczyńskiego, który dał kiedyś dowód swojej niewinności zadając takie właśnie pytanie. Sipowicz wstawił to na okładkę, a w recenzji szydzi, że Kaczyński nie wie co to maryśka i nie ma prawa jazdy, no i są to zjawiska tej samej kategorii, po których łatwo rozpoznać lewusa i ofiarę losu.
U Sipowicza marihuana to cudowne zioło, które nie dość, że ma moc, to jeszcze, uzdrawia ludzi. No, a jak myślicie, gdzie produkuje się najwięcej cudownych specyfików przeciwbólowych z maryśki? Zgadliście – w Izraelu. Oczywiście także w Kalifornii, ale Izrael jest ważniejszy. Sipowicz wymienia go kilka razy.
Opowiada także nam autor o tym jak według niego można by wykorzystać konopie w przemyśle polskim. Pisze, że ściana wschodnia mogłaby zacząć prosperować dzięki plantacjom maryśki. Oczywiście fakt iż ściana wschodnia prosperuje dzięki plantacjom tytoniu, chmielu, a kiedyś także buraków cukrowych, nie dociera do Sipowicza, bo po co. Papierosy powodują raka, piwo uzależnia i wywołuje agresję, a cukier to jak pamiętamy biała śmierć. Marihuana to co innego. Ona jest dobra i łagodna. Sipowicz palił trzydzieści lat temu w gronie przyjaciół, dyskutował sobie z nimi o filozofii, poezji i innych przyjemnych rzeczach, śmiał się i było mu dobrze. Potem pisał wiersze i był przez to szczęśliwszy. Gdyby to samo robił Kaczyński, może nie byłby dziś takim straszliwym antysemitą sugeruje pan Kamil i zaczyna o czymś innym. O tym mianowicie, że w Azji dzięki paleniu było mniej wojen, szczególnie w Indiach, wojny zaczęły się dopiero, kiedy zły i podły biały człowiek wydestylował z opiatów twarde narkotyki i zaczął nimi handlować. Pogodne te idiotyzmy nie peszą wcale redaktora prowadzącego wywiad, przeciwnie, opada on w nie jak w puch i snuje wraz z Sipowiczem tę czarodziejską opowieść.
Indie – oaza pokoju, produkcja kokainy heroiny przez białych ludzi – zło. Nie wiem jak to było z produkcją kokainy i heroiny w Izraelu, ale może warto to zbadać, w końcu tam także mieszkają biali ludzie. Indie zaś na pewno nie były żadną oazą.
Sipowicz może oczywiście udowadniać co chce i pisać o czym chce. Lansować będą mu dowolne głupoty, byle pojawiało się tam nazwisko Kaczyński wśród jednoznacznych skojarzeń.
Nie obyło się w tej recenzji także bez odniesień do Biblii, z zadziwiającą pewnością siebie oznajmia nam Sipowicz, że starotestamentowi prorocy byli po prostu upaleni, że Mojżesz sobie jarał po drodze do Kannan, wszyscy Izraelici zajadali się zaś tą całą manną, która nie mogła być niczym innym tylko jakimś polepszaczem życia. Piszą o tym – według Sipowicza – różni mądrzy autorzy, których on wymienia z nazwiska i imienia robiąc przy tym wrażenie erudyty. Pewność z jaką Sipowicz demaskuje Pana Boga i jego metody nie pozostawia najmniejszych wątpliwości co do tego, że zdanie – „kiedyś paliłem, ale dziś jest mi to niepotrzebne” – które pojawia się w tekście, to szydercze kłamstwo.
Mógłbym oczywiście uwierzyć w to, że wszystkie głupstwa i niekonsekwencje tej książki to wynik zmian jakie nastąpiły w mózgu Sipowicza na skutek używania substancji odurzających – Sipowicz dyskretnie milczy na temat używania przez siebie twardych narkotyków i deklaruje, że jest przeciw – nie mogę jednak przyjąć takiego założenia. Książka ta jest bowiem całkiem nowym rodzajem produktu publicystycznego. I nie będę się tu starał wymyślać jakiejś uczonej nazwy dla tego co zrobił Sipowicz. Chodzi bowiem tylko o to, by za pomocą bredni, interesujących poprzez swoją łatwość i przyzwolenie na narkotyki, dla młodzieży lansować treści polityczne. Mówiąc wprost – szerzyć nienawiść. Zobaczcie sami jak to się robi.http://wyborcza.pl/1,75480,10296812,Kamil_Sipowicz__Bierzcie_i_palcie_wszyscy.html?as=1&startsz=x
Zapraszam oczywiście na swoją stronę www.coryllus.pl , gdzie można kupić moje książki: „Baśń jak niedźwiedź”, „Dzieci peerelu”, „Atrapia” oraz książkę Toyaha „O siedmiokilogramowym liściu i inne historie” a także tomik wierszy Ojca Antoniego Rachmajdy pod tytułem „Pustelnik północnego ogrodu”.
swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy