– Ta lekkomyślność miała kilka odsłon. "Rządzący nie mieli świadomości, jakie wyzwania przed nimi stoją. Najpierw byli beztroscy, potem chaotyczni, następnie rozrzutni. Na końcu sięgnęli do pieniędzy na emerytury oraz podnieśli podatki".
Premier rządu i minister finansów liczyli, że przeczekają trudne czasy, a przecież były liczne sygnały, że nadchodzi poważny, długotrwały kryzys – twierdzi prof. Gilowska. Wie już chyba o tym minister Jacek Rostowski, który mówi:
"Nie jestem optymistą. Ostrzegam od kilku miesięcy, że sytuacja w Europie, szczególnie w strefie euro, jest bardzo niepokojąca. Mamy sytuację, w której silna i odporna polska gospodarka wchodzi w okres, w którym mogą do niej przyjść wstrząsy z zewnątrz".
Nie dociera to jeszcze do premiera Tuska, który w programie "Tomasz Lis na żywo" powtarza stare PR-owskie chwyty:
— "Rządzenie to nie jest sztuka zadawania ludziom bólu. Dobre rządzenie to odpowiedzialne czynienie życia ludzkiego prostszym";
— "Polska jest tym miejscem, gdzie o pracę (jest) stosunkowo łatwiej niż w większości krajów lepiej od Polski rozwiniętych".
Pomijając nieścisłości i nieprawdziwe tezy w wypowiedziach J. Rostowskiego i D. Tuska, zastanówmy się, co czeka nas, zadłużonych obywateli w zadłużonym państwie rządzonym przez PO, w którym nie będzie "zadawania ludziom bólu". Odpowiedź znajdziemy u prof. Zyty Gilowskiej, bezlitosnej recenzentki tego rządu;
"Na razie wzięli sobie pieniądze z OFE. Może po wyborach spróbują przejąć te 200 mld, które w OFE pozostały? Poza tym wydali już wszystkie zaskórniaki. Pozostały lasy, trochę ziemi, energetyka, ciężka chemia".