Zieloną wyspą już dawno przestaliśmy być. Kryzys jest zresztą dla gospodarki rzeczą normalną. Warto jednak spojrzeć, że dzieje się coś znacznie gorszego aniżeli sam kryzys gospodarczy. Zapowiada się bowiem, że wkrótce konieczne będzie stawienie czoła nowemu zjawisku: stagflacji. Pojęcie to pięknie wyjaśnił już w 2008 r. nasz wspaniały min. finansów: "Wchodzimy w okres stagflacji (wysokiej inflacji i malejącego tempa wzrostu gospodarczego) – tak obecne problemy polskiej gospodarki podsumował minister finansów Jacek Rostowski. Zwrócił uwagę, że głównym elementem wzrostu cen żywności są rosnące ceny żywności przetworzonej, a tu zasadniczą rolę odgrywają koszty pracy" (onet.pl) Co prawda, pomylił się nieco co do czasu i co do przyczyn (w Polsce "koszty pracy" polegają na tym, że pracownik kawiarni musi pracować 3 godziny żeby […]
Zieloną wyspą już dawno przestaliśmy być. Kryzys jest zresztą dla gospodarki rzeczą normalną. Warto jednak spojrzeć, że dzieje się coś znacznie gorszego aniżeli sam kryzys gospodarczy. Zapowiada się bowiem, że wkrótce konieczne będzie stawienie czoła nowemu zjawisku: stagflacji.
Pojęcie to pięknie wyjaśnił już w 2008 r. nasz wspaniały min. finansów:
"Wchodzimy w okres stagflacji (wysokiej inflacji i malejącego tempa wzrostu gospodarczego) – tak obecne problemy polskiej gospodarki podsumował minister finansów Jacek Rostowski. Zwrócił uwagę, że głównym elementem wzrostu cen żywności są rosnące ceny żywności przetworzonej, a tu zasadniczą rolę odgrywają koszty pracy" (onet.pl)
Co prawda, pomylił się nieco co do czasu i co do przyczyn (w Polsce "koszty pracy" polegają na tym, że pracownik kawiarni musi pracować 3 godziny żeby sobie taką kawę kupić) ale rację ma co do tego, iż zjawisko stagflacji polega na jednoczesnej inflacji i malejącym wzroście gospodarczym.
Moim zdaniem do stagflacji przyczyni się przede wszystkim idiotyczny pomysł w postaci podwyżki podatku VAT. Otóż podwyżka ta będzie wpływać na wzrost kosztów produkcji, a co za tym idzie do inflacji kosztowej. Niestety działa to jak spirala, na wszytskich poziomach produkcji (komponenty, transport, usługi…). W konsekwencji nie dość że i tak popyt jest mały, to z powodu znacznego wzrostu kosztów nie można się spodziewać normalnym w tym wypadku obniżeniem cen. Może to mieć tragiczne skutki dla nas.
Zamiast podwyżki VAT trzeba było pomyśleć wcześniej o stymulowaniu spowolniałej gospodarki.
Gdy słyszę na dodatek o podwyżce stóp procentowych (jako niby odpowiedź na inflację), o której bębnią już wszystkie media, to nóż mi się w kieszeni otwiera. Czyżby rząd nie dostrzegał, że to nie nie inflacja popytowa, lecz podażowa?
Temat może trudny, ale zapraszam do dyskusji, a przede wszystkim publicznej dyskusji na ten temat z lemingami, którzy przecież tak "świetnie znają się na ekonomii".
Znam sie na psychologii, ekonomii i prawie wystarczajaco, by nie dac sie zmanipulowac.