Rozmowy z Cieniem (3): Dlaczego chrześcijaństwo?
06/04/2011
476 Wyświetlenia
0 Komentarze
8 minut czytania
Potok się nie zdumiewa, gdy spada w dół i lasy milcząco zstępują w rytmie potoku — lecz zdumiewa się człowiek!
Jan Paweł II – Tryptyk Rzymski
Zdumiony człowiek pyta. Zdumiony człowiek myśli.
– Widzę, że masz dziś kiepski humor.
– Tak. Jestem zły, że cię posłuchałem.
– O! W czym mianowicie?
– Zachęcałeś mnie, żebym był otwarty, angażował się w dyskusje… no i dałem się wpuścić w maliny jednemu takiemu ag… agno…
– Agnostykowi?
– Właśnie. Słuchaj a właściwie kto to taki ten agnostyk?
– To człowiek, który w kwestii istnienia Boga wstrzymuje się od głosu. Po prostu uważa, że nigdy nikomu nie uda się dowieść istnienia lub nieistnienia Boga.
– Przecież to oczywiste! Rozprawialiśmy o tym podczas pierwszego spotkania!
– No tak i dlatego oni mnie śmieszą. Agnostycyzm jest na miejscu w procesie poznawczym a nie jako postawa życiowa, gdzie zawsze pozostaje nam wiara.
– W Boga albo w materię.
– Albo w jedno i drugie. Więc w jaki sposób ten agnostyk wpuścił cię w maliny?
– Rozmawialiśmy o religiach. Powiedział, że najlepszym dowodem na nieistnienie Boga jest mnogość religii na świecie. Że skoro każda ma swojego Boga, no to który jest prawdziwy? Nie wiedziałem, co mu odpowiedzieć.
– Ależ przecież jest dokładnie na odwrót! To najlepszy argument za tym, że Bóg istnieje!
– Jak to?
– Posłużę się takim przykładem. Wyobraź sobie, że stuosobowej grupie studentów, dano do rozwiązania pewne bardzo skomplikowane równanie, którego rozwiązaniem była liczba 2. Można to jednak było wyliczyć jedynie metodami przybliżonymi. 99 studentów po długich rachunkach podało swoje rozwiązania: 2.01, 2.12, 2.02, 1.99, 1.97 itd. Tylko jeden student podał wynik zero. Jak myślisz, kto był bliższy prawdy: tych dziewięćdziesięciu dziewięciu, czy ten jeden?
– Oczywiście że tych dziewięćdziesięciu dziewięciu!
– Podobnie jest z istnieniem Boga. Obserwujemy w świecie całe bogactwo religii. Ich różnorodność może przyprawić o zawrót głowy, ale w jednym są zgodne: zakładają wiarę w Boga, czasem w bogów, nie kłóćmy się teraz o szczegóły. Zakładają, że świat materialny nie wyczerpuje rzeczywistości. Tylko jedna wiara twierdzi inaczej. Materializm. Daje tu odpowiedź: zero. Nie ma nic poza światem materii. No to kto jest bliżej prawdy?
– Niby tak, ale skoro tych religii jest tak dużo, to właściwie dlaczego chrześcijaństwo? Urodzeni w Indiach są hinduistami, Indianie wierzą w Manitou… Po co mają szukać innej wiary, skoro każda daje w przybliżeniu poprawną odpowiedź?
– Każda religia zasługuje na szacunek, bo wypływa z ludzkich poszukiwań i tęsknoty za Bogiem. Ale sprowadzając religię do uwarunkowań kulturowych, upraszczasz problem.
– No, nie wiem. Spora część ludzi nie zwykła zastanawiać się nad zagadnieniami religii. Ich wiara jest rodzajem owczego pędu: bo tak zostałem wychowany, bo rodzice, bo inni…
– No i tacy ludzie wpadają później w maliny podczas dyskusji z pierwszym lepszym agnostykiem!
– Dzięki za złośliwość.
– Przepraszam, chciałem tylko dać ci do zrozumienia, że trzeba zawsze szukać argumentów. A za chrześcijaństwem stoją argumentacje oparte na racjonalnych przesłankach, wręcz odwołujące się do obserwacji świata, przyrody.
– Serio? No to pokaż je!
– Najpierw zauważmy, że chrześcijaństwo należy do tych religii, które w centrum uwagi umieszczają relacje między ludźmi. W ten sposób jest ono religią nie jednostek, a całych społeczności.
– Ależ jest cała klasa takich religii!
– Owszem, lecz w niej także chrześcijaństwo zajmuje pozycję szczególną – jest bowiem religią mającą ambicję porządkowania relacji między Bogiem i ludźmi – oraz między ludźmi – według kryterium miłości. Twierdzi nawet, że Bóg jest Miłością.
– I co z tego? Dobrze wiesz, że ateiści mają chrześcijan za ciemnogród a ich religie za produkt ciemnoty i zacofania, często za narzędzie ucisku i wyzysku. Uważają, że przyszłość będzie należeć do wiedzy i postępu.
– A jakie ruchy uważają za postępowe?
– Hmm… głównie te, które promują rozwiązania rewolucyjne, oparte o walkę klas.
– Zapamiętaj to, bo zaraz do tego wrócimy. Tymczasem spróbujemy wykorzystać argument przyrodniczy. Gdy obserwujemy świat, spostrzegamy jedno zjawisko stale w nim obecne. To ewolucja.
– Żartujesz! Będziesz argumentował przy użyciu ewolucji? Przecież to ateiści czynią z niej swój oręż!
– Zaraz zobaczysz jak się mylą. Świat ewoluuje, to znaczy zmienia się. Popatrzmy więc na ich tezę o walce klas jako sile napędowej dziejów w perspektywie ewolucji. Widzimy, że przenosi ona w trywialny sposób relację porządkującą mechanizmy ewolucyjne w biologii (gdzie motorem napędowym była walka o byt) analogicznym mechanizmom w antropogenezie, czyli rozwoju człowieka. Nie zakłada więc dynamizmu owych relacji, lecz ich stagnację. Stagnacja fundamentem postępowej wizji świata! Czy to się trzyma kupy?
– Wygląda absurdalnie! Ale co ma do tego chrześcijaństwo? Wielu chrześcijan nie chce słyszeć o teorii ewolucji! Gdzie jest nasza wiara w wizji przyszłości ewoluującego Wszechświata? Czy jest w niej miejsce na Chrystusa?
– Chrystus dał nowe przykazanie: „abyście się wzajemnie miłowali”. Zatem, według Jego nauki, nie walka, tylko miłość ma kształtować relacje międzyludzkie. Ewoluując, cały Wszechświat przebóstwia się – czyli biegnie ku Chrystusowi – ku Miłości.
– I dobiegnie? Mimo tych wszystkich okropności? Mimo wyzysku, mimo wojen, mimo terroryzmu?
– Dobiegnie. Aby to zrozumieć, trzeba wzlecieć myślą ponad czas, w który jesteśmy uwikłani, bo stamtąd widać najlepiej ruch Wszechświata. Ruch ku Sensowi. Aby to zrozumieć, trzeba uwierzyć, że „tak Bóg umiłował świat, że Syna Swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny” (J 3,16).