Sen zajączka.
13/02/2011
571 Wyświetlenia
0 Komentarze
8 minut czytania
Zajączek siedział na foteliku; za chwilę rozpoczynał się codzienny program dezinformacyjny LeśnejTV… Rozparł się wygodnie; sięgnął po świeży pęczek trawy i wsadził go sobie do ust. Jaka pyszna! – pomyślał, jednocześnie szukając wzrokiem pilota. Nigdzie go jednak nie było widać; zazwyczaj leżał sobie na ławie, ale dzisiaj go tu nie było. A po co mi pilot, przecież ja mogę wszystko! – zajączek uśmiechnął się do siebie i klasnął mocno łapkami. Faktycznie; ekran telewizora rozbłysnął obrazem i zajączek mógł już spokojnie zacząć śledzić, co się dzisiaj działo na dworze… Uśmiech mu jednak szybciutko zniknął w twarzy; najpierw się tylko lekko zirytował, ale potem zaczął już wkurzać się na dobre… Redaktor Durszlak, taki przecież zawsze milutki dla niego, […]
Zajączek siedział na foteliku; za chwilę rozpoczynał się codzienny program dezinformacyjny LeśnejTV…
Rozparł się wygodnie; sięgnął po świeży pęczek trawy i wsadził go sobie do ust. Jaka pyszna! – pomyślał, jednocześnie szukając wzrokiem pilota. Nigdzie go jednak nie było widać; zazwyczaj leżał sobie na ławie, ale dzisiaj go tu nie było. A po co mi pilot, przecież ja mogę wszystko! – zajączek uśmiechnął się do siebie i klasnął mocno łapkami. Faktycznie; ekran telewizora rozbłysnął obrazem i zajączek mógł już spokojnie zacząć śledzić, co się dzisiaj działo na dworze…
Uśmiech mu jednak szybciutko zniknął w twarzy; najpierw się tylko lekko zirytował, ale potem zaczął już wkurzać się na dobre…
Redaktor Durszlak, taki przecież zawsze milutki dla niego, zaczął coś mówić o „drugiej twarzy zajączka” i jego „wilczym spojrzeniu”; w pewnym momencie wręcz zasugerował, że zajączek to wcale nie jest zajączek, tylko przebrana wilczyca! Co za bezczelne insynuacje! Jak on mógł sobie na to pozwolić! Ale to był tylko początek…
Redaktor Kochanka, która znana była z tego, że z oszczędności smarowała sobie usta wazeliną zamiast szminką, trzepała futro wściekłej kocicy; ta się wyrywała jak mogła, coś piszczała, że już od jutra weźmie się wreszcie do łapania myszy i innych szkodników, ale redaktor Kochanka nie odpuszczała. Już ci nie wierzę, nie wierzę! – krzyczała i trachchch! kocicę w tyłek! I jeszcze raz, i jeszcze raz! Aż w końcu zrobił się taki tuman z kurzu, który kilogramami wylatywał z futra kocicy, że na ekranie kompletnie już nic nie było widać i pojawiła się plansza „przepraszamy za fuszerki”…
Plansza jednak szybko zniknęła i zaczął się program redaktor Ojejnik…
Dzisiaj gościem pani redaktor był gajowy. Na początku był jeszcze wesolutki; jak to on, wyszczerzył kretyńsko zębiska pod wąsem i coś tam wymamrotał na przywitanie, ale jak zobaczył, że obok redaktor Ojejnik stoi wiadro z błotem, to mina mu trochę zrzedła, bo chyba zaczął przeczuwać, że dzisiaj nie będzie tak milusio, jak zwykle…
I miał rację; redaktor, zamiast pogłaskać go po główce i zapytać, czy gajowy jest dobrym gajowym, natychmiast odpowiadając zresztą za gajowego, który jak wiadomo zna się głównie na bigosie i z trudem potrafi złożyć ze sobą ze trzy słowa do kupy, że przecież jest najlepszym gajowym, jakiego las mógłby sobie tylko wymarzyć, zaczęła robić z tego błota błotniste kuleczki i pac! rzucać nimi w gajowego! Pac! Pac! Kuleczki leciały jedna za drugą i po chwili już cały gajowy był zmieszany z błotem; próbował co prawda otworzyć parasol, żeby się ochronić przed tymi błotnistymi pociskami, ale zapomniał, gdzie go położył, więc poderwał się z krzesła i ruszył do ucieczki. Redaktor Ojejnik jednak nie odpuszczała; dopadła go kilkoma susami i zaczęła skakać po gajowym swoimi nowymi bucikami. Ojej, ojej! – krzyczała skacząc po nim bezlitośnie; ugniatała go tak i ugniatała tymi skokami, aż gajowy zamienił się najpierw w błotnistą piłeczkę, potem kuleczkę, chwilę potem w kropeczkę i w końcu w ogóle znikł…
Zajączek aż się wstrząsnął na ten widok; nie chciał już dalej oglądać LeśnejTV, ale jakaś tajemnicza siła trzymała go w fotelu i nie pozwalała wstać…
Tą siłą był wzrok redaktora Siekierskiego, który swój program zaczął jeszcze całkiem niewinnie…
Najpierw pokazał znalezione przez siebie archiwalne filmy, jak to jakiś elektryk motorówką przeskakuje przez płot; potem przyczepił się do niedźwiedzia, udowadniając czarno na białym, że misiu ostatnio znowu zakradł się do lasu i narobił szkód, A na koniec zwrócił się wprost do niego, do zajączka; wycelował w jego stronę swój wskazujący palec, który nagle wynurzył się z ekranu telewizora, jak nie przymierzając, palec jakiegoś terminatora i zaczął bezczelnie dźgać zajączka w czółko!
Zajączek poderwał się jak oparzony z fotelika; rzucił się na oślep do ucieczki, ale palec cały czas go doganiał i dźgał a to w główkę, a to w plecki…
W końcu palec podstawił mu nogę i zajączek wyłożył się jak długi. Poderwał się jednak szybko, bo usłyszał niepokojący, narastający szum…
To zbliżał się redaktor Częstochowski, trzymając w rękach brzozę; wymachiwał nią zapamiętale, wykrzykując przy tym na cały las:
zaraz cię dopadnę, ty kłamco! dlaczego tyle czasu bredziłeś o naciskach kaczki, co!? jak mogłeś oddać śledztwo niedźwiedziowi! i dlaczego nie poprosiłeś o pomoc żubra!
Zajączek zastygł w bezruchu, przerażony, niezdolny do zrobienia kolejnego susa; usłyszał świst i korona brzozy z trzaskiem wylądowała na jego głowie…
Aaaaaa! – zajączek usłyszał swój własny krzyk i otworzył oczy; leżał na podłodze przed fotelikiem, obejmując się łapkami za głowę. Rozejrzał się nieprzytomnym wzrokiem dookoła; w końcu zajarzył, co się wydarzyło…
Uff, to był tylko sen… – głęboko odetchnął. – Głupi, nieprawdziwy sen – podniósł się z podłogi i usiadł na foteliku. – Która to godzina? O masz, spałem dobre dwie godziny… Kurcze, gdzie ten pilot? No, tutaj jest! – wyciągnął pilota spod leżącej na ławie gadzinówki i nacisnął przycisk; właśnie zaczynał się jego ulubiony program, Superbajer…