Senat w JOW: lepszy czy gorszy?
12/01/2012
443 Wyświetlenia
0 Komentarze
6 minut czytania
Dr Jarosław Flis z UJ przeprowadził rzeczową analizę wyborów do Senatu. Pozytywnie go to wyróżnia na tle wszystkich innych urzędowych politologów
Dr Jarosław Flis, politolog z UJ, opublikował tekst zatytułowany „ Senat – osoba i opcja” (www.jaroslawflis.salon24.pl), który jest podsumowaniem jego obszerniejszej analizy wyborów senackich sporządzonej dla bardziej uczonego grona na łamach „Nowej Politologii”. W odróżnieniu od innych politologów zabierających dotychczas w tej sprawie głos, którzy triumfalnie ogłaszali, że „mit jednomandatowych okręgów wyborczych runął” (Leski), że „zwolennicy JOW powinni zamilknąć przynajmniej na jedno pokolenie” (Chwedoruk), że „wybory do Senatu pokazały, że JOW to mrzonka” (Janicki i Władyka), dr Flis przeprowadza rzeczową analizę wyników tych wyborów i stawia ważne pytania. Przeprowadzona analiza prowadzi go do wniosku, że w 10 przypadkach na 100 osobiste cechy konkurujących kandydatów przeważyły nad „bazowym poparciem” jakiego udzielały im partie polityczne i zapytuje, czy 10% to dużo, czy mało?
Dużo czy mało, to zależy od tego z czym porównujemy: (1)ze swoimi oczekiwaniami; (2) z wynikiem poprzednich wyborów do Senatu; (3) czy z wynikami wyborów do Sejmu?
Jeżeli chodzi o moje oczekiwania, to dużo, gdyż wydawało mi się, że bez poparcia głównych partii politycznych żadnemu kandydatowi nie uda się sforsować zapory, jaką zbudowała ordynacja wyborcza i warunki polityczne, Na tę „zaporę” składały się, przede wszystkim, (1) bezczelny gerrymandering, w wyniku którego okręgi wyborcze wielkością różniły się przeszło trzykrotnie; (2) rażące naruszenia zasady równości finansowej, pozwalające partiom politycznym wydać 5 razy więcej pieniędzy niż kandydatom bezpartyjnym; (3) szykanowanie kandydatów bezpartyjnych wymogami rejestracyjnymi; (4) rażące dysproporcje w dostępie do środków publicznego przekazu; (5) krótka kampania wyborcza, w której zmieścić musieli się kandydaci bezpartyjni. Pomimo tej zapory sztuka zdobycia mandatu udała się niezależnemu kandydatowi Jarosławowi Obremskiemu! Pozostałych 3 „niezależnych” nie liczę, bo mieli oni wszechstronne poparcie partyjne i medialne, więc ich niezależność nadaje się między bajki. Tymczasem przeciwko Obremskiemu PO wystawiła Leona Kieresa, a PiS poparło Kornela Morawieckiego. Jest więc Jarosław Obremski bardzo pozytywnym przykładem skuteczności JOW, nawet w tak niekorzystnych warunkach jak wybory do Senatu 2011.
Dlatego jedynym wartościowym porównaniem byłoby porównanie z wynikami wyborów do Sejmu. Z analizy dra Flisa wynika, że 54 senatorów uzyskało mandat dzięki „dodatniej składowej osobistej”, cokolwiek to znaczy, ale zakładam, że chodzi tu o jakieś ważne pozytywne składowe wizerunku osobistego, pod którymi mógłbym się podpisać. (36 z PO, 16 z PiS i 2 z PSL, razem 54). To oznaczałoby, że co najmniej w 54% Senat składa się z ludzi, którzy mają „dodatnie składowe osobiste”. I właśnie to wypadałoby porównać ze składem Sejmu: czy w Sejmie RP jest więcej czy mniej posłów o tak zdefiniowanych (przez dra Flisa) dodatnich składowych osobistych? A ten procent w Senacie nawet jest wyższy, bo zakładam, że niezależny senator Jarosław Obremski, też chraktezyzuje się „dodatnimi składowymi osobistymi”.
Ponadto, dr Flis informuje, że według jego oceny w Senacie zasiada 44 senatorów (29 z PO i 15 z PiS) z „ujemną składową osobistą”. Ale czy ta „ujemna składowa osobista” nie była jednak bardziej „dodatnia” od ich partyjnych kontrkandydatów?
I to jest istota sporu o ordynację wyborczą: czy ordynacja wyborcza premiuje ludzi o „dodatnich składowych osobistych”, czy przeciwnie, czy wybór jest – w oczach opinii publicznej – selekcją pozytywną czy negatywną? Badania opinii publicznej od lat pokazują, że Sejm i posłowie znajdują się na samym dole drabiny prestiżu i szacunku społecznego, co oznacza, że opinia publiczna w Polsce ma w tej sprawie wyrobione, negatywne zdanie. Gdyby selekcja do Senatu była tylko w 55% pozytywna, to by oznaczało, że taki sposób wyboru stanowi znaczący, ważny postęp. A nie ma wątpliwości, że ten procent by wzrósł, gdyby usunąć, a co najmniej obniżyć tę ZAPORĘ, która stoi na drodze ludzi o „dodatnich składowych osobowych”.
I dopiero takie porównanie mogłoby nam dać „naukową” odpowiedź na postawione w zakończeniu artykułu Jarosława Flisa pytanie.