I znów trafiłem na „salony”, a wszystko przez publikacje na temat gospodarki, z których jedna chwali rząd za wzrost gospodarczy, a druga gani za wyrzucanie bezproduktywne pieniędzy.
Wykazanie statystycznego wzrostu gospodarczego w PKB nie jest takie trudne, za poprzednich rządów wystarczyło ustalić zerową stawkę VAT na nierejestrowane obroty płodami rolnymi i już można liczyć jak się podoba.
Realia są jednak takie, że spadło bezrobocie i wzrosły dochody fiskusa z podatków pośrednich, a to świadczy, że jednak coś nam w rzeczywistości przybyło.
Niewątpliwie wzrósł eksport i poprawił się bilans obrotów zagranicznych.
Czy jednak istniejący stan gospodarki polskiej może nas zadawalać?
Jak się on ma do naszych potencjalnych możliwości?
Piszę na ten temat od kilkudziesięciu lat i nie tylko publicystycznie, ale konkretnie w programach opracowanych zarówno dla stronnictw politycznych jak i dla AWS, dla której byłem zmuszony praktycznie sam opracować program.
Podstawowe tezy tego programu były zresztą jednogłośnie przyjęte przez Radę Krajową AWS jako obowiązujący program wyborczy, tylko że rząd Buzka nawet go nie tknął oddając całkowicie inicjatywę w ręce „sojusznika” ze skutkami, które odczuwamy po dzień dzisiejszy.
Nasz spadek po PRL był dość koszmarny zarówno ze względu na zacofanie technologiczne, energochłonność, złą organizację pracy, a nade wszystko nomeklaturowe kierownictwo dobierane na zasadzie „negatywnej selekcji”
/im gorszy tym lepszy/.
Nie znaczyło to jednak, że powinien być w całości zlikwidowany, znaczna część z niego nadawała się do użytku, należało tylko przedsiębiorstwa skomercjalizować i zastosować kilkuletni okres dostosowawczy.
Likwidacji powinni podlegać ci, którzy nie potrafili wykorzystać tego okresu.
Tak zrobili i Niemcy w NRD i Czesi.
W Polsce zastosowano system rzucenia od razu na głęboką wodę wiedząc z góry, że większość utonie. Żeby to utonięcie było pewniejsze zastosowano dodatkowe obciążenia w postaci „popiwku”, wysokiego oprocentowania kredytu i sztucznej aprecjacji złotego, przy utrzymywanym przez półtora roku sztywnym kursie walut wymienialnych.
Takie przedsięwzięcie nie było przypadkowe i nie wynikało z głupoty jego twórców z Balcerowiczem na czele traktowanym, jako symbol likwidacji polskiej gospodarki.
Był to główny nurt redukcji Polski dla satysfakcji „pour le roi de Prusse”.
Ale nie tylko pruskiej, lecz także i rosyjskiej, bowiem na przestrzeni pomiędzy Niemcami i Rosją nie może być żadnego silniejszego i samodzielnego państwa.
Redukcja Ukrainy przeprowadzana przez Rosję z wyraźną akceptacją Niemiec jest niczym innym jak tylko „oczyszczaniem” przestrzeni między tymi odwiecznymi sojusznikami w podziale środkowo wschodniej Europy.
Idealnym stanem był dla nich okres wspólnej granicy, niestety sprzeniewierzenie się „świętemu przymierzu” przez ostatnich cesarzy obu mocarstw spowodowało trwający do dziś okres zaburzeń i żeby je uspokoić trzeba było wyeliminować możliwość powstania innego układu, a szczególnie dużych i silnych państw na obszarze między Niemcami i Rosją.
Władcy obu tych krajów niezależnie od ich politycznego oblicza kultywują ten sam rodzaj polityki sprzed lat koncentrującej się wokół kontroli sąsiedztwa i krótkowzrocznych własnych interesów.
W świetle narastających układów globalnych obejmujących w pierwszej kolejności gospodarkę, a w ślad za nią również i układy polityczne i militarne, taka polityka jest reliktem przeszłości i nie tylko, że nie rokuje perspektyw rozwojowych, lecz wręcz grozi katastrofalnymi skutkami dla całej Europy, a w pierwszej kolejności Rosji i Niemcom.
Europa, jeżeli chce przetrwać musi stworzyć solidarny blok obronny przed najazdem obcych kultur.
Główną przeszkodą w tworzeniu takiego bloku są imperialistyczne nastawienia zarówno Rosji jak i Niemiec, przy czym Rosja nawiązuje wyraźnie do bolszewickiej przeszłości, a Niemcy czynią to pod szyldem UE z ambicjami znacznie większymi niż tradycyjna niemiecka „mitteleuropa”, ale może aż nie tak wielkimi jak hitlerowskie „heute gehoert uns Deutschland, morgen die ganze Welt”/1/.
Rosyjskie działania są dość prymitywne i wywołują automatycznie ruchy obronne, natomiast Niemcom udało się stworzyć układ popierający ich hegemonię.
Sedno zagadki leży w tym czy Niemcy oddały się na służbę światowych sił antychrześcijańskich występujących pod hasłem „liberalizmu”, czy odwrotnie – używają tych sił dla zdobycia swojego władania?
Za pierwszym przemawia inwazja afroazjatycka w Niemczech, za drugim obrona niemieckiego systemu prawnego przeciw narzucanemu innym krajom unijnym prawa paneuropejskiego.
Dla Polski z tego stanu wynika imperatyw w postaci konieczności stworzenia silnego państwa, zdolnego do obrony naszej tożsamości, a nawet naszego bytu narodowego we wszystkich aspektach, a przede wszystkim:
– egzystencji biologicznej narodu,
– pozycji materialnej,
– obrony militarnej,
– siły naszej kultury.
Ażeby wypełnić te zadania Polska musi stworzyć własną, autonomiczną gospodarkę, zdolną do zapewnienia pracy i dochodów całemu narodowi, a także odpowiedniej siły państwa.
Jako cel podstawowy należy przyjąć osiągnięcie efektywności naszej gospodarki na poziomie średniej unijnej.
Jakie dziedziny życia gospodarczego należy w Polsce rozwijać żeby ten cel osiągnąć?
Wyznawcy kultu „postindustrialnego” mają gotową odpowiedź w postaci promocji usług. Położenie Polski wskazywałoby na celowość rozwijania tego kierunku, przeszkodą jest brak w Polsce odpowiedniej infrastruktury, a przede wszystkim brak sprzyjającego układu europejskiego, którego symbolem jest omijający Polskę nordstream. Ani Niemcy, ani Rosja nie życzą sobie Polski, jako pośrednika między zachodnią i wschodnią Europą. Zgadzają się na peryferyjną Finlandię, a nawet Estonię, ale na głównym nurcie Polskę należy wyłączyć, podobnie jak Ukrainę.
Większe szanse ma Polska na morzu mając na względzie nasz historyczny dorobek, został on jednak celowo niemal całkowicie zlikwidowany i wymaga odbudowy od podstaw, o czym niedawno pisałem.
Nasza atrakcyjność turystyczna rośnie, lecz daleko jej do krajów południowo zachodniej Europy, pozostaje nam ciężka praca w produkcji materialnej.
Mamy ciągle jeszcze niewykorzystane możliwości i to bez większych nakładów inwestycyjnych w produkcji rolno spożywczej. Przy podobnym areale co Niemcy wolumen naszej produkcji to zaledwie 30% niemieckiej.
Nasze ograniczenia w tej dziedzinie wynikają głównie z dyskryminacyjnej polityki unijnej dyktowanej z Berlina i skwapliwie wykonywanej przez zeteselowskiej proweniencji zawodowych zarządzaczy polskim rolnictwem.
Niestety ciągle mi brakuje odpowiedniego tempa w rozwoju, lub chociażby odzyskaniu właściwego miejsca naszego rolnictwa i przemysłu rolno spożywczego w skali europejskiej, szczególnie w hodowli zwierzęcej, produkcji mleka, cukru i specjalistycznych upraw roślinnych.
Nie wykorzystujemy szansy, jaką daje nam znacznie bardziej czysta ekologicznie hodowla niż w krajach zachodniej Europy.
Mając na względzie wszelkie możliwości rozwoju rolnictwa i przemysłu rolno spożywczego trzeba mieć świadomość, że zarówno z punktu widzenia przyrostu wartości produktu jak i zatrudnienia największą rolę spełnia przemysł przetwórczy.
Niestety nasz przemysł nie wykorzystuje własnych zasobów surowcowych, ani też nie zaspakaja potrzeb krajowych.
Przykładem może służyć eksport 95% miedzi w stanie surowym, i niemal całkowitą likwidacje produkcji traktorów przy znacznych potrzebach wymiany istniejącego parku liczącego blisko 2 mln ciągników.
Jesteśmy dostatecznie dużym krajem żeby stworzyć własne źródła zaopatrzenia przede wszystkim w środki produkcji traktując równocześnie ich wytwarzanie, jako przedmiot eksportu.
Dotyczy to przemysłu okrętowego, maszyn budowlanych i transportowych, maszyn i narzędzi rolniczych, ale też i przemysłu chemicznego i innych.
Niezależnie od przyrostu wartości naszego produktu narodowego, tylko zwiększenie produkcji przemysłowej gwarantuje wzrost zatrudnienia.
Statystycznie mamy obecnie najniższe wskaźniki bezrobocia, ale mając na względzie stan emigracji zarobkowej, niepełne zatrudnienie w wielu dziedzinach i rezerwy w rolnictwie, powinniśmy znaleźć miejsce pożytecznej pracy dla 3 – 4 milionów ludzi.
Należy też mieć na uwadze nieodzowność przesunięcia do twórczej pracy znacznej liczby zatrudnionych fikcyjnie w rozdętym aparacie biurokracji.
Specjaliści od likwidacji przemysłu na rzecz wyimaginowanych zatrudnień rządzący polską gospodarką od wielu lat jakoś do tej pory nie znaleźli sposobu na zastąpienie go innymi dochodowymi dziedzinami.
Przy okazji można tylko przypomnieć, że nasz sąsiad przodujący w światowej gospodarce nie wyzbył się swego przemysłu i w dalszym ciągu produkuje ponad 40 mln ton stali, blisko 6 mln samochodów, a także różnych maszyn i chemikalii.
Ale nam Polakom zaleca zlikwidowanie wszelkiej działalności przemysłowej, no może parę niemieckich zakładów ulokowanych w Polsce z polską załogą najwyżej na poziomie majstra.
Zostaliśmy skazani na mniej więcej 10% wartości niemieckiego przemysłu przetwórczego, taki jest obecny stan.
Przypomina to stosunki z czasów Generalnej Gubernii, kiedy to jak przypominam sobie publikowano zdjęcie generał gubernatora Franka oglądającego „z zainteresowaniem” osiągnięcia polskiego przemysłu powroźniczego.
W odróżnieniu od pana dr habilitowanego propagującego zaniechanie rozwoju przemysłu w Polsce, a który najprawdopodobniej nigdy w żadnym przemyśle nie pracował, podobnie zresztą jak wszyscy sprawujący funkcje kierownicze w polskiej gospodarce od kilkudziesięciu lat, mam za sobą pół wieku pracy w tej dziedzinie, a habilitację robiłem w tym czasie, kiedy pana dr. hab. nie było jeszcze na świecie, a niewykluczone, że nawet jego rodziców.
Moje doświadczenia potwierdza obecna rzeczywistość, po triumfie kreatywnego pieniądza nad zdrowym rozsądkiem, musiała przyjść kolej na otrzeźwienie, które jeszcze nie wszystkich dotknęło, ale jest nieuchronne, jeżeli ludzkość ma przetrwać.
Nawet Amerykanie doszli do wniosku, że trzeba zmienić władze, które dotychczas żyły z papieru imitującego pieniądz i zabrać się do roboty.
My w Polsce nie mamy wielkiego wyboru, albo stworzymy własną gospodarkę, albo będziemy obsuwać się coraz niżej w gradacji poddanych możnym tego świata.
Opowiadanie bzdur, że niczego nie warto robić, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto zrobi to może nawet nie lepiej, ale taniej, jest niczym innym jak tylko realizowaniem zamówienia na dalsze redukowanie Polski.
Straszy się nas też, że do rozwoju gospodarki będziemy musieli dopłacać z kieszeni podatników. Oczywiście, jeżeli ma to być na miarę PRL, której „III Rzeczpospolita” jest kontynuacją, ale jeżeli będzie to zrobione na zasadzie zdrowego rozsądku to nam nie grozi.
Zdzieranie z naszej kieszeni jest obecnie wymuszone niskim poziomem dochodów z polskiej gospodarki. Wystarczy przytoczyć poziom CIT’u.
Młodemu człowiekowi – panu Morawieckiemu śni się sukces Polski w najnowocześniejszej technologii, życzę mu wszystkiego najlepszego ceniąc wolę działania i poświęcenie sprawie, ale mając ciężki bagaż doświadczeń uważam, że powinniśmy zacząć od odbudowy tego, co straciliśmy, a w czym posiadamy jeszcze jakąś bazę materialną i, co najważniejsze, – dobrych, bardzo dobrych i znakomitych specjalistów, ciągle jeszcze chętnych do pracy i to za dużo mniejsze pieniądze niż te, które płacą w bogatszych krajach.
Rozwój gospodarczy nie jest sztuką dla sztuki, ale nieodzowną potrzebą dla przetrwania narastających zagrożeń naszej egzystencji, a szczególnie naszych przyszłych pokoleń.
/1/ W tej formie pamiętam, że śpiewali to Niemcy w czasie wojny, nie koniecznie z formacji hitlerowskich, natomiast natrafiłem na notkę zwracającą uwagę, że w oryginalnej pieśni niemieckiej młodzieży katolickiej brzmiało to: „Denn heute da hoert uns Deutschland, und morgen die ganze Welt”. Zasadnicza różnica polega na tym, że w wydaniu hitlerowskim nie było to „dziś słyszą nas Niemcy”…, ale „dziś posłuszne są nam Niemcy /należą do nas/, a jutro cały świat”.