Bez kategorii
Like

Seks, przemoc i Adolf Hitler

22/02/2011
552 Wyświetlenia
0 Komentarze
11 minut czytania
no-cover

 Łazarz umieścił dziś na pudle komiczny tekst pod tytułem „Poradnik dla początkujących narkomanek”. Autorką jest rzekomo jakaś pani. Nie będę się zakładał, ale mnie to raczej wygląda na produkcję jakiegoś frustrata z zezem zbieżnym nieuleczalnym i nie rokującym nadziei na korekcję tyłozgryzem. Skąd to przypuszczenie? Ano stąd, że przez długie lata sam zajmowałem się produkcją podobnych tekstów. Nie wiem jakie intencje przyświecały wydawcy, który je u mnie zamawiał, ale chciał ich coraz więcej i więcej. Pisanie jest dla mnie funkcją co większość czytelników zdołała już zauważyć, tak więc, mogłem tego wyprodukować sporo i nieźle żyłem z tej swojej produkcji. Uboczną satysfakcją była zawsze klikalność, jaką zapewniali oburzeni czytelnicy oraz dyskusja na najwyższym, uniwersyteckim poziomie, która rozkręcała się pod każdym takim […]

0


 Łazarz umieścił dziś na pudle komiczny tekst pod tytułem „Poradnik dla początkujących narkomanek”. Autorką jest rzekomo jakaś pani. Nie będę się zakładał, ale mnie to raczej wygląda na produkcję jakiegoś frustrata z zezem zbieżnym nieuleczalnym i nie rokującym nadziei na korekcję tyłozgryzem. Skąd to przypuszczenie? Ano stąd, że przez długie lata sam zajmowałem się produkcją podobnych tekstów. Nie wiem jakie intencje przyświecały wydawcy, który je u mnie zamawiał, ale chciał ich coraz więcej i więcej. Pisanie jest dla mnie funkcją co większość czytelników zdołała już zauważyć, tak więc, mogłem tego wyprodukować sporo i nieźle żyłem z tej swojej produkcji. Uboczną satysfakcją była zawsze klikalność, jaką zapewniali oburzeni czytelnicy oraz dyskusja na najwyższym, uniwersyteckim poziomie, która rozkręcała się pod każdym takim tekstem. Śmiechom i zabawom nie było końca. Najlepsze w tym wszystkim było to, że ja się przy pisaniu wprost szampańsko bawiłem, a ludziska odczytywali to z przejęciem, jako autentyczne wyznania prawdziwej, chińskiej kurtyzany, która zaraziła się trądem od malajskiego marynarza na plaży w miejscowości Pattaya.

 

Historie moje były zawsze pełne zaskakujących zwrotów akcji, niespodziewanych point, wyszukanego słownictwa, które występowało w nich na zmianę ze słownictwem wulgarnym, oraz bohaterów, których życie nie pieściło, oj nie. To się szalenie podobało i przynosiło zadowolenie nie tylko mi, ale także wydawcy. Nie mogło jednak iść jednym ciągiem, bo czytelnik znużyłby się szybko i zaczął powątpiewać w autentyczność opowieści. Brutalne i ociekające niezdrową erotyka kawałki przeplatałem więc opowieściami z życia Adolfa Hitlera i jego najbliższych współpracowników. Tak to już bowiem w życiu jest, że czytelnik, który uważa się za posiadacza gustów wyszukanych, a do takich adresowana była witryna, w której pracowałem, najbardziej ekscytuje się przemocą, seksem i Adolfem Hitlerem. Trzeba o tym pamiętać jeśli chce się zarobić na chlebek suto posmarowany masłem i nie lamentować na upadkiem kultury, sztuki i temu podobnych niedorzeczności. Chcą mieć swoich seryjnych morderców? Proszę bardzo – oto mordercy. Chcą chińskiej kurtyzany na plaży w Pattaya – voila, oto ona. Chcą swojego Hitlera, zboczeńca i degenerata – dostarczamy go bez problemu i niepotrzebnej straty czasu. Jeśli to wszystko zrobimy – dni – jak pisał nieodżałowany Marek Hłasko – płynąć nam będą wśród róż i wina.

 

Nigdy jednak nie jest tak, że wydawca jest stuprocentowo zadowolony z autorów. Powiedziałbym nawet, że najczęściej bywa tak, iż autor sprawny, wszechstronny i ambitny jest z punktu podejrzany. Dlaczego? Oto wydawca zatrudnia kilku lub kilkunastu wręcz ludzi, którym płaci niemałe przecież pieniądze. Ludzie ci z minami polinezyjskich kacyków wróżących ze świńskich flaków nadejście monsunu, opowiadają o tym na czym się znają, a na czym nie. Mówią o polityce, o life style, o media watch i temu podobnych pierdołach, po czym po upływie czterdziestu ośmiu godzin przysyłają do redaktora prowadzącego jeden tekst o objętości 4,5 tysiąca znaków. Dodają przy tym jakiś durny komentarz będący próbą usprawiedliwienia ich własnej nicości i opatrują go krzywą emotką.

 

Wydawca, który ma do czynienia jedynie z takimi ludźmi i zmuszony w dodatku do zatrudnienia ich na etacie, podchodzi bardzo nieufnie do autorów prawdziwych i wszechstronnych. Czuje się po prostu oszukany i nie może przeboleć, że czereda niedorobieńców kosztuje go tyle forsy. Z drugiej zaś strony nie wierzy w to, że jeden człowiek może wypuszczać z siebie cztery kawałki objętości 6 tysięcy znaków dziennie. Powoduje to u niego frustrację i kończy się zwykle rozstaniem z wszechstronnym autorem.

 

Bywają jednak także inne przyczyny rozstania autora z wydawcą. Oto każdy wydawca ma niezdrowy zwyczaj ulepszania rzeczy sprawnych i dobrze działających. Wierzy on bowiem iż to dzięki niemu ten świat działa tak jak trzeba, a jeśli coś się psuje to zwykle z winy jego podwładnych. Wydawca, który zauważył, że teksty o chińskich kurtyzanach, młodocianych prostytutkach i seryjnych mordercach sprzedają się dobrze i wywołują żywą reakcję publiczności, chciałby by było jeszcze lepiej. I stąd między innymi biorą się takie teksty jak ten, który umieścił dziś w ekranie Łazarz. To typowy przykład tekstu „ulepszonego”. Tekstu, który jest zapewne dziełem samego wydawcy, bo przecież żadne szanujący się autor historyjek o Hitlerze nie napisałby czegoś takiego. Mógł to zrobić jedynie wydawca przekonany o tym, że można jeszcze bardziej sensacyjnie i bardziej ekscytująco.

 

W głowach wydawców parających się rozrywką, kłębią się także inne myśli. Gdyby bowiem byli oni ludźmi interesu wyłącznie, lub rozleniwionymi olewusami, wszystko byłoby w porządku. Wydawcy rozrywkowi mają jednak misję, to znaczy oni marzą o misji i chcieliby by ich poletko wydawało nie tylko owoce rozrywkowe, ale także „poważniejsze”, takie co to mówią o „problemach”. Najlepiej jednak by wpisywały się w jakąś szerszą medialną kampanię. Klasycznym przykładem chętek rozrywkowych wydawców jest pragnienie by uczestniczyć w walce z fanatyzmem i ciemnotą. Chodzi o fanatyzm i ciemnotę katolicką jeśli ktoś jeszcze ma wątpliwości. I tak to właśnie, pan lub pani, którzy mogliby po prostu zbijać kapitał lansując treści lekkie, łatwe i przyjemne idą na służbę do diabła samego, by pomagać mu w poprawianiu świata. Tym bowiem zalatują te produkcje i tym jest właśnie owa tylekroć omawiana misja.

 

Czy wydawcy mają świadomość w czym uczestniczą? Szczerze mówiąc nie wiem. Być może niektórzy mają, ale wielu z nich płonie po prostu wewnętrznym światłem, któremu na imię postęp. Wielu jednak uczestniczy w tym na zimno biorąc udział w pewnym nie najmłodszym przecież procederze.

 

Czytając tekst, który umieścił tu Łazarz przypomniałem sobie co kiedyś na blogu Toyaha napisał Lemming. Oto zaczął się zastanawiać nasz Lemming, czy „galerianki” to znaczy nieletnie prostytutki szukające klientów w galeriach handlowych istnieją naprawdę, czy ją jedynie kreacją świata mediów. Napisał, że będą idealnym wprost klientem dla takich dziewcząt i przesiadując wielokrotnie w galeriach handlowych nad małą czarną, nigdy nie został zagadnięty przez żadną nastoletnią cichodajkę. Wysnuł stąd wniosek, że owe dramatyczne filmy, rozdzierające sumienia artykuły i analizy produkowane są na zamówienie, a ich celem jest uderzenie w rodzinę i więzi jakie łączą dzieci i rodziców. Ich celem jest także nadszarpnięcie zaufania rodziców do dorastających dzieci. I ja bym się chętnie pod tym co napisał Lemming u Toyaha podpisał. Z tego samego też powodu zawsze wolałem omijać tematy nastoletnich patologii, których nie widziałem na oczy. Miałem zresztą w pamięci drukowane w za komuny w „Sztandarze Młodych” opowieści o zepsuciu studentów, szczególnie tych z KUL-u. Wolałem się więc trzymać tematów bezpiecznych – o mordercach dzieci, o kochankach Hitlera i procesie Władzia Mazurkiewicza, wampira z Krakowa i japońskich obozach dla jeńców wojennych. Tematy jednak nie satysfakcjonowały mojego wydawcy, choć poziom dramatyzmu był w nich wysoki. Wzięciem zaczęły cieszyć się teksty omawiające sprawy „bliżej życia” i tak tam pozostało do dziś. Bliżej życia, starają się być dziś wszyscy rozrywkowi wydawcy i autorzy, starają się być także bliżej młodzieży, bo młodzież, kochani, jest przyszłością narodu.

0

coryllus

swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy

510 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758