Czas zmierzyć się ze wstydliwym dla lekarzy tematem. Chodzi o samouleczenia, czyli uzdrowienia bez udziału medycyny, których lekarze w żaden sposób nie są w stanie wyjaśnić. A tych w skali świata zdarza się kilka milionów rocznie!
W medycynie remisja to okres schorzenia, który charakteryzuje się brakiem objawów chorobowych. Określenie to jest stosowane w odniesieniu do chorób przewlekłych o przebiegu nawracającym, choć często używa się tego terminu w przypadku nowotworów, kiedy nieoczekiwanie i bez uzasadnionego powodu komórki nowotworowe zaczynają obumierać a objawy raka ustępują. Zdarzają się równie przypadki samoistnego ustąpienia epilepsji, czy ciężkich chorób narządów wewnętrznych.
Nasz ludzki organizm ma ogromne zdolności samoregeneracyjne i obronne. Nawet kiedy czytasz ten tekst, wewnątrz ciebie toczy się prawdziwa batalia o twoje zdrowie. Być może właśnie poradziłaś sobie z komórkami nowotworowymi – nie będziesz o tym wiedziała, bo nawet nie zdążysz zorientować się, jak blisko śmierci byłaś przez moment. Nie wspominając o setkach mniej poważnych chorób, które przechodzimy nawet ich nie zauważając.
Nauka raczej niechętnie odwołuje się do przypadków samouleczeń. Choć każdy taki przypadek jest skrupulatnie badany i opisywany w pracach naukowych, lekarze starają się nie przyznawać, że nie są w stanie wyjaśnić w jaki sposób chory nieoczekiwanie zdrowieje. Gdyby potrafili, problem większości chorób zostałby rozwiązany.
Większość z nich odrzuca możliwości tkwiące w człowieku. To dziwne, szczególnie, że większość starych religii mówi wyraźnie, że uleczenie się jest realne. I podaje gotowe sposoby na to, żeby wygrać z większością chorób.
Huna nakazuje modlitwę do swego wyższego ja – cząstki boskiej istniejącej w nas, która nie tylko pozwala na podświadome rozpoznanie choroby, ale również na to, abyśmy sami byli w stanie poradzić z nią sobie od ręki. Taoizm i szintoizm (a za nimi również szkoła leczenia Reiki) zakłada istnienie energii Ki, która wypełnia cały Wszechświat, i którą jesteśmy w stanie gromadzić oraz odpowiednio kierować jej przepływem. Wyznawcy hinduizmu oraz mnisi buddyjscy sugerują śpiewanie mantr, których starożytne słowa, a zwłaszcza ich wibracje powodują leczenie nawet najcięższych chorób. Podobną rolę spełniają chrześcijańskie modlitwy i islamskie recytowanie sur Koranu, bądź wymienianie wszystkich imion Boga. Nie sposób zaprzeczyć tysiącom uzdrowień ludzi, którzy wybierali się na pielgrzymki do chrześcijańskich sanktuariów, czy w święte miejsca Hindusów bądź Tybetańczyków. Egzegeci tych religii mówią jednak, że to nie tyle siła tych miejsc, co nasza wewnętrzna boska cząstka leczy nas nawet z najgorszych chorób. Miejsca i modlitwy pomagają się skupić na naszym bóstwie i odpowiednio kierować energią.
Nie oznacza to jednak, że powinniśmy zupełnie rezygnować z nowoczesnej medycyny. Ona również jest szalenie skuteczna. Zwłaszcza wówczas, kiedy brak nam odpowiednio silnej wiary oraz przygotowania do odpowiednio prowadzonej modlitwy bądź medytacji. Jeśli jednak lekarze rozkładają bezradnie ręce, nie zaszkodzi skupić się na swoim wnętrzu i pozwolić działać naturze.
Dbam o to, zeby nie powtórzyl sie 1307 rok. Procesy winny byc sprawiedliwe. Albo glosne. A umowa spoleczna obowiazywac wszystkich