Kaci demokratycznego państwa prawa nie znają litości. Nie znaja też kumoterstwa. Nawet wobec kolegów czynią swoją powinność. Jeśli tylko idiotę z człowieka zrobią, to cieszyć się trzeba!
("To, to pieprzyć, to – wiesz – to dam radę. Ja się… Wiesz, boję się o kulkę – kurna – tylko, no").
(źródło: niepoprawni.pl)
W biznesie i polityce zdarzają się zdumiewające kariery. Zdarzają się seryjne błędy policji, sędziów i prokuratorów. W powiązaniu z pierwszymi i drugimi zdarzają się też serie samobójstw.
Nie twierdzę, że struktury polskiego państwa to struktury mafijne. Nie twierdzę, że funkcjonariusze polskiego państwa kontrolują produkcję, import i handel narkotykami. Nie twierdzę nawet, że spotykali się w Klewkach z dostawcami afgańskich narkotyków (nazywanych czasem "Talibami", choć gdybym miał cokolwiek twierdzić, to byliby to raczej zawodnicy z "Sojuszu Północnego").
Nie twierdzę, że władze polskiego państwa pełnią jedynie funkcję reprezentacyjno-dekoracyjną.
Niczego nie twierdzę. Mam w tych sprawach jedynie wątpliwości.
Konferencje prasowe, przekomarzania polityków, handel dopalaczami, chamstwo kibiców, antysemityzm internautów… Media najchętniej zajmują się właśnie takimi tematami. To wygodniejsze niż mechanizmy rządzące "państwem prawa". Czasem jednak coś niepopularnego pojawia się nawet tam…
Dawno temu na jednym z portali (czy ktoś uwierzy, że to Onet?) pojawił się zdumiewający tekst, pod tytułem "Wiedza, która zabija". Już początek artykułu był bardzo ciekawy.
"W niewyjaśnionych okolicznościach giną osoby, które mają choćby szczątkową wiedzę o głośnych zbrodniach politycznych. Grozi im tym większe niebezpieczeństwo, jeśli wiedza dotyczy udziału w tych zbrodniach osób związanych ze służbami specjalnymi".
Dla jasności dodam tylko, że niczego w tych sprawach nie wiem, niczego nie pamiętam, a w razie potrzeby chętnie przebranżowię się na pisanie o nowych przygodach Krzysztofa Rutkowskiego i nowych sutkach Natalii Siwiec, albo nawet na odwrót.