Rząd handluje przyszłością naszych dzieci
29/03/2012
407 Wyświetlenia
0 Komentarze
21 minut czytania
czyli jak rządzący sprzedają ziemię, potomstwo i dobrobyt młodych ludzi cudzoziemcom
Gdy zapytałam młodych ludzi ze środowisk liberalnych i libertariańskich o ich wiedzę i pogląd na temat RAŚ i prób separacji śląska opolskiego większość z nich odpowiadała powierzchownie i nieodpowiedzialnie, a wśród opinii na temat germanizacji regionu, w którym mieszkam najczęściej padało pozbawione głębi i polskiego honoru „kto wie, czy pod Niemcem nie byłoby nam lepiej”. Tego typu stwierdzenia mające za autorów NAWET ludzi z dobrze mi znanych środowisk Kontestacji, ASBiRO, KASE i Kolibra smucą mnie i gnębią zarazem. Opinie te sprawiły, że moje stosunki względem tych wybitnych (zarówno myślą i działalnością), jak na swój wiek ludzi, nieco ochłodziły się. W miejsce bezgranicznego wzorowania się na nich i podążania ich śladem pojawiła się niewymowna refleksja karmiona, wbrew pozorom nieegoistycznie, jakąś prawdziwą troską o ludzi ich pokroju.
Człowiekiem, jak sądzę, odpowiedzialnym (ba! winnym) za taki stan rzeczy z pewnością jest JKM, do którego moja niechęć i również moja negatywna polityka prowadzona względem tego człowieka już od dłuższego czasu nie ulega zmianie. I choć ma on na koncie wiele mądrych słów spisanych w licznych artykułach i książkach, to jego dotychczasowa działalność w niczym nie różni się od poczynań Donalda Tuska. Obaj panowie, choć wykazali się dużą wiedzą teoretyczną, wykształceniem, bystrością i dynamiką osobowości, są jednak nieodpartymi zwolennikami czczej paplaniny i wciskaczami kitu młodym polakom. Swymi działalnościami charakteryzującymi się zazwyczaj staniem w miejscu albo ewentualnie zeuropeizowaną formą poddaństwa względem Rosji, nawet nie zbliżają się do możliwości zmiany szkolnictwa i rynku pracy w Polsce. A może oni również uważają, że lepiej dać sobie spokój z naprawieniem Polski i jak najszybciej oddać kraj albo w ręce przyjaciół z Rosji, albo też z Niemiec? A może jednych i drugich równocześnie? Z pewnością tutaj całą sprawę ułatwi dla jednego z sąsiadów sprawa smoleńska a dla drugiego – germanizacja śląska. Względem obu tych rzeczy obaj popularni w swych środowiskach ww. panowie mają nadzwyczaj jasno sformułowane poglądy (i zaplanowane działania).
To co się dzieje z obydwu stron Polski, to całe goszczenie w naszym kraju cudzoziemców ściśle wiąże się z pewnymi dwoma artykułami w „URze”. Mam tu na myśli „Złapani w pułapkę” („Jak chory system edukacji i zablokowany rynek pracy, niszczą marzenia o normalnym życiu”) Marka Magierowskiego i „Czy Polska to kraj dla młodych ludzi?” („Coraz trudniej o pracę i godne życie – twierdzą nasi rozmówcy i czytelnicy”) Anny Herbich i Natalii Schiller. Pierwszy artykuł – normalka – traktuje o błędach jakie podejmuje się w toku modernizacji szkolnictwa praktycznie na wszystkich szczeblach. Nowy bożek Ministerstwa Edukacji zwie się fachowość. To dla niej mamy zacząć posyłać nasze dzieci do szkół. Ceną jest utracenie elastyczności i kreatywności potrzebnej WŁAŚNIE do utrzymania się na rynku, że już nie wspomnę jakim absurdem jest zmuszenie szesnastolatków do podjęcia nieodwołalnej decyzji czy chcą być prawnikami czy inżynierami i narzucanie im na podstawie tej decyzji edukowanie do tego jednego, konkretnego zawodu przez następne 10 lat ich życia. Szkoda tylko, że robi się z nich napakowanych wiedzą głupków, którzy przed 40 rokiem życia zmienią co najmniej 11 razy pracę i wątpliwym jest czy będzie to w ogóle praca w ich wyuczonym zawodzie, bo… (i tu druga zmienna) mamy epokę informacyjną, w której wręcz jest pewne, że jeden człowiek nie będzie pracował nawet w trzech różnych branżach. Czy naszemu Ministerstwu nie wystarczy, że już studenci w wieku 20. lat podejmują dziś nietrafne decyzje idąc na co najmniej pięcioletnie studia a gdy wychodzą na rynek pracy to pozostają zaskoczeni jak rynek mógł się tak diametralnie zmienić w ciągu tych pięciu ostatnich lat podczas których oni wałkowali wiedzę z książek z 1920 roku i uczyli się conajwyżej do zawodu otwartego dla nich do jednego roku czasu od rozpoczęcia studiów. A przecież studia nie trwają rok. No dobrze! Dwa. Niestety oferta jeden-dwa jest dziś aktualna jedynie w szkołach zawodowych, policealnych itp. i odnoszę wrażenie, że taki technik czy czeladnik zarobi więcej w ciągu roku po skończeniu takiej szkoły, po praktykach i ustalonym z góry pracodawcy, u którego praktykował, i z którym zdążył się już zaprzyjaźnić, niż taki student po pięcioletnich studiach, wyżęty z intelektu, pieniędzy (min. 37 tys. za pięcioletnie studia) i obsesyjnie poszukujący przez miesiąc, dwa, trzy… rok… pracy, niemogący się dostosować (bo przecież uczył się tyle czasu do jednego jedynego zajęcia dostępnego dla niego do wykonania w conajwyżej pięciu rodzajach instytucji, w dodatku już przeludnionych), nie mający sił dalej poszukiwać…
A teraz pomyślmy o tym, że Ministerstwo chce by ten student zaczął się nie średnio w wieku 20. lat, a w wieku 16. Kluczem jest spowodowanie, by ów młody człowiek szybciej rozczarował się życiem, zamieszkał w robotniczym mieszkaniu, pozbawiony marzeń o poznaniu drugiej połówki na jakiejś domówce, na którą go nawet nie stać, a tym bardziej pozbawiony marzeń o samodzielnym życiu, założeniu rodziny itd… godzący się w końcu na system totalitarny lub upadlający się poprzez stanie się intruzem-robolem w jakimś bardziej rozwiniętym pod względem moralności kraju, gdzie w końcu znajdzie sobie partnera nie tylko w swoim wieku (na tym etapie życia już pewnie koło trzydziestu lat), ale również swojej płci (bo tak jest fajniej i mniej kosztownie). To dość schematyczna transformacja młodego polaka, ale zdarza się coraz częściej, a przynajmniej lewicowe media naokoło dudnią takimi przykładami chwaląc się postępem we własnym kraju.
Smutny jest szczególnie drugi artykuł „URze” – „Czy Polska to kraj dla młodych ludzi”. Rzucę kilkoma wypowiedziami młodych ludzi (a konkretnie studentów): „Niewiele oferuje się młodym ludziom, którzy pragną założyć rodzinę”, „W sierpniu biorę ślub i żeby dorobić się z żoną własnego M3, pewnie będziemy musieli wziąć kredyt na długie lata”, „Mam wrażenie, że na rynku pracy dba się raczej o interesy osób w podeszłym wieku, przez co młodzi nie mogą znaleźć zatrudnienia[…] Młode osoby często są wykorzystywane przez pracodawców – oferuje się im zatrudnienie na umowy śmieciowe i zarobki zdecydowanie niższe niż osobom z większym stażem”, „Rzadko wyjeżdżamy z miasta bo paliwo drogie”, „Kolejki do lekarzy specjalistów są tak długie, że lekarstwa skończyłyby mi się zanim doczekałabym terminu kolejnej wizyty. Choć odprowadzamy składki, leczymy się wyłącznie prywatnie.”, „Szwagierka, 28 lat, po studiach, jest w ciąży z drugim dzieckiem. Nigdy poza dwoma stażami z urzędu pracy nie miała legalnego zatrudnienia.”, „Największą bolączką szwagra są wysokie opłaty targowe, podatki i składki – z handlu dochody mizerne, a trzeba utrzymać małe dziecko, i drugie przecież w drodze…”, „My, ludzie młodzi, chcemy godnie żyć w kraju, w którym są nasi rodzice i znajomi. Pomimo iż Rząd coraz bardziej „chce naszego dobra”, wykorzystamy każdą możliwość, aby to nasze skromne dobro przed nim ochronić.”, „Zwyczajnie wstyd mi za państwo, które tak lekkomyślnie trwoni kapitał ludzki, które pozwala sobie na to, by inwestować ogromne pieniądze w kilkuletnie kształcenie „sprzedawców butów” czy „bezrobotnych”.”, „Młodzi ludzie powinni być traktowani jak szczególne dobro narodowe, istotny społecznie kapitał ludzki. To w młodych drzemią energia, zapał do pracy, optymizm[…]. To w nich kształtują się plany, marzenia, które chcieliby zapewne realizować na polskiej ziemi. To oni będą decydowali kiedyś o losach ojczyzny.”, „W moim wieku ojciec miał spółdzielcze mieszkanie, żonę i dwoje dzieci na utrzymaniu. Choć ma tylko średnie wykształcenie to biedy w domu nie było. Ja przez tyle lat pracy ani razu realnie nie zbliżyłem się do możliwości posiadania własnego mieszkania, a moja pensja zawsze była niższa od emerytury mojego ojca. Wiem też, że choć przepracuję kilka lat więcej niż mój ojciec, moja przyszła emerytura będzie sporo niższa od świadczenia, które on pobiera.”, „Kiedy ja gorączkowo szukam zatrudnienia, kiedy przejadam moje mizerne oszczędności, moi rodzice odpoczywają na trzytygodniowym turnusie w dofinansowanym przez państwo sanatorium. Trzy tygodnie za niespełna 600 zł od osoby, tyle płaci emeryt za zabiegi i wyżywienie. Aż trudno uwierzyć, że ja za państwowe przedszkole mojego dziecka płacę ok. 600zł. A przecież dzieci w przedszkolach nie nocują i nikt im nie serwuje kosztownych zabiegów leczniczych.”, „Jakieś wnioski? Owszem. W związku z powyższym ogłaszam koniec z dokładaniem do worka z napisem „Polska”. Nie stać mnie na sponsorowanie sanatorium dla emerytów, których miesięczny dochód jest wyższy od mojego.”, „Reasumując, Polska to nie jest kraj dla młodych ludzi, bo Polska bardzo skutecznie pozbawiła mnie wszelkich iluzji co do posiadania własnego lokum, stabilnego zatrudnienia na prawdziwą umowę o pracę, skutecznie zniechęciła do posiadania drugiego dziecka i zabrała wszelką nadzieję na to, że moja starość będzie dostatnia.”, „Prywatne uczelnie wypuszczają miliony osób z wyższym wykształceniem. Osobiście znam takich ludzi, którzy teraz z powodzeniem studiują, a na poziomie gimnazjum i liceum nie mogli sobie dać rady z przyswojeniem materiału, a do poprawki z matury podchodzili trzy razy. […] łatwiej ukończyć studia niż zdać z klasy do klasy w gimnazjum. Paradoks? […] z tytułem magistra nie mogę znaleźć pracy. Tytuł ten bowiem spowszedniał, noszą go już wszyscy, a kto go nie ma to zaraz zdobędzie.”, „według ostatnich statystyk 70% osób w wieku 16-36 lat szukało pracy przed wyjazdem na wakacje, nie wiadomo czy się śmiać czy płakać”, „dojazd samochodem na uniwersytet jest atrakcją zarezerwowaną tylko dla wyjątkowych, którym absurdalna akcyza nie jest straszna”, „zabiera się studentom możliwość kupna paczki papierosów bez odczuwalnego dla kieszeni skutku”, „w Wielkiej Brytanii gdzie „soc” jest rozwinięty tak, że dostaje się tam zasiłki dla potomków, w Polsce zupełnie abstrakcyjne” – te i wiele innych opinii młodych ludzi denerwują mnie tym bardziej, że naprawdę da się z tym coś zrobić żeby sytuacja się poprawiła, ale ktoś po prostu zrobić tego nie chce.
Odniosę teraz te opinie do germanizacji i rusyfikacji. Widać już czarno na białym jak nawiedzający Polskę cudzoziemcy czerpią pełnymi garściami z praw jakie nasz Rząd nadał im w pełniejszym wymiarze niż rodowitym polakom. Zaludniają naszą ziemię, budują majątki, nie tylko żyją normalnie, ale dodatkowo udaje im się realizować wiele marzeń. Tymczasem młodzi Polacy wyjeżdżają do innych krajów, wypędzani z własnej ziemi, niczym zbrodniarze pozbawieni możliwości dostatniego życia bez niewolniczej pracy, podczas gdy prawdziwi polityczni zbrodniarze żyjący w kapitalizmie kompradorskim dzielą się łupami zebranymi ze sprzedaży polskiej ziemi, kapitału ludzkiego (to słynne otwarcie rynku pracy dla Polaków w Niemczech), ze sprzedaży dóbr naturalnych, rynku pracy, wszystkiego co polskie. Jakby powiedział król Salomon, najbogatszy a zarazem najbardziej sprawiedliwy władca w historii ludzkości – prowadzenie takiej polityki, która utrzymuje młodych ludzi w stanie wahającym się pomiędzy roztargnieniem a rozpaczą kiedy myślą o niezależności, własnym mieszkaniu, ukochanej osobie i upragnionym potomstwie, jest zbrodnią przeciwko własnemu narodowi. Jest to zwyczajne morderstwo dokonywane na własnych potomkach, którzy są zmuszani stale obniżać system wartości, decydując się na rezygnację z coraz większej ilości dóbr zarówno materialnych jak i mentalnych.
Rząd handlując sobie nieodpowiedzialnie i według własnych chorych upodobań przyszłością naszą i naszych dzieci przysparza sobie coraz większą ilość ludzi, zdecydowanych go obalić. Wręcz dziwi mnie, że nie możemy jak dawniej po prostu pozbawić władzy konkretnych osób napadając na nie a następnie pozbawiając wolności lub zabijając. Dawniej tak robiono ze zdrajcami i złodziejami uciskającymi naród, pozbawiony możliwości utrzymywania i dawania życia. A dziś? Dziś jest Organizacja Praw Lewaka i Gówno Prawda, na których czele stoją głupcy i łachmaniarze wyniesieni do rangi Panów. Tymczasem są to zwykłe Hamy, którzy powinni jak najszybciej zawisnąć. Tylko kto się tego podejmie? Sugeruję stopniowe piętnowanie, zniewalanie i ograniczanie. Przydałyby się formacje zarówno w necie jak i w realu, bo tak dłużej być nie może. I gdzie do cholery zniknęli Anonimowi?
Choć ostatnimi czasy zostałam zaczepiona kilka razy przez dziennikarzy i fanów Gówno Prawdy oraz także fanów spółki Tymochowicz und Palikot, i mimo że dotąd wdawali się nawet często ze mną w dyskusje (może dlatego, że przerywałam im intelektualny orgazm po każdym wpisie ww. osobistości na różnych forach/blogach/portalach społecznościowych, a podobno przerywanie wszelkiego rodzaju ekstazy nie jest zdrowe dla tego, kto ją przeżywa, aczkolwiek bawi tego kto ją przerywa) niedawno ktoś od pana Tymochowicza rzucił, że ja i moje poglądy jesteśmy niebezpieczni i z tego powodu przestali się wszyscy do mnie odzywać. To dość dziwne, bo właśnie dotąd lubili odpowiadać na moje zaczepki, które prowokowały 50% przypadkowych fanów do myślenia. No ale nie w tym rzecz. Otóż, głębiej doszukując się powodu zmowy milczenia wobec mojej osoby, okazało się, że mój pomysł prostej likwidacji zdrajców i złodziei tak ich zaskoczył, a pisałam o nim po raz pierwszy kilka dni temu komentując artykuł o Opus Dei. Ja jednakże uważam mój pogląd za co najmniej zdrowy i racjonalny. Jeśli posłużymy się w tym miejscu tzw. inteligencją historyczną wyciągniemy historyczne wnioski iż zawsze nie tylko stosowano ale i było warto stosować formowanie najróżniejszych rycerstw czy zakonów zajmujących się właśnie uwalnianiem ludu spod władzy złych ludzi. No dobrze, ale co możemy zrobić w dzisiejszych czasach? Nie możemy ich chociaż gdzieś zamknąć, wygnać albo wydoić? Piszę serio.