Pieczęć rozważana w najszerszym znaczeniu tego pojęcia, jest znakiem rozpoznawczo – własnościowym określonej osoby fizycznej lub prawnej, wyciśniętym za pomocą twardego stempla w odpowiedniej masie plastycznej lub farbie, a pełniącym rolę świadectwa wiarygodności i mocy prawnej, wykładnika woli jego właściciela, jak również środka kontrolującego i zabezpieczającego nienaruszalność zamkniętego nią pisma lub przedmiotu. Pojęciem pieczęć obejmujemy dwojakie jej znaczenie: właściwej pieczęci, czyli jej odcisku w masie plastycznej oraz tłoku pieczętnego z utrwalonym na jego powierzchni znakiem pieczętnym. (M. Gumowski, M. Haisig, S. Mikucki, Sfragistyka, Warszawa 1960, s. 59.)
Jedno nie ulega wątpliwości. Wosk pszczeli był strażnikiem naszej europejskiej cywilizacji. I to jakim strażnikiem – kto wie, czy nie najbardziej odpowiedzialnym. Od czasów starożytności poprzez średniowiecze aż po XIX wiek, jako jedyny i nieodzowny materiał, używany był do wyciskania pieczęci i uwierzytelniania wszelkich dokumentów. Szczególnie popularne były woskowe pieczęcie w okresie średniowiecza. Od czasów Karola Wielkiego (742-814) przez następne 1000 lat historii powszechnej Europy, wykonano ich tysiące, a może więcej. Nie ilość jednak, ale jakość się liczy. A pieczęcie woskowe sygnowały dokumenty, bez których Europa wyglądałaby dzisiaj inaczej. Może lepiej a może gorzej, ale zawsze inaczej. Powód zastosowania właśnie wosku do tak ważnej procedury prawnej, jak poświadczanie pism i dokumentów, innymi słowy, podpisywanie ich w ten szczególny sposób, był bardzo prosty. Po pierwsze wosk pszczeli był łatwo dostępny – bartnicy „buszowali” po puszczach i już od dawna wiedzieli, jaki skarb mają do zaoferowania. Po drugie – można rzec, fizykochemiczne właściwości wosku – materiału plastycznego a wytrzymałego. Był jeszcze trzeci powód. Wosk był produktem szlachetnym i trochę tajemniczym. Doskonale nadawał się na powiernika spraw prywatnych, publicznych i państwowych.
Wosk przetapiano zawsze w bardzo tradycyjny sposób. Albo gotując plastry (woszczynę) w wodzie, albo korzystając z dobrodziejstwa promieni słonecznych. Jego barwa uzależniona była i jest od wieku plastrów. Jak wiedzą pszczelarze, może być jasnożółty i kremowy. Może być także ciemnobrązowy. Im starszy, tym ciemniejszy. I dlatego pieczęcie woskowe także miewały różną naturalną barwę. A potem przyszedł czas, że urzędnicy i ustawodawcy, rozkazali barwić wosk, na przykład na czerwono, żeby pieczęć wyglądała jeszcze dostojniej.
Pierwszym w dziejach teoretykiem sfragistyki (czyli nauki o pieczęciach) był średniowieczny kanonik zuryski Konrad z Mure. W 1275 roku wydał dzieło Summa de arte prosandi. Do dzisiaj tekst ten pozostaje nie tylko dokumentem odległych czasów, ale również wnikliwą analizą tematu. Trzeba pamiętać, że Konrad z Mure czerpał z przebogatego materiału nie tylko historycznego, ale również dni jemu współczesnych. W książce kanonika z Mure czytamy: pieczęć niech będzie ze świeżego wosku bez zafałszowań, lub z wosku i żywicy dobrze oczyszczonej. Jest to pierwsza w historii, zachowana receptura na masę pieczętną. A tak na marginesie – człowiek zawsze był niepoprawny, już w XIII wieku wpadł na pomysł, żeby fałszować wosk i trzeba było uważać. Drugą recepturę historia zapamiętała w 1500 roku: weź trzy części wosku, czwartą część żywicy piątą, część cynobru, po stopieniu razem należy jeszcze dodać na jeden funt dwie uncje lub trochę więcej tłuszczu masłowego. Jak widać sposób przyrządzania masy pieczętnej z wosku ewoluował. W 1700 roku reguły uległy poważnym zmianom: należy wziąć 3 łuty kalafonii, za jeden szeląg terpentyny, za 6 fenigów żółtego wosku, za 4 szelągi cynobru. Składniki stopić i wymieszać, gdy zaczną twardnieć, w rękach wałkować. Leksykon Zedlera, wydany w Halle w 1743 roku przyniósł jeszcze jedną innowację: 1 funt wosku, ½ łuta terpentyny, 1 pełną łupinę miodu stopić w garnku i dodać 3 łuty cynobru lub grynszpanu. Powyższe receptury podałem nie tylko dla koneserów. A swoją drogą dobrze działo się bartnikom, bo chyba tylko im musieli kłaniać się władcy i jeszcze sowicie ich opłacać. O czasy, o obyczaje!
Pierwszą zachowaną pieczęcią na ziemiach polskich był majestatyczny znak pod dokumentem Władysława Hermana z końca XI wieku, odciśnięty na pergaminie. Potem kto żyw: szlachta, książęta, królowie odciskali swoje pieczęcie. Wielu z nich również dlatego, że nie potrafili – o zgrozo – pisać. A po za tym zawsze dodawało im to niezbędnego splendoru. Tylko diabły nie sygnowały swoich cyrografów woskiem – a za pokwitowanie starczała krew nieszczęśnika. No, ale cyrograf, to była siódma pieczęć. Śześć pierwszych pieczęci było z wosku pszczelego!
Dziennikarz i wydawca. Twórca portali "Bobowa Od-Nowa" i "Gorlice i Okolice" w powiecie gorlickim (www.gorliceiokolice.eu). Zastępca redaktora naczelnego portalu "3obieg". Redaktor naczelny portalu "Zdrowie za Zdrowie". W latach 2004-2013 wydawca i redaktor naczelny czasopism "Kalendarz Pszczelarza" i "Przegląd Pszczelarski". Autor książek "Ule i pasieki w Polsce" i "Krynica Zdrój - miasto, ludzie, okolice". Właściciel Wydawnictwa WILCZYSKA (www.wilczyska.eu). Członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.