Ciekawe, dlaczego dorośli, poważni na pozór ludzie nie wstydzą się sprzedawać publicznie swoich fantazji politycznych, czyli mówić o rzeczach, na których zupełnie się nie znają.
W Ochotnicy, gdy ktoś mówi truizmy i odkrywa rzeczy powszechnie znane mówi się, że znalazł siekierę pod ławą. Powiedzonko to znane jest zapewne nie tylko w górach. Mam nadzieję, że nie zostało zarejestrowane jako produkt regionalny ( jak oscypek w Tatrach) i że wolno je stosować bez dodatkowych opłat ( nazwy oscypek nie wolno).
Specjaliści od znajdywania siekiery pod ławą to najczęściej ludzie towarzyscy, którzy dla przyjemności rozmowy ( wydawania dźwięków) formułują sądy o takim poziomie ogólności, że trudno im zaprzeczyć. Na przykład: „w każdym środowisku znajdzie się ktoś nieuczciwy”.
W takiej sytuacji wystarczy potakiwać.
Nieco trudniej jest, gdy ktoś dowiedziawszy się, że na przykład lubię konie zaczyna mi opowiadać jak się robi mesz, albo jak się wkłada wędzidło opornemu delikwentowi. Wędzidło wkładałam przynajmniej kilka tysięcy razy ( przez długie lata jeździłam codziennie na 5, 6 koniach) i mogę zrobić to przez sen.
W takiej sytuacji wystarczy uprzejmie się uśmiechać.
Najgorzej jest, gdy osoba pouczająca mnie, nie wie jak się wkłada wędzidło, ale nie wstydzi się sprzedawać publicznie swoich wyobrażeń, które tak się mają do rzeczywistości jak fantazje erotyczne nastolatka do seksu. Na przykład ostatnio pewien pan zapewniał mnie, że żeby włożyć koniowi wędzidło trzeba „wepchnąć mu palec do kieszonki”. Odniosłam nieodparte wrażenie, że myli kiełznanie konia z odrobaczaniem psa, ale nie potwierdziłam jego teorii ani nie zaprzeczyłam.
Nie mam misji wychowawczej w stosunku do obcych dorosłych ludzi.
Ciekawe, dlaczego konie ludzi sprzedających publicznie swoje fantazje hippiczne prawie zawsze cwałują? Po tym cwale rozpoznaję, po pierwszym zdaniu osoby, które z dużym prawdopodobieństwem nigdy nie siedziały na koniu.
Ciekawe, dlaczego dorośli, poważni na pozór ludzie nie wstydzą się sprzedawać publicznie swoich fantazji politycznych, czyli mówić o rzeczach, na których się zupełnie nie znają?
Taka jest sytuacja z ordynacjami wyborczymi. Nie znają się na nich politycy, nie znają się prawnicy, co gorsza nie znają się wyborcy. Nie jest to żadna wiedza tajemna i choć systemy dystrybucji mandatów (d’Hondta, Saint-Lague, STV, SNTV) mogą wydawać się skomplikowane, dla ich zrozumienia wystarczy matematyka na poziomie szkoły podstawowej. Kompletna ignorancja nie przeszkadza jednak ludziom zaciekle, choć mało rzeczowo, dyskutować na ten temat.
Kilka lat temu byłam na seminarium poświęconym systemom wyborczym w Instytucie Fizyki na Hożej. Po krótkim, dobrym wykładzie specjalisty, zgromadzeni na sali fizycy przystąpili do dyskusji. Nie wierzyłam własnym uszom.
Pierwszy z nich natychmiast znalazł siekierę pod ławą. Oświadczył z namaszczeniem, że każdy system wyborczy ma swoje wady i zalety i zamilkł.
Następny, znany fizyk teoretyk ( przez chrześcijańskie miłosierdzie, nie podam jego nazwiska) rozpoczął swą wypowiedź od: „Bo ja tak sobie myślę…”. Potem zawiesił się na dłuższy czas. Ostatecznie stwierdził, że możliwe jest zbudowanie nieskończenie wielu systemów wyborczych i dlatego nie sposób powiedzieć, który jest najlepszy. Tego nie zniósł prowadzący spotkanie prof. Łukasz Turski i gorąco zaprotestował.
Następnie pewna pani doświadczalnik stwierdziła ( jak to doświadczalnik a priori), że w systemie JOW w parlamencie znaleźliby się wyłącznie ludzie pokroju Stokłosy.
Na tym zakończyła się dyskusja ludzi, którzy uważają się za elitę intelektualną kraju.
W naszym domowym języku powiedzenie: „ja tak sobie myślę” oznacza odtąd, że wypowiadający je ma zamiar bredzić.
Na zakończenie coś pozytywnego. Na salonie 24 pisuje pewien fizyk teoretyk. Otóż ten pan ma wyjątkowy talent pedagogiczny. Usiłują z nim czasami dyskutować osoby, które znają się na fizyce tak jak mój rozmówca na koniach, albo specjaliści od znajdywania siekiery pod ławą. Ze świętą cierpliwością pan Jadczyk uściśla ich wypowiedzi i prostuje ścieżki ich myślenia. Proszę sprawdzić.