W naszym 52 stanie z prawami dla ludności żyjącej w rezerwatach, odpowiednie instytucje, takie jak Główny Inspektor Sanitarny, czy podległe mu sanepidy, nie przeprowadzają takich badań. Po co tubylczy ludek ma się ekscytować. Lepiej zajmować się handlem szczepionkami. Jest to zajęcie bezpieczne, dochodowe i samemu można ustanawiać przepisy prawne, na przykład ustawę o Chorobach Zakaźnych z 2008 roku. A z drugiej strony wiadomo, że po ograniczeniach w połowach wprowadzonych do rybołówstwa i zakazach unijnych, ustanowionych w celu likwidacji naszego przemysłu rybnego, większość ryb na polskich stołach pochodzi z importu skandynawskiego, czyli hodowlanego. Sam musisz zrozumieć co jesz, Dobry Człowieku.
Ale od początku…
27.06.1929 – dr Morris Kharasch z firmy Eilly and Compan złożył patent na środek konserwujący pod nazwą Tiomersal (Thimerosal). Nazwa handlowa tego preparatu brzmiała Mertiolat. Po raz pierwszy środek ten został użyty do dezynfekcji produktów i szczepionek. Był wykorzystywany zarówno w szpitalach, jak i w życiu codziennym, na przykład jako krople do nosa, czy do oczu. Był dodawany do maści i kremów. Rzekomo był bardo dobrym środkiem dezynfekcyjnym. Badań in vivo w owym czasie specjalnie nie prowadzono.
1931 – tiomersal zaczyna być wykorzystywany rutynowo w szczepionkach.
1937 – dopiero po kilku latach przetestowano tiomersal na zwierzętach. Środek okazał się doskonałą trucizną. Już w dawce 0,1 mikrograma powodował śmiertelność zwierząt w ciągu 24 godzin. Pomimo tej wiedzy nadal stosowano tiomersal w dawce 25 mikrogramów w szczepionkach. Oczywiście, wszystko to robiono dla dobra dzieci.
1935 – Dyrektor Usług Biologicznych, Pittman – Moor Company, wystosował list do doktora Jamisena z firmy Eli Lilly: „Około 50% psów, którym wstrzyknęliśmy tiomersal (fabryczna nazwa mertiolat) w rozcieńczeniu 1:40000 i 1:5000 padło. Wniosek: mertiolat jako środek konserwujący surowicę jest niezadowalający”. To znaczy, że już w 1935 roku upadł mit, że rtęć podaje się w celu konserwacji szczepionki.
Zeznania przed Komisją Kongresu USA ujawniły, że tiomersal podawano dożylnie chorym na zapalenie opon mózgowych (antybiotyków nie było). Z 22 chorych, którym podano ten rtęciowy preparat, nikt nie przeżył. Znamy nazwiska pierwszych 11 dzieci zatrutych rtęcią, u których wystąpiły objawy autyzmu: Vivian Ann Murdock (29.08.1931), Elaine C. (03.02.1932), David Newcomb Speck (maj 1932), Donald Grey Triplett (08.09.1932), Bridget Muncie (30.10.1933), Paweł G. (1935), Fryderyk Wellman (23.05.1936), John Trevett (16.11.1937), William Ritchey Miller (17.11.1937), Lee Ruvene Rosenberg (19.09.1937) i Karol N. (08.08.1938). Oczywiście, są to dane USA. Tzw. polscy wakcynolodzy takich statystyk nie prowadzą, nie daj Panie Boże, jeszcze by poszkodowani chcieli odszkodowania albo, nie daj Panie Boże, skierowali sprawę na drogę prawną o świadome trucie społeczeństwa. Są to pierwsze ofiary głupoty i chęci zysku przemysłu farmaceutycznego, wprowadzającego preparaty bez należytej kontroli i badań. Te zabite dzieci nikomu nie zawiniły. Dlatego ich imiona powinny być znane.
1948 – dr Frank Engly, na podstawie analizy piśmiennictwa naukowego i badań określił tiomersal jako preparat znacznie bardziej toksyczny dla tkanek ludzkich, aniżeli dla bakterii. Toksyczność dla hodowli komórkowej była już w stężeniu 10 ppb. Jego badania zostały zignorowane.
Maj 1967 – naukowcy odkryli, że szczepionki przeciwko krztuścowi, zawierające rtęć w stężeniu 0,01% – mertiolat – są toksyczne dla myszy („Applied Microbiology”, nr 15 (590) 1967).
Lata 1980. – pomimo posiadanej wiedzy, CDC wprowadził do kalendarza przymusowych szczepień aż 100 mcg rtęci dla dzieci do 18 miesiąca życia. Do lat 1980. autyzm rozpoznawano w 1-2 przypadkach na 10 000 urodzeń.
1988 – dzieci otrzymujące szczepionki zgodne z kalendarzem szczepień wymyślonym przez CDC otrzymują już 125 mcg rtęci do 18. miesiąca życia.
1990 – udowodniono związek pomiędzy rtęcią a autyzmem. Pomimo tego CDC zwiększa ilość rtęci podawanej dzieciom do 237 mcg w okresie do 18 miesięcy. FDA opublikowało dane wskazujące, że aż 30 szczepionek zawiera rtęć – tiomersal. CDC nadal twierdzi, że to nieszkodliwy preparat.
1991 – tzw. Komitet Doradczy ds. Szczepień Ochronnych (czyli urzędnicy), na który tak często powołują się krajowi pediatrzy, dodaje dzieciom kolejną szczepionkę zawierającą 25 mcg rtęci, tj. przeciwko Haemophilius typu b (HiB). Szczepionka jest w 3 dawkach.
Jak możesz sprawdzić, Szanowny Czytelniku, żaden z pracowników Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego nigdy nikogo nie ostrzegał o obecności rtęci w szczepionkach. Wręcz przeciwnie, p. prof Brydak, zachowująca się jak znachor, publicznie twierdziła, że nie ma rtęci w szczepionkach, podobnie dr Grzesiowski, prezes fundacji reklamującej szczepionki. Sam musisz się domyśleć, kogo oni reprezentują. Karta toksyczności Thimerosalu zawiera w tym czasie informacje: ”Zmniejszenie potomstwa. Rtęć powoduje zmiany w produkcji plemników, a potomstwo może mieć uszkodzenia Centralnego Układu Nerwowego, od łagodnego upośledzenia umysłowego, do utraty koordynacji ruchu”. Niezależne laboratoria wykazały, że pomimo informacji o wycofaniu rtęci ze szczepionek, wszystkie badane próbki zawierały rtęć. Oprócz tego, wszystkie próbki zawierały drugą neurotoksynę tj. aluminium. W jednej z badanych próbek było aż 9 razy większe stężenie aluminium, niż w pozostałych szczepionkach. ALUMINIUM W ZNACZNYM STOPNIU ZWIĘKSZA TOKSYCZNOŚĆ RTĘCI, POWODUJĄC ŚMIERĆ NEURONÓW. No, ale kogo to obchodzi, przecież nie podaję szczepionki swoim dzieciom…
Grudzień 2005 – producent szczepionek Sanofil Pasteur na swojej ulotce informacyjnej pisze wyraźnie: „Działania niepożądane: reakcja anafilaktyczna, AUTYZM, drgawki, encefalopatia, hipotonia, neuropatia, senność, bezdech”.
07.05.2013 – opublikowano dane wskazujące, że USA w grupie państw uprzemysłowionych ma największą śmiertelność noworodków w pierwszej dobie. USA ma największą liczbę szczepionek podawanych dzieciom.
Ale to nie wszystko o rtęci, jak u Hitchcocka, najgorsze będzie na koniec. Okazuje się, że rtęć i inne metale ciężkie mają o wiele bardziej negatywny wpływ na nasze zdrowie. Huston MC opublikował dane dotyczące roli zatrucia rtęcią na nadciśnienie, choroby układu krążenia i stres oksydacyjny (J. Clin. Hypertension, 13.08.2011). Okazuje się, że rtęć powoduje zaburzenia mitochondrialne ze zmniejszeniem adenozynotrifosforanu, zmniejszenie glutationu oraz zwiększenie peroksydacji lipidów. Generalnie można powiedzieć, że rtęć zwiększa stres oksydacyjny, stany zapalne w organizmie, zmniejsza obronę oksydacyjną, powoduje wzrost zakrzepicy, dysfunkcje mitochondriów układu odpornościowego. Klinicznie, czyli w języku opisowym, objawia się to wzrostem nadciśnienia, chorobą niedokrwienną serca, zawałem mięśnia sercowego, zaburzeniami rytmu serca, powstawaniem blaszek miażdżycowych, mózgową miażdżycą, zaburzeniami czynności nerek. Rtęć unieczynnia catecholamino – 0 – metylo COMT. Enzym COMP jest głównie zaangażowany w katabolizm katecholamin na zakończeniach nerwów współczulnych. Katecholaminy produkowane przez nadnercza są uwalniane do krwi w stresie. Konsekwencją zaburzeń jest ich wysoki poziom we krwi. Efekt ten zwiększa ciśnienie krwi. Rtęć zmniejsza także ochronne działanie kwasów tłuszczowych. Według Hustona, toksyczność rtęci należy oceniać u wszystkich pacjentów z nadciśnieniem, chorobą wieńcową serca, chorobami naczyń mózgowych, demencją.
I teraz masz odpowiedź, Szanowny Czytelniku, dlaczego kardiolodzy w Polsce, zamiast wykonywać podstawowe badania toksykologiczne, bawią się w przepisywanie statyn. Statyny ty sam zażywasz, wiec jeżeli zachorujesz, to Twoja wina. A badania, które udowodniłyby, że jesteś po prostu truty, to już wina tego organu zwanego humorystycznie państwem i aktorów sceny politycznej, którzy nie umieją nawet ustalić odpowiednich norm skażenia żywności, czy środowiska.
Na małym przykładzie woj. pomorskiego, próbowaliśmy po 1990 roku otworzyć Przychodnię Medycyny Środowiskowej we współpracy z WOMP-em, doktorem Przegockim. Powstało w tamtym okresie Polskie Towarzystwo Medycyny Środowiskowej, a ja zostałem przewodniczącym Oddziału Pomorskiego. Udało się przekonać do tego pomysłu ówczesnego wojewodę, Macieja Płażyńskiego. Niestety, w 1995 roku Maciej Płażyński przeniósł się do Warszawy, a jego następca, także historyk z zawodu Tomasz Sowiński, pierwsze co zrobił to kazał zamknąć Przychodnię. Nasze badania w okresie tych 2 lat udowodniły, że dzieci w województwie pomorskim mają większe stężenie ołowiu we krwi, aniżeli dzieci na Śląsku. Nie wspominam tutaj o dorosłych. Nikt nie przeprowadzał takich badań. Nikogo z tzw. aktorów sceny politycznej to nie zainteresowało pomimo tego, że wówczas wspominała jeszcze o tym prasa i telewizja. Jedynym efektem publikacji był wprowadzony zakaz dalszej informacji o przypadkach zatruć przez mass media. Wniosek o konieczność utworzenia chociaż jednego laboratorium na terenie województwa, prowadzącego badania toksykologiczne, oczywiście nie został zrealizowany. Podobnie, żadne laboratorium szpitalne, ani GUMed-u, czyli dawniejszej Akademii Medycznej, nie podjęło się prowadzenia analiz toksykologicznych, szczególnie u dzieci. Sam musisz wyciągnąć z tego wniosek, Dobry Człowieku: albo poziom tzw. naukowców był oparty na nauce XIX-wiecznej, to znaczy według schematu: choroba, bakteria albo wirus i antybiotyk; albo był zakaz politycznych decydentów. Z mojej wiedzy wynika, że w żadnym z województw naszego „wesołego baraku” nie można wykonać badań toksykologicznych ani metali ciężkich, ani fluoru itd. W żadnym z województw poziom merytoryczny aktorów sceny politycznej, wydających społeczne pieniądze, bez względu na ilość zarejestrowanych profesorów, nie jest odpowiedni do wdrożenia wiedzy z XXI wieku. A to przecież PT Radni określają priorytety wydatków regionalnych i lokalnych. Pieniądze na szczepienia znaleźli, i to w znacznych kwotach, ale na elementarne analizy, już nie.
I masz odpowiedź, Dobry Człowieku, stopień niewiedzy jest już tak duży, że nie umieją nawet sami sobie pomóc. Tak więc nie masz na co liczyć w Polsce. Jeżeli istnieje podejrzenie takiego zatrucia, musisz się udać do sąsiadów za granicę, chyba, że chcesz z woli NFZ-tu zostać przewlekle chorym, czyli zostać obciążynym dodatkowym wydatkiem/podatkiem na zakup lekarstw do końca życia. Pamiętaj, cukrzyca typu II jest do wyleczenia. Osteoporoza wcale nie wynika z choroby i nie wymusza przyjmowania toksycznych leków. Nie musisz przeprowadzać na sobie niebezpiecznych operacji z by-passami, czy wszczepianiem stenów, wystarczy sprawdzić poziom metali ciężkich i przyjmować strophantynę.
PRAKTYCZNE RADY DLA PAŃ I PANÓW
Jedna z Czytelniczek nazwała mnie feministą. Jest to całkowita nieprawda. Nie mogę tylko zrozumieć, jak w kraju demokratycznym można ustalać limity kobiet w partii, czy parlamencie. Albo jest demokracja, czyli decyduje głosowanie, czyli równość, albo jej nie ma i stwarza się sztuczne bariery, zaprzeczając oczywistej definicji. O tym, że kobiety nie mają obecnie instynktu pomagania sobie, co przekreśla wszelki sens tworzenia przez nie partii, czy stowarzyszeń kobiecych, najlepiej świadczy medycyna. Nie ulega dla nikogo wątpliwości, że jest to zawód całkowicie sfeminizowany i około 90% pracowników to kobiety. Takie specjalizacje jak pediatria, położnictwo, czy ginekologia, praktycznie także są obsadzone w większości przez kobiety.
A czy którakolwiek z tych utytułowanych pań, kiedykolwiek w wywiadzie powiedziała Wam Drogie Panie, że rak piersi, to między innymi wina dezodorantów zawierających aluminium oraz wina stałego niedoboru witaminy D? Prawidłowy poziom dla kobiet to 50-60 ng. Uzyskujemy go przyjmując dziennie 5000 j witaminy D-3 plus 100 mcg witaminy K-2. Latem, o ile się opalamy co najmniej 30 minut dziennie w godzinach od 11.00 do 13.00, możemy zrezygnować z przyjmowania witamin w tabletkach. A która specjalistka od położnictwa zleciła prowadzonej przez siebie pacjentce wykonanie podstawowego badania w ciąży, to jest na określenie poziomu żelaza i witaminy D-3? A z obserwacji moich znajomych i przyjaciół pracujących na wyższych uczelniach, a jest to w pewnym sensie środowisko elitarne, ani jedna będąca w ciąży kobieta nie miała wykonanych tych podstawowych badań. U niektórym w 5-7 miesiącu ciąży poziom witaminy D spadał drastycznie poniżej 10 ng, a żelaza do 10 mg. I pomimo pokazywania takich wyników prowadzącej lekarce, nie dostawały żadnej pomocy, żadnej recepty. Wystarczy? Po prostu panie bardziej bezmyślnie wykonują instrukcje NFZ-u.
Z innej strony. W domowej apteczce powinien znajdować się kwas jabłkowy. Kwas jabłkowy jest bardzo dobrym środkiem na wszelkiego rodzaju bóle gardła. Wystarczą dwie łyżeczki kwasu jabłkowego wlać do szklanki wody i przepłukać gardło kilka razy dziennie. Oczywiście można przełknąć powoli kilka łyków tego płynu. Już po 24-36 godzinach obserwujemy poprawę i ustąpienie dolegliwości. Można także zastosować atomizator i spryskiwać sobie tylną ścianę gardła kilka razy dziennie. Podobnie postępujemy w przypadku uporczywego kaszlu. Bierzemy dwie łyżki octu jabłkowego, mieszamy je z łychą miodu i z dodatkiem cytryny w szklance cieplej wody. Następnie co dwie godziny pijemy po dużej łyżce takiego napoju. Prawdopodobnie trzeba będzie kontynuować kurację przez 2-4 dni. Można poprawić skuteczność syropu, mieszając z syropem sosnowym. Wystarczy młode pędy gałązek sosnowych zalać miodem ze spirytusem i potem dodawać do doraźnie przygotowanego syropu na kaszel. To jest wersja dla dorosłych. I w ten sposób łączymy przyjemne z pożytecznym. Nawet żona nie będzie mogła narzekać na picie naparstka takiej nalewki. Ma to dodatkowo dobry skutek na zasypianie i na pracę naszego mięśnia sercowego w nocy. Ten sam syrop w przygotowaniu dla dzieci: gałązki sosnowe zalewamy miodem.
W USA GINĄ LEKARZE PRZECIWNI SZCZEPIENIOM
Na koniec informuję o fakcie grasowania seryjnego samobójcy nie tylko w Polsce, ale i w USA. Ostatnio zmarło śmiercią nagłą, np. poprzez strzał w klatkę piersiową, trzech lekarzy z Florydy będących przeciwnikami szczepień. Jak o tym informowałem, czym mniej wiedzy, tym większa agresja.
Autorstwo: dr Jerzy Jaśkowski