Europejski Fundusz Stabilizacji Finansowej ma ratować kraje strefy euro przed upadkiem. Tymczasem Agencja Moody´s obniżyła rating EFSF, uznając, że cała strefa euro traci wiarygodność finansową. Realny staje się scenariusz upadku wspólnej waluty.
Agencja Moody´s obniżyła wczoraj perspektywę ratingu Europejskiego Funduszu Stabilizacji Finansowej (EFSF) ze stabilnej na negatywną, utrzymując wobec Funduszu najwyższą ocenę wiarygodności kredytowej -Aaa. Agencja podkreśliła, że Fundusz cieszy się nadal pełnymi i całkowitymi gwarancjami państw strefy euro. Zmiana ta to bezpośrednia konsekwencja poniedziałkowej decyzji Moody´s wobec Niemiec, którym agencja przyznała perspektywę negatywną, choć sam rating pozostawiła na najwyższym poziomie. Taki sam los spotkał Holandię i Luksemburg. Niemcy są największym udziałowcem EFSF (440 mld euro) i jego głównym gwarantem. Decyzja Moody´s pokazuje, że Fundusz i państwa eurostrefy będące jego gwarantami nie są mocne finansowo, aby pomóc Włochom i Hiszpanom. Zwłaszcza że rynki oceniają, iż Grecja nie utrzyma się w strefie euro, zaś konsekwencje finansowe jej bankructwa będą niezmiernie dotkliwe dla sektora bankowego obszaru wspólnej waluty, zwłaszcza niemieckiego i francuskiego.
Hiszpania zakładnikiem
Niemcy nie kwapią się jednak, by przyjść z pomocą krajom, które mają coraz większe problemy z rolowaniem długu. Hiszpania daremnie apeluje do Berlina o szybkie wykonanie postanowień ostatniego szczytu UE, czyli o dostarczenie pomocy dla hiszpańskiego sektora bankowego. Co więcej, rząd w Madrycie, wbrew oczekiwaniu inwestorów, nie otrzymał wsparcia EBC podczas wtorkowej emisji obligacji hiszpańskich. Rynki nabrały zatem obaw, że Niemcy nie zrobią nic, aby Hiszpania odzyskała stabilność finansową. Czara goryczy przelała się, gdy w komunikacie po zwołanym ad hoc spotkaniu ministrów finansów Hiszpanii i Niemiec inwestorzy usłyszeli, że rentowności hiszpańskich obligacji są po prostu… zawyżone. Słowem, że wysokie oprocentowanie wynika wyłącznie ze spekulacji, a nie z faktycznej oceny ryzyka. – W reakcji na komunikat rentowności hiszpańskich obligacji dwuletnich natychmiast skoczyły o 20 punktów bazowych po raz pierwszy w historii przekraczając poziom 7 proc. ( sięgnęły 7,09 proc.), papiery 5-letnie skoczyły o 14 punktów bazowych do 7,74 proc., zaś obligacje dziesięcioletnie pobiły rekord wzrastając o 9 punktów bazowych i osiągając rentowność 7,71 proc. – relacjonuje dr. Cezary Mech , były wiceminister finansów. – Z powodu tak wysokich rentowności izba rozliczeniowa – LCH Clearnet – już w poniedziałek zażądała od inwestorów obracających obligacjami hiszpańskimi dodatkowego zabezpieczenia, aby zapobiec ewentualnemu wycofywaniu się inwestorów z transakcji o tak dużej zmienności. Konieczność złożenia dodatkowego depozytu pogłębi jeszcze kryzys zniechęcając część inwestorów do obrotu na tych papierach, co rykoszetem wpływa na zmniejszenie płynności na rynku hiszpańskiego długu i jeszcze utrudni rządowi w Madrycie lokowanie kolejnych emisji obligacji – wyjaśnia finansista.
Grecja wzięta za gardło
Dzisiaj do Aten przybędzie z nieplanowaną wizytą szef Komisji Europejskiej José Manuel Barroso, aby w cztery oczy omówić z premierem Antonisem Samarasem sytuację w strefie euro. Wcześniej zapadła decyzja o wstrzymaniu kolejnego pakietu finansowego dla Aten, bo Grecja nie wywiązuje się z ostrego programu cięć i reform narzuconego przez kraje – wierzycieli. Premier Samaras broni się, twierdząc, że opóźnienia powstały w wyniku problemów z powołaniem rządu i konieczności ponowienia wyborów parlamentarnych, a także z powodu niesłabnącego oporu związków zawodowych oraz głębszej niż zakładano recesji, która sięga w tym roku minus 7 proc. PKB. Od oceny kontrolerów zależy, czy Ateny pozostaną na finansowej kroplówce, czy też Grecja zostanie odłączona i będzie musiała ogłosić bankructwo. Grecja jest trzymana w narożniku, a pomoc jest ściśle dozowana, na tyle tylko aby mogła przetrwać i spłacić zadłużenie, w obawie że może zostać pokazowo ukarana –ocenia Cezary Mech.
Włochy pierwsze do wyjścia
W kołach finansowych mówi się już otwarcie, że rozpad strefy euro pomógłby niektórym krajom wyjść z kryzysu zadłużenia. – Według analiz Bank of America pierwsi mogą się na to zdecydować Włosi, których korzyści z opuszczenia strefy euro byłyby największe. Włochy są wielkim krajem, o zdywersyfikowanej gospodarce i eksporcie, z silnymi własnymi instytucjami gospodarczymi, słowem – są krajem zdolnym do samodzielnego funkcjonowania i posługiwania się własną walutą. – relacjonuje dr. Mech. – Prawdopodobnie uzyskaliby dogodne warunki wystąpienia ze strefy euro, ponieważ są zbyt potężnym krajem, aby można go było rzucić na kolana i przykładnie ukarać – ocenia finansista. To nie przypadek, jego zdaniem, że kiedy w ubiegłym roku rząd włoski miał problem z radykalnym wzrostem rentowności obligacji – natychmiast wkroczył EBC i zaczął interwencyjny skup tych papierów, a potem zasilił system bankowy rekordową kwotą 1 bln euro. Włosi powinni się jednak zdecydować na ten krok dopóki ich gospodarka się jeszcze trzyma i póki sami rolują swoje długi na rynkach. Jeśliby powzięli tę decyzję, w ich ślady poszłaby Grecja, Portugalia, Hiszpania i najprawdopodobniej Irlandia, licząc na uzyskanie analogicznie dogodnych warunków. – Problem w tym, że Niemcom o ile kryzys gospodarczo nie doskwiera, a politycznie jest na rękę, to rozpad euro się najmniej ze wszystkich krajów eurostrefy opłaca. Dlatego nie spieszą się z decyzjami, dorzucają czasem trochę pieniędzy na „pomoc” – w sumie zainwestowali w pakiety „pomocowe” zaledwie €211 mld, tak aby nikt nie ogłosił bankructwa. A w międzyczasie przejmują kontrolę nad instytucjami unijnymi i procesem podejmowania decyzji w UE, upychają swój eksport w Eurostrefie, a korzystając z osłabienia euro i poza strefą, a na dodatek czerpią nadzwyczajne korzyści z wyjątkowo niskich kosztów obsługi długu spowodowanego ucieczką kapitału przed kryzysem z krajów peryferyjnych – uważa Cezary Mech."