Dzisiaj nie będzie wstępów, nie będzie estetycznych, retorycznych i literackich wstawek. Porozmawiamy otwartym tekstem. Ostatecznie sformułujemy stanowisko. Podzielimy się na my i oni.
Zacznijmy od tego, że musimy przyjąć pewien aksjomat. Albo dziecko nienarodzone jest tylko płodem — nie ma praw, jest przedmiotem i istotą żywą, ale zdaną na łaskę kobiety – albo, poczynając już od poczęcia, dziecko ma pełnię praw – prawo do życia.
Czemu od razu tak ostro? Ponieważ jeden wyłom gwałci zasadę. Tam, gdzie nie ma zasad(y), panuje relatywizm. Wszystko jest zależne od widzimisie. Ja ci powiem, że można abortować dziecko do trzeciego dnia, Ty mi odpowiesz, że do trzeciego miesiąca. Całość pewnie rozstrzygniemy w głosowaniu, aby zobaczyć, ilu jest tak myślących jak ja, a ilu takich jak ty. Drugą opcją, jest wspólne znalezienie „złotego środka”.
Przeanalizujmy na początku sześć problemów „brzegowych” w kwestii aborcji.
Problem nr 1 – „tworzenie skali”
Zbyt często dajemy się na to nabierać. Wyrazem tego jest np. słynny „zgniły kompromis” (prymas Glemp) aborcyjny. Na czym polega tworzenie skali? Otóż na tym, że tworzy się temat, w którym porusza się pewną kwestię, przy czym rozstrzygnięcie ma opierać się na radykalnym „nie” lub na radykalnym „tak,” lecz jednocześnie daje się możliwość wyjścia poza spór. Przykład: „Nie jestem za lub przeciw aborcji, ale ja bym tego nie zrobiła”. Inny: „Aborcja jest złem, ale powinna być dopuszczalna, w takich okolicznośćiach jak gwałt, niepełnosprawność dziecka, czy problemy materialne bądź niestabilność psychiczna matki.
Wszystko jednak zaczyna się od pogwałcenia zasady. A pogwałcenie tej zasady zaczyna się od zrelatywizowania, dehumanizacji bądź denuncjacji życia nienarodzonego dziecka.
Problem 2 – neutralność
Problem nr. 1 implikuje także problem tzw. „neutralności”. Wyraża się to tak: „Nie jestem ani za, ani przeciw zakazowi. Nie oceniam, nie ja będę osadzać. To jest ta właśnie neutralność. Każdy odpowiada za swoje ”. Czasami taka osoba solennie zapewnia, że sama nie zrobiłaby aborcji. No ale nie zabraniałaby jej innym. Zatem kiedy ja widzę mordercę i mam okazję powstrzymać go przed dokonaniem mordu na ofierze, to też powinienem decyzję „zachowując neutralność” zostawić mu, bo „to on będzie sądzony”? Wiem, że to brutalna analogia, ale aborcja to też nie zabieg kosmetyczny, a makabryczna rzeź.
Problem 3 – relatywizacja
Aspektem dyskusji o aborcji, z którym nie umieją sobie poradzić nawet głęboko wierzący katolicy, jest kwestia, kiedy ciąża bądź poród mogłyby stanowić zagrożenie dla matki. Zauważmy od razu, jak bardzo mgliste i nieostre jest to zagrożenie w wielu przypadkach. Nie ma takiego lekarza, który mógłby ze stuprocentową pewnością przewidzieć śmierć matki lub dziecka. Czyż nie zdarzały się i cuda, jak np. polepszenie się stanu zdrowia (a nawet odkrycie odpowiedniej metody leczenia w trakcie ciąży!). Dlaczego człowiek po raz kolejny próbuje bawić się w Boga i samemu decydować o życiu i śmierci? I jak kogoś to śmieszy, to powinien poważnie się zastanowić. Czy ludzie chorzy na złośliwe odmiany raka popełniają od razu samobójstwo? Przecież ich życie i tak się skończy, dlaczego więc przedłużać swoje cierpienie? Ano właśnie, gdyż nawet z beznadziejnej sytuacji w człowieku tli się coś takiego jak nadzieja, wiara, miłość. Dlaczego więc nie zaufać korzystnemu biegowi wydarzeń?
Punktem granicznym jest także sytuacja, w której przewidywana jest jednocześnie śmierć płodu i matki, a nie wiadomo, czy płód umrze pierwszy (ponieważ po śmierci nie dokonywałoby się aborcji, a jedynie usunięcia jego zwłok). W tej kwestii nie ma odpowiedzi na pytanie, które życie chronić i jaki wyrok wydać. Upieranie się przy zakazie aborcji w takiej sytuacji i skazywanie na śmierć także matki wydaje się rzeczą wątpliwą etycznie. Mimo wszystko, ten aspekt opiera się na tym, że cenimy życie matki bardziej niż życie dziecka. Relatywizujemy życie tego drugiego, uważamy je za mniej lub nic nie warte.
Problem 4 – dehumanizacja
Och, ile razy to słyszeliśmy. To nie jest człowiek, to zapłodniona komórka jajowa, potem płód. Pasożyt uzależniony od matki, która ma wobec tego prawo do decydowania o jego życiu i śmierci. Płód staje się przedmiotem, niczym kura, która możemy zabić na rosół, bądź nie. Decyduje opinia brzucha, tymczasowej szczęśliwości, kaprysu. Co wtedy jednak, kiedy oponent wprost powie, że nie obchodzi go to, że życie zaczyna się po poczęciu? Kiedy jakaś feministka lub zwiedzona „prawem do decydowania o sobie” powiedzą, że to jej brzuch i one decydują, kto lub co (i nieważna będzie tu wykładnia) się tam znajduje?
Problem 5 – denuncjacja
Przy problemie 4 wychodzi na światło sprawa aksjomatyczna. Czy uznajemy poczęcie za początek życia ludzkiego, czy nie?. Jeśli nie, to nazywa się tę istotę „przedczłowiekiem” i nadaje jakąś medyczną nazwę, jak zlepek komórek, zarodek lub płód i nie uznaje jej praw. Ironicznie jednak, jest to jednocześnie jasne postawienie sprawy. Tu decyduje aksjomat, a o aksjomacie decydują nasze wartości, w które wierzymy, lub zwykłe przekonanie do sprzeciwu, bądź poparcia, choć w tym wypadku bardzo często wraca się do kwestii tworzenia skali.
Problem 6 – „odkrajanie salami”.
Ten niemiecki idiom dobrze oddaje istotę sprawy. Owszem, moglibyśmy się zgodzić na aborcję w poszczególnych, ekstremalnych wypadkach i tylko do bardzo krótkiego okresu czasu (pytanie, czy w tym czasie udałoby się np. zdiagnozować wadę genetyczną dziecka). Zrobiliśmy jednak już poważny błąd taktyczny – zrelatywizowaliśmy i pomniejszyliśmy wartość życia nienarodzonego dziecka. Na krótki czas i w wyjątkowych przypadkach.
Tak lewica zdobywa przyczółki (i pokazuje np., czemu to akurat lewicy tak bardzo zależy na przepchnięciu in vitro). Potem będzie żądać wydłużenia dozwolonego okresu i poszerzenia katalogu przypadków, w których dozwolona będzie aborcja. Tydzień, miesiąc, trzy miesiące, cała ciąża… Wada genetyczna, zagrożenie życia matki, gwałt, zagrożenie zdrowia matki, niepełnoletność matki, problemy psychiczne matki, problemy materialne, ważny powód społeczny, aż w końcu dotrzemy do „róbta-co-i-kiedy-chceta”. Jeden fałszywy krok i każdy następny będzie też fałszywy.
Podsumowując, sprawa nie jest skomplikowana, bo taką jest w istocie. Ona jest skomplikowana, bo sami łamiemy zasadę. Zaczyna się od robienia wyłomów, ale taki wyłom zawsze związany jest z wymówką. Obrońca życia nie potrzebuje się tłumaczyć. Konsekwentny obrońca życia jest głuchy i na każdego zwolennika „kompromisu” patrzy jak na sabotażystę swojej krucjaty. Właściwie traktuje go jako bardziej niebezpiecznego, gdyż, choć zwolennik „kompromisu” jest bliżej pozycją obrońcy życia niż zwolennika aborcji, to przesuwa on środek ciężkości dyskursu ku temu drugiemu.
Panie Boże, uchroń mnie od głupich przyjaciół, z wrogami poradzę sobie sam…
Poniekąd sprawa ma charakter metafizyczny. I to nie tylko w rdzeniu (zasada-złamanie zasady-upadek zasady), ale i w otoczce. A ta jest wysoce niekorzystna.
Pierwszy dogmat tej rzeczywistości to oczywiście „dążenie do szczęścia”. A jakie to szczęście: Pieniądze. A jeśli nie pieniądze, to kariera. Ale żeby robić karierę, to też trzeba mieć zabezpieczony poziom materialny, albo zagwarantowane parę lat „beztroskiego” życia. Wszystko więc sprowadza się do wulgarnego utylitaryzmu pojętego indywidualnie (moje szczęście), materialnie (moja własność – mój brzuch – moja decyzja) lub społecznie (liczy się korzyść społeczna a niepełnosprawne dzieci nie wpływają korzystnie na społeczęństwo). Ja, ja, ja…
Kwestia 1 – odpowiedzialność za seks
Oczywiście można uprawiać beztrosko seks, ale jak będzie „wpadka” (samo to słowo świadczy o dehumanizacji ludzkich relacji), to już nie bierzemy za nią odpowiedzialności? Owszem, niezaprzeczalnie sfera seksualna służy zbliżeniu obojga ludzi i potrzebie bliskości, ale czy naprawdę nie można podchodzić do niej tak, aby nie dochodziło do aborcyjnych dylematów? Przecież nawet ci wolnomyśliciele proponują tyle sposobów – antykoncepcja, seks oralny, edukacja seksualna – i co, cała para w gwizdek? Nadal trzeba dopuszczać aborcję?
A może chodzi o to, by z aborcji zrobić „środek antykoncepcyjny ostatniej szansy”? No bo przecież w większości przypadków do tego to się sprowadza nieprawdaż? Uniknąć odpowiedzialności za swoją beztroską hulankę. Piekła nie ma, więc nie róbmy go młodym nastolatkom na ziemi.
Kwestia 2 – sytuacja materialna i wychowawcza
Tutaj jestem zapewne nadwrażliwy. W biedniejszych krajach pozwala się na aborcję eugeniczną, np. ze względu na wadę genetyczną dziecka bądź kiepską sytuację materialną (Rosja, Skandynawia, Francja). Czasami też ze względu na to, że państwo nie zapewnia dostatecznych środków na zapewnienie opieki nad niepełnosprawnym dzieckiem, jak dowiedziałem się od wielu polskich kobiet.
Problemem są zasiłki! Nie ma zasiłków, albo zarobki są za niskie – do gazu! Bezrobotnych i bezdomnych wedle tej logiki też by można było posłać do piachu. Przepraszam za przesadę.
Z drugiej strony, nie sposób nie zgodzić się z tezą, że dzisiejsi młodzi mężczyźni po prostu nie dorośli do poniesienia współodpowiedzialności. Częste są przypadki zostawienia partnerki/narzeczonej, a nawet żony po otrzymaniu informacji o zostaniu ojcem. TO MUSI SIĘ ZMIENIĆ. Jeśli taki gagatek uchyli się od płacenia alimentów (bo biedny, bo bezrobotny), to należy go przymusowo wcielić do rezerwy wojska lub sił wojsko wspomagających i z tego odtrącać mu kwotę na rzecz alimentów. Tak, drodzy Panowie, aborcja to także wasza sprawa i fakt, że kobiety nie czują się bezpieczenie, jest także waszą/naszą winą.
Kwestia 3 – ciąże nieletnich
Ciąża nieletnich. Moim zdaniem, tutaj konserwatyści popełniają taktyczny błąd (wynikający z pewnego dysonansu poznawczego). Owszem, widok ciężarnej córki nie może cieszyć i nie musi być społecznie akceptowalny. Ale jednak przez ten społeczny brak akceptacji tworzy się presja na nieletnich dziewczynach, które wolą w strachu przed rodzicami dokonać zabójstwa na dziecku. Lepsze byłoby podejście: „Trudno, stało się. Z tym chłopakiem wyjdziesz za mąż. Ale dziecka nie usuwaj. Dopóki nie staniecie na własne nogi, pomożemy wam”.
Wiem, że musi istnieć forma społecznej krytyki nastoletnich ciąż, ale jednocześnie tworzenie presji psychicznej szkodzi sprawie obrońców życia. Jest to paradoks myśli konserwatywnej, a właśnie w naturze paradoksu leży to, że jest nierozwiązywalny.
Kwestia 4 – samobójstwa kobiet
Skoro już jesteśmy przy „psychice”, warto wspomnieć o pewnym aspekcie dyskusji o aborcji, który o dziwo nie poruszają jej zwolennicy. Otóż w Niemczech po II WŚ wprowadzono drakońskie, nazistowskie prawo antyaborcyjne (Kobza wykonanie aborcji groziło do 3 lat więzienia). W tym czasie niemieckie społeczeństwo było jeszcze mocno purytańskie i konserwatywne. Niestety, to się zemściło. Liczba dziewczyn i młodych kobiet popełniających samobójstwa w strachu przed rodzicami i trafiających do więzienia była na tyle niepokojąca, że zdecydowano się zliberalizować ów drakońskie prawo. Liczba aborcji nie przekroczyła liczby kobiet popełniających samobójstwo, więc uznaje się to do dzisiaj za dobry krok.
Znowu mamy dylemat: Życie kobiety przeciwko życiu dziecko oraz kwestię 3, czyli konserwatywną presję na „czystość”, która w końcu w sprawie aborcji mści się przeciwko konserwatystom. I jak rozwiązać tę kwestię, także nie wiadomo.
Kwestia 5– aborcje i tak będą.
Argument z gatunku tych „oślich”, ale często stosowany i niebezpieczny. Otóż np. Fundacja Feminoteka oznajmiła, że mimo zakazu aborcji one i tak będą wykonywane. Cóż, zakaz aborcji, tak jak i zakaz morderstw i kradzieży nie spowoduje, że aborcji, morderstw i kradzieży nie będzie. To ponownie jest tylko kwestia aksjomatyczna – czy uznajemy poczęcie za początek życia, a to życie warte ochrony.
Aborcję będą dokonywane w podziemiu – kara dożywocia dla lekarzy je przeprowadzających. Dla kobiet kara w zawieszeniu, gdyż one tylko „zlecają”. Uderzyć trzeba w tych, których jest mniej.
Aborcji można dokonać za pomocą dostępnych środków farmakologicznych – należy regulować rynek lekarstw i zredukować powszechną dostępność do minimum.
Aborcji można dokonać na „statkach aborcyjnych” cumujących u wybrzeży naszego kraju – tym statkom należy uniemożliwiać przekroczenie polskiej strefy przybrzeżnej, a w razie zignorowania ostrzeżenia – odpowiadać torpedami marynarki wojennej.
Aborcji można dokonać w terenach przygranicznych, zwłaszcza Niemiec i Czech – należy porozumiewać się na drodze dyplomatycznej z krajami pozwalającymi na aborcję. Zresztą, w wyżej wymienionych krajach lekarze mają obowiązek prowadzić dokładną dokumentację medyczną. Takie obejście prawa należy zatem karać surowo.
Mimo nieskuteczności totalnego zakazu aborcji, trzeba go jednak wprowadzić. Należy zmniejszyć dostępność do minimum, a ryzyko oraz koszty wykonania do maksimum – żeby skutecznie zniechęcać i chociaż biednych uchronić od niemoralnych decyzji.
Kwestia 6 – kwestia depopulacji
Chamski i najłatwiejszy do zbicia argument. Margareth Sanger wielokrotnie mówiła o korzyści z aborcji, jaką jest depopulacja zacofanych ras, narodów i klas społecznych. Ale czemu wstrzemięźliwość seksualna i naturalna antykoncepcja nie miałyby być lepszymi sposobami? I czy kryzys populacyjny to nie jest przypadkiem pic na wodę, fotomontaż i w jaki sposób usprawiedliwia on aborcyjną zbrodnię?
Podsumowując drugą część, kolejnymi wymówkami zwolenników aborcji są argumenty racji wyjątkowo materialistycznej, utylitarystycznej, a w najbardziej prymitywnej formie chodzi po prostu o pieniądze. Jest to o tyle zdumiewające, że w biedniejszych krajach, jak i w krajach rozwijających się, dokonywano mniej aborcji niż w dzisiejszych hiperkonsumpcjonistycznych krajach „Zachodu”. Jak wytłumaczyć ten paradoks, drogie zwolenniczki „zasiłków”? Czy to nie jest tani szantaż z waszej strony?
***
Na koniec trochę prywaty. Pod jednym z fejsbukowych profili natrafiłem na nieprzyjemne zdjęcie mocno zdeformowanego noworodka z podpisem „Dziękuję, że mnie nie zabortowaliście!”. Brzmi to złowrogo, gdyż już ze zdjęcia widać, że koszmarny los tego dziecka jest praktycznie przesądzony. Mimo wszystko, czy zabicie tego dziecka znowu nie jest problemem złamania zasady w imię szczęścia? (Tym razem szczęścia dziecka, które, używając technicznego żargonu, będzie negatywne, więc lepiej, by go w ogóle nie było?!)
Mam więc coś do powiedzenia autorom tego zdjęcia oraz tym, którzy je kolportują i „lajkują”: Wewnątrz jesteście jeszcze brzydsi niż ten na zewnątrz. Macie ohydne, plugawe, zdeformowane dusze. Gdybyście zamieścili to zdjęcie z neutralnie postawionym pytaniem, może na chwilę bym się zastanowił. Wy wybraliście jednak drogę szyderstwa. Gardzę wami. I mógłbym gardzić waszymi duszami, gdyż wewnątrz są one ohydne. I wobec tego zrelatywizowałbym wasze życie. Pamiętajcie, zawsze są brzydsi i piękniejsi, mniej zdrowi i bardziej chorzy. Pewnego dnia ktoś może zrelatywizować was. To moje ostrzeżenie, szydercy.
Kamil Kisiel
Civitas humana - dopóki Bóg nie powita nas w niebie, trzeba zajac sie sprawami przyziemnymi. Madrze. I za najmadrzejsze polaczenie uznaje polaczenie wolnej gospodarki z gleboko moralnym spoleczenstwem.