Bez kategorii
Like

Si vis pacem, para bellum…

06/08/2012
725 Wyświetlenia
0 Komentarze
6 minut czytania
no-cover

czyli jak to robili w Szwajcarii

0


 

Tomasz Jeż w korespondencji ze Szwajcarii donosił w roku 1873 o swoim wielkim zdumieniu, gdy odkrył, że dochodzący do jego mieszkania  huk wystrzałów karabinowych i działowych, bębnienie, trąbienie, komendy były związane z wojskowym przeglądem kantonalnym, odbywający się po gminach każdej wiosny.
Jeszcze bardziej się zdziwił, gdy wyszedłszy z domu zobaczył, że do popisu stanęło w jednym szeregu wojsko i … miejscowa szkoła. Nad batalionami powiewał sztandar szkoły komunalnej, w karnym ordynku stali uczniowie w wieku 10-14 lat.
 
A co za ochota do pukaniny!
Pomimo niedostatków w wykonywaniu obrotów niektórych, jakie mnie staremu żołnierzowi, w oczy się rzucały, nie mogłem się dosyć napatrzyć na dziatwę tę szwajcarską, bawiącą się w obronę kraju. Boć, koniec końców, popis ów, była to zabawa, do której nauka przyłącza się w sposób dodatkowy. Oficer dowodzący nie okazywał wymagań zbytecznych. Usterki płazem puszczał i z cierpliwością wielką tłumaczył, co i jak robić należy, ażeby nieprzyjacielowi szkodę sprawić jak największą. Po każdem wytłumaczeniu, zawsze szło lepiej, a co raz to lepiej, tak że w końcu robiło się dobrze. Najlepiej odbywała się musztra tyralierska biegiem, ze strzelaniem naprzód, lub ze strzelaniem w odwrocie, z przyklękaniem, z ukrywaniem się za schrony naturalne, z przypadaniem do ziemi i czołganiem się po takowej. Najgorzej palba rotowa i salwy. Lepiej jednak niż wszystko miał się apetyt chłopców, zaspokajany z koszyków, przyniesionych przez matki i siostry, które wieńcem różnokolorowym otaczały plac manewrowy, świętując przez cały czas trwania popisów dziatwy szkolnej.
 
Popisy ciągnęły się przez dwa dni, do siódmej rano do siódmej wieczorem, z odpoczynkami krótszymi i dłuższymi.
 
Chłopcy zdali w sposób zadowalający egzamin całej szkoły żołnierza, od obrotów ciała zaczynając a na ewolucjach linii kończąc i udaną wojnę prowadząc. Stoczono bitew kilka. Biła się piechota przeciwko piechocie; biła się piechota przeciwko artylerii i przeciwko kawalerii(…) Manewrowano na głos komendy i według sygnałów, Słowem nie opuszczono nic, tak że ta dziatwa mogłaby bitwę prawdziwą stoczyć, byle bitwa nie była poprzedzona przez pochód długi i nużący, któryby stargał siły dziesięcioletnich rycerzy (…). Popisy zaczynał i kończył przemarsz ceremonialny przez miasto, z muzyką na czele, ze sztandarami na wiatr rozpuszczonymi, pod któremi zachwycająco wyglądała dziatwa czerstwa, zdrowa, hoża, ochocza, przygotowująca się ten na golibrodę, ów na rzemieślnika, tamten na handlarza, inny na rolnika, artystę, pedagoga, pastora, urzędnika etc, z tem atoli zastrzeżeniem, że każdej chwili najświetniejszą rzucić gotów karierę, gdyby go Szwajcaria pod broń powołała (…)”
 
Jeż podkreśla, że „Szwajcaria posiada specjalne szkoły wojskowe, w których kształcą się oficerowie sztabowi, artylerzyści, inżynierowie; każdy kanton posiada szkoły podoficerskie. W mieście każdym w półroczu zimowym wykłada się kurs nauk wojskowych dla ochotników; obok tego jednak, ponieważ według konstytucji obywatel każdy jest żołnierzem, wiec i każda szkoła jest wojskową, dającą elementarne rzemiosła zasady. Robienie bronią, obroty ciała, szkoła plutonu, ewolucje linii, musztra tyralierska, strzelanie, obchodzenie się z karabinem i działem, cały jednym słowem elementarz żołnierski nieobcym jest młodzieńcowi, gdy po skończeniu szkół, przychodzi dla niego moment powołania do służby czynnej. Przygotowanie to ułatwia naukę ogromnie, skracając   czas na takową potrzebny. Rekrut staje do szeregi na to tylko, ażeby zdał egzamin, odświeżając sobie w pamięci rzeczy znane, których nabył sposobem zabawy. Gdzieniegdzie lat kilka idzie na to , co w Szwajcarii robi się w przeciągu tygodni dwóch.”
 
Podczas tych przeglądów oficerowie mieli za zadanie wyselekcjonować tych uczniów, którzy ich zdaniem mieli naturalną żyłkę wojskową, by skierować ich do szkół zawodowych.
„(…)inni wybierają sposoby do życia rozmaite, nie przestając być żołnierzami, to znaczy, nie uwalniając się od obowiązku stawania w szeregu, jeśliby się potrzeba okazania a nim to nastąpi, odświeżając sobie naukę dwa razy do roku tak długo, póki nie przyjdą lata znamionujące starość człowieczą. „
 
 
 
 
 
Listy T.T. Jeża, maj 1873, Tygodnik Ilustrowany, Nr 287/1873
0

Ewa Rembikowska

Spojrzenie na wspólczesnosc przez pryzmat historii mojej wielkopolskiej rodziny.

127 publikacje
1 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758