Oto Tusk, zapracowany nad poprawą losu Polaków, odkrył nagle, że w Polsce istnieją wykluczeni!
Gdybym to ja na przykład– pisze dziennikarz – albo któryś inny z dziennikarzy opozycyjnych skasował kilkadziesiąt tysięcy złotych od Jarosława Kaczyńskiego za udostępnienie swego mieszkania na sztab wyborczy, jestem dziwnie pewien, że byłoby to przebojem dnia. Od rana do wieczora we wszystkich radiach i telewizjach nie gadano by o niczym innym, ogłaszając po wielokroć ostateczną utratę przeze mnie i wszystkie media, z którymi współpracuję, dziennikarskiej wiarygodności.
No, ale to nie ja wziąłem kaskę od Kaczyńskiego. To pani redaktor Bikont – podpora "Gazety Wyborczej", specjalistka od zbiorowej winy Polaków za Jedwabne, słynna m.in. ze zdemaskowania Zbigniewa Herberta jako współpracusia ubecji i z "wkręcenia" tą sensacją Gustawa Herlinga Grudzińskiego – wynajęła mieszkanie sztabowi wyborczemu Komorowskiego i zainkasowała za to kilkadziesiąt tysięcy złotych. To całkowicie zmienia postać rzeczy: sprawa, odkryta przez "Gazetę Polską", nie istnieje w mediach.
Premier, którego nieudolność i granicząca ze zdradą stanu niefrasobliwość w najważniejszych dla Polski sprawach stają się coraz bardziej oczywiste, robi bokami, żeby ratować zachwianą popularność. Dla okazania, jaki to z niego twardy szeryf, urządził kolejny łukaszenkowski cyrk; teraz, po pedofilach, hazardzie i dopalaczach celem jego srogości stali się bywalcy stadionów, a "wiodące media" kupują rządową propagandę ochoczo.
A spróbujmy sobie tylko wyobrazić… Przepraszam, nie musimy sobie wyobrażać, jaki byłby ton tych mediów, gdyby to Kaczyński – bo przecież kilka lat temu tak właśnie było. Salony jednym głosem protestowały przeciwko łamiącym prawa człowieka pomysłom przyspieszonych procesów dla stadionowych chuliganów, a PO troskała się, żeby "nie kryminalizować" tych, których dziś nie nazywa inaczej niż "kibolami" i "stadionowymi bandytami".
A pamiętają Państwo jeszcze takie zwroty, jak "taśmy prawdy"? Albo "korupcja polityczna"?Niestety, nikt się jakoś nie pokusił o nagranie na taśmie argumentów, którymi wschodzącą gwiazdę lewicy kuszono do przejścia na rządowe stanowisko w PO. Ani tym bardziej o upublicznienie owych argumentów.
Oto Tusk, zapracowany nad poprawą losu Polaków, odkrył nagle, że w Polsce istnieją wykluczeni! Sześć milionów biednych ludzi, którzy nie mają swego reprezentanta politycznego w rządzie! I zasmucił się dobry premier. I doświadczenie podpowiedziało mu, by ten problem rozwiązać tak, jak rozwiązany został problem korupcji, przez powołanie ministra, bez konstytucyjnych uprawnień wprawdzie, ale z odpowiednio wysoką pensją, biurem i samochodami – no, słowem, drugą Julię Piterę, tylko od wykluczonych.
http://fakty.interia.pl/felietony/ziemkiewicz/news/klopoty-w-branzy-wazeliniarskiej,1638110
Prywatny przedsiebiorca z filozoficznym nastawieniem do zycia.