Silna gospodarka – wolne żarty, ministrze Rostowski
01/10/2011
371 Wyświetlenia
0 Komentarze
10 minut czytania
Minister Rostowski powiedział, że mamy „silną, a nawet bardzo silną gospodarkę”. Gruba przesada, nawet bardzo gruba.
To typowe propagandowe sianie optymizmu. Optymistą trzeba być, minister finansów nie powinien siać pesymizmu i niepokojów, bo to szkodzi gospodarce, ale przecież nie można uciekać od realnej oceny rzeczywistości, nie można społeczeństwa oszukiwać, zwłaszcza przed wyborami, bo skończy się tak jak na Węgrzech z poprzednim premierem, który odszedł w niesławie po miesiącach protestów.
Często siłę gospodarki identyfikuje się ze spełnianiem określonych warunków stabilizacji finansowej – na przykład w publicystyce często identyfikuje się pojęcie silnej gospodarki z posiadaniem zrównoważonego budżetu, niskiego lub najlepiej zerowego długu publicznego. Do tego nam oczywiście daleko, bo mamy dług publiczny, zbliżający się do granicy wyznaczonej przez wymogi unijne. Ale w związku z licznymi nieporozumieniami w tej kwestii trzeba wyjaśnić, że problemem nie jest sam dług, bo istotne są koszty jego obsługi i wysoki udział długu zagranicznego – a to ok. 1/3 długu. Uzależnienie od zagranicy powoduje, że osłabienie złotego doprowadzi do raptownego wzrostu kosztów obsługi tego długu i samej wartości części zagranicznej – w efekcie nagle pewnego dnia możemy obudzić się ze złamaną Konstytucją.
Wielokrotnie mówiłem, że wpisanie do Konstytucji i do ustawy o finansach publicznych „dyscyplinujących” ograniczeń i limitów, było co najmniej nieroztropne, jako wynik mechanicystycznego myślenia, a nie zrozumienia procesów ekonomicznych. Sam dług nie jest taki duży i nie byłby istotny, gdyby był wyłącznie krajowy, bo wtedy dług państwa stanowiłby jednocześnie bogactwo właścicieli obligacji, jest wiele przykładów, nie tylko najczęściej wymienianej Japonii, że z takim długiem, nawet stosunkowo wysokim, można dość dobrze funkcjonować. Istotne, niebezpieczne i szkodliwe jest zadłużanie państwa za granicą i doprowadzenie do sytuacji, że – jak podała niedawno prasa – „polskie obligacje idą na giełdzie w Londynie jak świeże bułeczki”. To znaczy, że minister Rostowski dość hojnie oferuje polskie obligacje zagranicznym nabywcom za wysokie odsetki, które polscy podatnicy będą spłacać. Może rzeczywiście mamy silną gospodarkę i możemy sobie na to pozwolić? Wątpię.
Najistotniejszy jest zatem dług zagraniczny i warto tu dopowiedzieć, że na tym polega błąd zamieszczonej przez FOR Leszka Balcerowicza „tablicy długu publicznego” – nie podaje na niej elementu najistotniejszego: części zagranicznej, a skoro podanie niepełnej prawdy jest kłamstwem, to trzeba jasno powiedzieć, że tablica ta jest jednak dezinformacją.
Warto zatem powiedzieć sobie, co to znaczy „silna gospodarka”. Siła gospodarki jest określona przede wszystkim przez stan przemysłu: jego nowoczesność, zdolność do zaoferowania światu cenionych nowoczesnych produktów, realizowanych poprzez nowoczesne technologie, z dużym wkładem własnej myśli naukowej i rozwiązań technicznych. Silna gospodarka to gospodarka mająca zdolność do ekspansji na światowe rynki, a zarazem zdolność do generowania względnie wysokiego trwałego wzrostu. I to wzrostu realnego, a nie takiego, jaki nam się w propagandzie przedstawia, czyli nominalnego: po odjęciu od niego niemałego wskaźnika inflacji otrzymujemy przecież efekt realny dość mizerny.
Warto też zdawać sobie sprawę z tego, że silną gospodarkę charakteryzują z jednej strony nadwyżka eksportowa i jednocześnie w jej wyniku umacniający się pieniądz krajowy. W efekcie ma miejsce ekspansja kapitałowa za granicę – przykładem kraju, który to od lat z sukcesem osiąga jest RFN. Ale silna gospodarka to taka, która jednocześnie może pochwalić się tym, że ma długookresowe tempo wzrostu na poziomie kilku procent – i wysoki PKB na głowę, bo wysoki wzrost kosztem biednego społeczeństwa o sile gospodarki bynajmniej nie świadczy. Silna gospodarka to wreszcie – silny budżet państwa, realizujący swe zadania, finansowane na właściwym poziomie, a nie tak, że obywatele zaczynają odwracać się od swego państwa.
No i gdybyśmy tak z panem ministrem siedli przed realnymi liczbami, to chyba by się musiał zgodzić, że silna to ta nasza gospodarka nie jest, żadnego z tych warunków silnej gospodarki nie spełnia.
Polska gospodarka silna nie jest, bo ani nie mamy przemysłu, który może światu wiele zaoferować, za to wszystko prawie, co mamy w sklepach jest produkcji zagranicznej, ani nie jesteśmy w stanie zapewnić godnego poziomu życia wielu obywatelom – po dwudziestu latach od upadku kominizmu. Na półkach sklepów w świecie z polskich produktów chyba tylko gry komputerowe, a poza tym chyba niewiele. No i oczywiście jak za minionych lat ham (szynka po angielsku) i polish vodka – no ale na grach komputerowych, szynce i alkoholowych procentach silnej gospodarki się nie zbuduje. A i w polskich sklepach prawie wszystko to produkty zagraniczne, importowane bądź produkowane przez przejęte firmy. Nie można mówić, że ma się silną gospodarkę, skoro wytraciło się wiele przemysłów: stoczniowy, elektroniczny (były kiedyś zakłady Kasprzaka, Polkolor, Elwro, i inne firmy komputerowe), samochodowy (zagraniczne montownie to przecież nie polski przemysł); w Warszawie, Gdańsku, Szczecinie i w wielu innych miastach dużego przemysłu już w ogóle albo prawie nie ma.
Nadwyżki w handlu zagranicznym oczywiście nie mamy, ale za to wysoki deficyt – i co ciekawe, teraz okazuje się, że ten sprzed kilku lat był wyższy niż wykazywano w bilansie jeszcze kilka miesięcy temu – czyżby kamuflowano pieniądze, by nie płacić podatków?
Silna gospodarka daje światu miliardy swej nadwyżki, by pomóc innym, a nie przechwala się, że rozwiniemy się dzięki 300 mld zastrzyku środków unijnych. Warto przy okazji zapytać, czy skoro bez takiej finansowej kroplówki nie możemy zaspokoić podstawowych potrzeb, to czy silna jest gospodarka, z której jednocześnie rok po roku upuszcza się finansową krew na 50 mld zł? Chodzi o odpływ dochodów za granicę – bilans płatniczy Polski nie napawa optymizmem i świadczy o słabości polskiej gospodarki.
Czy mamy silną gospodarkę, skoro nasza młodzież nie może znaleźć pracy, a emigrując za granicę stwierdza, że na byle jakim stanowisku niewykwalifikowanego pracownika zarobi więcej niż w Polsce po studiach politechnicznych? A nawet w Polsce, jak za głębokiej komuny wykształcenie się nie opłaca, bo chłopak po zawodówce zarobi więcej niż nauczyciel, lekarz, inżynier? Czy mamy zatem silną gospodarkę? Chyba nie.
No, chyba, że się mylę, bo po działaniach rządu PO można by odnieść wrażenie, że jesteśmy potęgą gospodarczą. Budujemy, jak się pisze, najdroższy stadion świata – Anglicy, gospodarcze słabizny, zbudowali podobny stadion za sporo niższą kwotę – no, ale my, silni, paniska, możemy sobie pozwolić nie tylko na najdroższy stadion, ale i na autostrady znacznie przepłacone.
I na Metro – bez sensu budowane horrendalnie drogą technologią. Warto dodać, że zdaniem ekspertów warunki hydrogeologiczne dla podłoża Warszawy nie dają podstawy do budowy głębokich tuneli Metra i pytają, kto wyraził zgodę na bardzo kosztowne drążenie głębokiego Metra w Warszawie? Do tego przez obce firmy, wprowadzone przez niefachowo przeprowadzoną procedurą przetargową? Zapewne usprawiedliwia to siła naszej gospodarki,. A co, my, silni, możemy zaszaleć, dajmy innym zarobić.
Jak powiedział wielki C.S. Lewis (autor „Opowieści z Narni), pycha jest największym grzechem, bo zaślepia – a czyż nie jest pychą opowiadanie o silnej polskiej gospodarce?