Sakiewicz kontra Kaczyński. A Stankiewicz w namiocie
03/10/2012
521 Wyświetlenia
0 Komentarze
6 minut czytania
Tomasz Sakiewicz zapowiedział budowę miasteczka namiotowego przed Sejmem celem zmuszenia PO do rozpisania nowych wyborów i, w ten sposób, zmiany władzy.
Nie widzę w tym niczego niezgodnego z duchem demokracji (jak na przykład Azrael), ale widzę, że będzie to uderzać w PiS i w jego szanse wyborcze. Tak się jakoś bowiem składa, że jak PiS-wi już, już się prawie udaje, to zawsze w jego obozie znajdzie się ktoś, łącznie z prezesem, kto to zwycięstwo odsunie ad infinitum. Bo dlaczego dokładnie w dniu, w którym partii Jarosława Kaczyńskiego udało się w jednym z sondaży wyprzedzić Platformę, pojawia się pomysł, by zastosować metody radykalne (choć podkreślam – mieszczące się w repertuarze demokratycznej walki politycznej) i wystraszyć wszystkich tych, którzy przez moment pomyśleli, że może by zagłosować na formację, która wysuwa na premiera cenionego i szanowanego profesora socjologii? Dlaczego znajduje się zawsze ktoś, kto w ważnym momencie, chce pokazać PiS jako ugrupowanie oszołomów i awanturników? Dlaczego w tym obozie zawsze będzie jakiś mąciwoda, który zamiast cicho się podkradać pod obóz przeciwnika, zacznie ryczeć w niebogłosy i bić się donośnie po piersiach?
Przypomnę jedynie, że sam Kaczyński oświadczył, że ostatnie wybory parlamentarne przegrał przez trzy kwestie, z których jedna to publikacje w "Gazecie Polskiej". I dziś sytuacja wydaje się bliźniaczo podobna – w trzy dni po wielkiej manifestacji w Warszawie, w dzień po zgłoszeniu profesora Glińskiego, w kilka godzin po ogłoszeniu zwycięskiego dla PiS sondażu, szef GP zapowiada akcję bezpośrednią i ruchawkę pod Sejmem. Szanse na to, że przestraszona budową miasteczka namiotowego Platforma pośpiesznie odda władzę, są równie wysokie jako to, że prof. Gliński zostanie premierem. Dlaczego więc Sakiewicz zapowiada swoje działania właśnie dziś? Dobre pytanie.
W obozie Tomasza Sakiewicza jest mnóstwo idealistów i ludzi szukających sensu, prawdy i sprawiedliwości. Powiem nawet więcej – szukających heroizmu. Do takich ludzi zaliczam Ewę Stankiewicz i wielu innych. Widzą zwyciężające na świecie zło i chcą dać temu odpór w najbardziej radykalny i wymagający od nich właśnie heroizmu sposób. Żyjemy w czasach postheroicznych, więc wiem, jak trudno żyć z poczuciem tego, że walka dobra ze złem jest obecnie mniej wyrazista, niż była 30 lat temu. Dlatego część z nas, takich właśnie jak Stankiewicz czy Wencel, znajduje ukontentowanie w stawianiu wszystkiego na ostrzu noża, używaniu najmocniejszych słów, stosowaniu najradykalniejszych rozwiązań, doszukiwaniu się najbardziej fundamentalnych toposów. Taka, widać, ich psychologiczna potrzeba i natura, i trudno mieć do nich o to żal, że chcą nadać swojemu życiu, i naszemu przy okazji, trochę ciężaru.
Ale Sakiewicz gromadzi też masę ludzi, którzy z radykalizmu czerpią nie tylko zyski duchowe. On, i inne portale po prawej stronie, nieźle zaczynają prosperować właśnie wtedy, gdy zaczynają ostrą jazdę. Dlatego na dwa dni przed wyborami publikują okładkę ze słowem "zamach". Dlatego śmierć Szaniawskiego nazywają "tajemniczą" i doszukują się w niej motywów politycznych. Dlatego będą dokładać pod piecem ile się tylko da, bo żyją w klikalności i poczytności. Oni nie muszą zdobywać poparcia powszechnego, nie muszą mieć milionów czytelników. Im wystarczy 100 tysięcy kliknięć, podobna ilość prenumeratorów, kilkadziesiąt klubów w całej Polsce. No i dotacje prosto z siedziby partii na Nowogrodzkiej lub za pośrednictwem związanych z nią spółek.
Odwrotnie Kaczyński – on musi zdobywać serca nie przekonanych, musi iść nie po tysiące, ale po miliony wyborców, musi się ocieplać, szlifować kanty, uśmiechać i udawać, że rozumie innych. Dlatego musi tolerować profesora Glińskiego i dbać o to, co sam mówi. I choć między PiS a GP istnieje ścisły związek, także finansowy (co każe zastanowić się czy dziennikarzy tej gazety można nadal nazywać dziennikarzami), to jednak interesy Kaczyńskiego i Sakiewicza są czasami odmienne. Im radykalniej tym lepiej dla tego drugiego, a gorzej dla pierwszego. Dlatego nie ma się co dziwić – Sakiewicz będzie dymił, choć nie ma żadnych szans na to, by jego plan obalenia Tuska się udał. Ale czy o to w tym wszystkim chodzi? Wszak dobrze żyć z wydawania radykalnej gazety można i pod rządami PO. Zwłaszcza jak się jest na kroplówce "pieniążkowej" z PiS. Żal mi jedynie takich ludzi, jak Ewa Stankiewicz – która będzie marzła w namiocie, po to, by Sakiewicz miał pełną sakiewkę.