Rozmowy z Cieniem: Dlaczego rodzina?
01/01/2012
442 Wyświetlenia
0 Komentarze
12 minut czytania
Rodzina: niech będzie to miejsce, gdzie ludzie są doceniani, pielęgnowana jest przyjaźń, a Boże imię szanowane.
– Wiesz Cieniu, dziś już nie ma takich świąt jak kiedyś.
– Dlaczego? Jest śnieg, choinka, prezenty…
– Owszem, ale ten nastrój… Pamiętam, zasiadaliśmy do wigilii całą rodziną, przychodził wujek z żoną, czasem stryj przyjeżdżał z Zamościa… Ale najbardziej czekałem na starszego brata, który uczył się na Śląsku. Grał na gitarze, opowiadał takie niesamowite rzeczy… dla mnie otwierało się jakieś okno na świat. I było tak ciepło, beztrosko, nikt się nie kłócił… a wzruszenia przy dzieleniu opłatka nie udawało się ukryć nawet surowemu na co dzień ojcu. Nigdy potem nie czułem się tak błogo, tak bezpiecznie. Rodzina to wielki skarb.
– Ale jest z nią trochę tak jak z tym zdrowiem u Kochanowskiego: czujemy to dopiero wtedy, gdy jej brakuje. Każdy z nas pragnie być wychowywany w naturalnej, kochającej i wzajemnie się wspierającej rodzinie, w której będzie czuł się bezpiecznie, bo może liczyć na pomoc w potrzebie. Masz rację, rodzina to obok życia największy skarb, jakim obdarował nas Bóg.
– No nie wiem, czy trzeba w to mieszać Pana Boga. Przecież i niewierzący zakładają rodziny, czasem nawet lepiej funkcjonujące niż u chrześcijan…
– Owszem, ale dla nich rodzina jest zredukowana do zwykłej jednostki prawnej, społecznej czy ekonomicznej, tymczasem dla nas stanowi ona wspólnotę miłości i solidarności, jest prawdziwym sanktuarium życia, miejscem, w którym może ono być w sposób właściwy przyjęte i chronione.
– Przesadzasz. Oni też mają uczucia, szanują się, kochają…
– Jeśli kochają, to może tylko nie wiedzą, że są wierzący?
– Dobrze, dobrze, nie odwracaj kota ogonem jak to masz w zwyczaju. Lepiej powiedz, jakie masz podstawy, aby uważać, że rodzina to Boży dar.
– Wystarczy poszperać w Piśmie Świętym! Już w Księdze Genesis Bóg mówi:Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam(Rdz 2,18). W historii o stworzeniu człowieka widzimy, że w Bożym zamyśle związek mężczyzny i kobiety tworzy pierwszą formę wspólnoty osób. Ewa zostaje stworzona jako towarzyszka Adama, która w swojej inności dopełnia go, aby tworzyć z nim jedno ciało. A Bóg czyni z nich swoich współpracowników:Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię(Rdz 1,28). Tak więc rodzina w intencji Stwórcy wyłania się jako pierwsze miejsce „humanizacji” osoby i społeczeństwa oraz jako kolebka życia i miłości. W niej człowiek zostaje poczęty, narodzony, w niej otrzymuje pierwsze i decydujące wyobrażenia związane z prawdą i dobrem, uczy się, co znaczy kochać i być kochanym, a więc co konkretnie znaczy być osobą.
– No dobrze, ale cytujesz tu Stary Testament. Nie żebym coś miał przeciw niemu, ale chciałbym wiedzieć, jak rodzinę postrzegał nasz Nauczyciel, Jezus z Nazaretu?
– Bardzo konkretnie. Można powiedzieć, że przywrócił rodzinie miejsce, jakie wyznaczył jej Stwórca. Zobacz, co powiedział faryzeuszom:Czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich jako mężczyznę i kobietę? I rzekł: Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela(Mt 19,4-7).
– No przytarł im nosa, owszem, ale jakie tu widzisz konkrety?
– Pomyśl. Ten krótki przekaz zawiera cztery główne elementy katolickiego modelu małżeństwa: naturalny charakter, zasadzający się na naturalnym podziale ludzi na dwie płcie uzupełniające się w miłości; monogamia, a więc związek jednego mężczyzny z jedną kobietą; nierozerwalność i dozgonność związku małżeńskiego oraz sakramentalny jego charakter, z czego wypływa szczególna łaska pomnażająca bogactwo duchowe małżonków.
– No i teraz widzę dlaczego dziś nie ma takich świat jak kiedyś!
– Zaskakujesz mnie! Czemu?
– Bo nagminnie kwestionowany jest każdy z tych elementów! Pierwszy – w małżeństwach homoseksualnych, drugi – w komunach, trzeci – w lawinowo rosnącej liczbie rozwodów, czwarty – w życiu „na kocią łapę”!
– Masz rację! Ładnie to wydedukowałeś. Istotnie, rodzina jest dziś w totalnym kryzysie. Do tego stopnia, że kwestionuje się sens jej istnienia. Jest wypierana na rzecz singli bądź związków konkubenckich – czyli tych żyjących „na kocią łapę”. Spójrzmy na samo pojęcie „rodzina” – jak funkcjonowało kiedyś i jak funkcjonuje dziś. U naszych przodków słowo to wywoływało skojarzenia nie tylko małżeństwa z dziećmi, ale również dziadków i jeszcze szerzej – ciotek, wujków, czyli bliższych i dalszych krewnych. A dziś słowo „rodzina” kojarzy się z rodzicami i dziećmi (choć często nie za wiele tych dzieci). Określenia „brat” i „siostra” dla rodzeństwa ciotecznego funkcjonują jeszcze w języku, ale już nie w skojarzeniach.
– A pojęcie ojca? W Polsce przedstawia się go dziś jako podejrzanego typa, który bije, pije i odbiera wolność.
– A przecież ojciec w rodzinie to przede wszystkim autorytet. Tymczasem pojęcie autorytetu rodziców zanika, jest zastępowane pojęciem partnerstwa pomiędzy rodzicami i dziećmi. Jest to szkodliwy pomysł. Dzieci potrzebują autorytetu, a nie partnera, potrzebują pomocy do wprowadzenia w trudną dorosłość życia, nie potrzebują kumpli zamiast rodziców.
– Owszem ale mnie najbardziej boli zanegowanie wartości ciepła rodzinnego, ogniska domowego. Zobacz, lansuje się model spędzania wszelkich wolnych dni i Świąt poza domem. Wycieczki zagraniczne, wczasy, odpoczynek – wszystko to prowadzi do zapomnienia o rodzinie – po co się męczyć i szykować obiad dla iluś tam osób i jeszcze nudzić się ze starszą ciotką, kiedy można pojechać na wczasy i wszystko dostać podstawione pod nos. A wszechwładny telewizor jest wielką konkurencją dla rozmów i kontaktów.
– Ale nawet jak go się wyłączy – ile razy na przykład śpiewa się wspólnie – nie chodzi mi tylko o pieśni patriotyczne, ale o zwykłe polskie przyśpiewki czy kolędy. Jak rodzina spędza dziś wolny czas ze sobą? Idzie do supermarketu na wspólne zakupy, czy do pubu na piwo…
– Jak sądzisz, dlaczego świat wypowiedział taką totalną wojnę rodzinie? Komu to przeszkadza? Sam przecież mówiłeś, że każdy z nas potrzebuje tego ciepła i bezpieczeństwa, które daje rodzina…
– Gdy nie wiadomo o co chodzi, to z pewnością chodzi o pieniądze. Na szczęśliwej i trwałej rodzinie nie można za wiele zarobić. Taka rodzina nie nadużywa alkoholu, nie bierze narkotyków, nie korzysta z pornografii, środków antykoncepcyjnych, czy choćby leków uspakajających…
– No tak, bo w takich rodzinach nie ma ludzi uzależnionych czy pustych duchowo.
– Natomiast wiele można zarobić na rodzinach, które przeżywają kryzys lub na ludziach, którzy próbują żyć poza rodziną. Zarabiają na nich psycholodzy i psychiatrzy, lekarze i adwokaci, dealerzy narkotyków, przemysł alkoholowy, antykoncepcyjny, aborcyjny, pornograficzny itd.
– To straszne! Musimy się jakoś bronić! Co robić, żeby ten największy dar od Boga nie został zniszczony?
– Rodzina jest jak ogród, który potrzebuje czasu, uwagi, pielęgnacji, światła. Ogród, w którym wyrośnie to, co się w nim zasieje.
– A co mamy zasiać?
– Wystarczą trzy ziarna: Wiara, Nadzieja, Miłość.
– A z tych trzech najważniejsza jest Miłość.
– Widzę, że odrobiłeś lekcję ze św. Pawła. Masz już receptę na to, aby twój dom był oazą chwały i pokoju. Postanów stworzyć atmosferę nadziei i harmonii – dla siebie i tych których kochasz. Niech będzie to miejsce, gdzie ludzie są doceniani, pielęgnowana jest przyjaźń, a Boże imię szanowane. Napełnij ten dom błogosławieństwem życia: kwitnącymi kwiatami, śmiechem dzieci, stołem ze skromnym, ale smacznym i zdrowym posiłkiem. Uczyń go schronieniem, bezpiecznym miejscem, gdzie dobrze jest być prawdziwym, bez maski, gdzie akceptuje się przyznanie do słabości i pomaga się ją przezwyciężyć. Miejscem w którym modlitwa zawiązuje postrzępione krawędzie wszystkich codziennych rozczarowań. Gdy to uczynisz, wigilijny nastrój będzie towarzyszył tobie i twoim bliskim nie tylko w czas Świąt, ale przez cały rok.