Ktoś, kto spodziewał się dymisji minister (ministry!) sportu jest osobnikiem bardzo naiwnym. Przecież Tusk nie przyzna się do błędu, jakim było powołanie pani Muchy na to stanowisko.
Ktoś, kto spodziewał się dymisji minister (ministry!) sportu jest osobnikiem bardzo naiwnym. Przecież Tusk nie przyzna się do błędu, jakim było powołanie pani Muchy na to stanowisko. Premier powołał akurat tą panią, bo pasowało mu to do wewnątrzpartyjnej układanki. Teraz, odwołując ją, dałby sygnał, że wtedy podjął fatalną decyzję. Prawdę mówiąc, zarówno odwołanie Joanny Muchy jak i jej pozostanie na stanowisku, to warianty, które dla Tuska są równie złe. Dymisja to znak, że jego faworyta (faworytka- jak kto woli) się nie sprawdziła. Dalsze jej pozostawienie na stanowisku to gwarancja, że dalej będzie brnąć w kolejne błędy, gafy i kompromitacje. W każdym z tych wariantów Tusk jest przegrany. Pytanie: w którym bardziej?