Grzegorz Maczugow wita Państwa i zaprasza na wyjątkowy program z nowego cyklu. Wielu z Państwa z pewnością zapyta się, czemu taki tytuł? Skąd te wieki, skąd ta korona. Otóż, drodzy telewidzowie, wprawdzie wiek XX już mamy za sobą, ale „wiek” to inaczej „era”, „epoka”. Polska ma różne okresy dziejowe za sobą, różne epoki, różne wieki. Parafrazując (mądre słowo, wiem, ale przypominam Państwu nie bez kozery, że pracowałem kiedyś w radiowej Trójce, gwoli przypomnienia), więc parafrazując naszego wieszcza, powiedziałbym, że do XXw. dzieje naszej ojczyzny to „wiek męski, wiek klęski”. Prawie cały wiek XX, do roku1989, to niestety „młodość górna i durna”. Młodość górna, była wtedy, gdy po wojnie odbudowywaliśmy ojczyznę z gruzów, w imię górnych ideałów. Młodośc durna, zaczęła się […]
Grzegorz Maczugow wita Państwa i zaprasza na wyjątkowy program z nowego cyklu. Wielu z Państwa z pewnością zapyta się, czemu taki tytuł? Skąd te wieki, skąd ta korona. Otóż, drodzy telewidzowie, wprawdzie wiek XX już mamy za sobą, ale „wiek” to inaczej „era”, „epoka”. Polska ma różne okresy dziejowe za sobą, różne epoki, różne wieki. Parafrazując (mądre słowo, wiem, ale przypominam Państwu nie bez kozery, że pracowałem kiedyś w radiowej Trójce, gwoli przypomnienia), więc parafrazując naszego wieszcza, powiedziałbym, że do XXw. dzieje naszej ojczyzny to „wiek męski, wiek klęski”.
Prawie cały wiek XX, do roku1989, to niestety „młodość górna i durna”. Młodość górna, była wtedy, gdy po wojnie odbudowywaliśmy ojczyznę z gruzów, w imię górnych ideałów. Młodośc durna, zaczęła się wielkim zrywem 1980. Ale zrywami nie buduje się zrębów, zrywy mogą spowodować przesilenie. Zrywy kończą się octem i japońskim sklepem mięsnym (nagiehaki). No i wreszcie mamy „dzieciństwo sielskie, anielskie” – wielkie przemiany, na wschodzie pierestrojka zmienia oblicze ziemi, u nas pokojowa transformacja okrągłostołowa. Jak państwo zauważyliście, u mnie bieg dziejów przebiega w odwrotnym kierunku niż u mistrza Adama – od wieku męskiego, wieku klęski do dzieciństwa sielskiego anielskiego. A na koniec wszystkie dzieci świata wrócą do łona jednej matki. Na pohybel budzącym się demonom patriotyzmu!!!Właśnie tak myślę, że państwa zmieniają się odwrotnie niż pojedyncze jednostki. Państwa infantylnieją i wracają pod skrzydła kwok i to jest właśnie ich dojrzewaniem. Przygotuję kiedyś o tym specjalny program dla TVN24. W każdym bądź razie po latach klęsk, durnoty i wiary w wymyślone, górnolotne słowa, wreszcie żyjemy sielsko i anielsko. Nie ma wojen na górze. Jesteśmy przewidywalni. Szanują nas w świecie. Liczymy się. Rękoma i słowami Prezydenta Humorowskiego rozdajemy karty w globalnej grze. I tu przejdę do naszego dzisiejszego gościa, Pana Prezydenta Bredzisława Humorowskiego alias Komi (analogicznie do Gorbi), który ostatnio doszlusował do pokaźnego grona wielkich polskich alpinistów czy raczej himalaistów oraz jego rzecznika, którym jest Tom Czerwonych-Różnaręcze. Na użytek tego szczególnego spotkania skorzystaliśmy łaskawie z gościny Biblioteki Kórnickiej i jej przepięknych wnętrz.
I właśnie z tym będzie wiązało się moje pierwsze pytanie do Pana Prezydenta.
– Czy Pan, Panie Prezydencie, lubi, lubił czytać książki?
– Pewnie! A co by nie! Kiedyś trochę czytałem, tego no, książki. Ale teraz nie mam czasu na balety i walety, hehe. Inne sprawy stoją przede mną… Wielkie sprawy wielkiej wagi. Powiedziałbym światowej a może i właśnie wszechświatowej…
– Rozumiem. Oczywiście. Ale dopytam, jakie najbardziej książki wtedy, w zamierzchłej przeszłości, lubił Pan?
– No wie Pan, książki książkami. Szkiełko nie czyni mędrca. To bardziej chodziło by dziołchę złapać na jakąś mądrą serię wydawniczą, na buty na słoninie czy coś. No, wyrażam się jasno chyba?
– Oczywiście. A tak dla siebie, to co Pan czytał?
– Dla siebie? A ja wiem… Był taki autor John…, jak mu tam było…John…
– John Milton?
– Jaki tam Milton, co mi Pan tu mieszasz. Żartowniś z Redaktora, hehe. Myśli, że nie wiem że Milton to Friedman, ten ekonom. Zaraz se przypomne, John…
– Steinbeck? Grona gniewu?
– Panie Redaktorze… Jakie znowu Gromy GieWu, co Pan tu językiem nienawiści PIS-u, hehe. Nie zbije mnie Pan z panteonu, nie dam się, hehe. John… mam! John Alex!
– Ach tak, Joe Alex. No tak, dobre kryminały. Co pana w nich pociągało?
– Lubiałem te niewiadomą, te łamignatki, znaczy łamigłówki i jak oni ścigają tych pie…pie.. znaczy przestępców. No i jak się nasuwają między sobą…znaczy chciałem powiedzieć… jak się nasuwają różne myśli podczas lektury. Ale dużo nie mogłem przeczytać. Mnie się mieszały te nazwiska gdzieś po 10-u stronach i kumpel mi opowiadał co było dalej. Ale lubiłem tę beletrystykę, to królowa nauk, było nie było psim swędem… I wie Pan, co szczególnie mnie się podobało? No, że zawsze inien się okazywał winnym niż ten, co był podejrzanym i oskarżonym. To ja lubiałem. Inien – winien, haa! Ale mi się udało. Ten rym, prawie 100%-owy. Jeszcze będę musiał popracować nad tym. Bo ja, wie Pan, Panie Grzegorzu, piszę poezje. Tak już mam, nic na to nie poradzę… Bo to jak u nas na obozach harcerskich. Niejeden raz były pożary, ktoś coś zaprószył, podpalił i takie tam… No wie Pan, kto na pochyłe drzewo, ten dwa razy daje, nie?. Ale do rzeczy. Płoną na ten przykład 2 namioty.
A ja wtedy Zbiórka!!! No i patrzę po tych gębach zakazanych. Dym dusi a ja nic – pełen profesjonalizm – toczę śledztwo. Niektórzy się rwą gasić, inni obojętni, a jedna, góra dwie osoby – uciekają wzrokiem od łuny pożaru. I ja – wie Pan – dzięki tym Alexom – już wiedziałem, że to właśnie ci są niecnymi sprawcami, którzy mają najdalej odwróconą głowę od kierunku płonących namiotów. To się da w kącie, znaczy kątowo, zmierzyć. Jak mówi przysłowie, bierz siłę za miarę a nie pomiar zamiast sił, czy jakoś tak. Dlatego jeżdziłem z kątomierzem na obozy. Eeech, dawne, dobre dzieje, można by opowiadać i opowiadać, snuć, nawlekać kiełbasy na kiszkę i niejeden by wyszedł z tego Pan Tadeusz…
– Z pewnością…
– Bo ja Panu powiem, nasza polityka wobec Rosji i ogólnie polityka zagraniczna powinny wyglądać jak początek polowania w naszej pobożnej, zacnej sztuce myśliwskiej. Dajmy na to, taki Putin wchodzi na myśliwską ambonę z dwururką. Taki np. poprzedni prezydent to od razu zacząłby się zbroić albo odwoływać do Bóg wie kogo, sojusze egzotyczne zawiązywać albo liczyć flinty na jakiś zajazd nowy na Litwie czy Gruzji. A my – myśliwi z dziadzia pradziadzia – inszej to widzimy. Rosja na ambonie, Polska na muszce, wchodzi na nęcisko i skrada się, owoce leżą. Zbierać, zbierać – merkel sarkozy obama papież, wizyta tu, wizyta tam, jest w prezydentach jakaś siła. Jak w tej piosence: Rosja stała na ambonie, dołem dziadzia maszerował, i wlazł pod ambonę, złożył hołd puzonem i tak to się zaczęło.Wojtek mi poradził z tym zbieraniem owocow – mówił – nie zastrzelą cię, leź, zbieraj, w przerwach oddawaj hołd a potem jak będzie mierzył do ciebie to kopnij w ambonę haha, jemu się muszka przesunie i guzik, uszłeś cało z torbą jabłek, hehe. I tak się robi, a nie jakies potrząsanie szabelką, memoranda, tromtadracje i inne dewiacje. Spryt, Panie Grzegorzu, spryt i szybkość w nogach, hehe.
– A że Rosja zrobi tu sobie paśnik i karmisko, by pozostać przy pięknych metaforach rodem z języka myśliwców, nie obawia się Pan, niektórzy tak mówią?.
– A niech ludzie mówią jak śpiewa ten, jak mu tam Rubik, haha. Milczenie jest złotem, czyż nie? Ja też mówię, ale wiem, co mówię… To cała polityka życiowa,zagraniczna i jakie tam jeszcze są. Jak powiedział mi na weselu mój teściu – ideały, judeały, i inne pieriepały, aż człowiek nie zrozumie, że jedno, co się liczy w życiu, to dzieci i wnyki …tfu…wnuki. Ja bym do tego dodał misję, wie Pan… Rodzina rzecz święta, to jedno. Ale jak się w sobie czuje siłę i powołanie do większych spraw, spraw dobrych i może największych, to grzech, grzech jak nic, mówię Panu, zaniechać, zagubić ten talent. Ja to poczułem, nie chwaląc się. Nagle mnie oświeciło, że świat nie ma męża opatrznościowego. Wszyscy osobno, żrą się, walczą, Wschód, Zachód i cetera. A ja chcę obudzić w nich jedność. Bogata północ, biedne południe, dziki zachód, duszoszczipatielnyj wschód. Wszyscy osobno. A ja połączę strony świata. Jak jakaś, nie przymierzając, róża wiatrów, róża thun czy inna odmiana róży luksemburg… A jakby tak zebrać się do kupy, odłożyć te allachy, patriotyzmy, honory i bohaterskie dzieje i inne do lamusa. Po co się kłócić? Dzikich nastraszyć, uczuciowych przytulić, bogatym zabrac i rzucić biednym. Tranzyty puścić, kanały eksterytorialne otworzyć, a niech se jeżdżą i przewożą. Zawsze coś nam, znaczy Polsce, skapnie, z TIR-a się wysypie, z wagonu wyleci, w jamalu dziurkę nawiercimy, hehe. Ja już od dawno coś w sobie poczułem, jakąś taką char-zymę czy jakoś tak. Może na mnie Polska i świat czekali?Ja wiem jak… Znam sposoby. Tu żarcik, tu buźka, tu kuksaniec, spojrzenie i już ich mam, hehe. Merkel, Sarkozy, Obama, Putin – są moi. Im brak horyzontów. Myślą egoistycznie. Ja jeżdzę na Jasną górę, a cooo, i tam zrozumiałem, że muszę myśleć o całym świecie. Nikt za mnie tego nie odwali. Zobaczy Pan, jeszcze świat o mnie usłyszy… Jakie ja mam plany, różnych organizacji, rokowań, umów, traktatów eeeh, mówię Panu, nie uwierzyłby Pan. W głowie się nie mieści. Wałęsa przy mnie z tą swoją radą mędrców i odczytami itd. to cienki bolek. I nikt przede mną na to nie wpadł, ani Juliusz Cesarz, ani ten Macedoński Olek ani Napo Leon. Ja ich połączę w sobie, tych największych. Dokonam niemożliwego. Pierwszy Polak, co przebije Kopernika, hehe. Wstrzymam świata rozpad i kryzys, ruszę jedność… Eeeh, rozmarzyłem się. Ale to nie mrzonki. Tylko dajcie mi 10 lat… Zresztą co ja mówię, nie musicie dawać, sam wezmę, haha.
– No, Panie Prezydencie, zaimponował mi Pan odwagą, wizją i determinacją…
– A bo wie Pan Redaktorze, ja już mam dość. I Don też się myli. Wie Pan, dla niego to wszystko wojna. Rozumie Pan? Jak ich nie zabijesz to oni cię zabiją, najlepszą obroną jest atak. Niszcz wroga nocą, gdy śpi w swoim obozie. Miłość to wojna, przyjaźń to wojna, polityka to wojna i takie tam. Jak indianie na podwórku, hehe. Eeeh ten Don, rozbijaka z niego. Ja to widzę inaczej, ale nie przekonasz chłopa, wbił sobie do głowy te wojenki i niech walczy… zobaczymy kto dalej zajedzie. Ja stawiam na berka, chowanego, podchody i oświadczyny. Don to taki Achilles, ja – Odyseusz pierestrojki. Chyba nie muszę panu tłumaczyć, że Iliada i Odyseja to inne całkiem poematy.
– Ciekawy pomysł, oryginalna koncepcja…
– No, słuchaj Pan dalej… Obamie szepnąłem – Program kosmiczny dla Polski będzie mistrzuniu, czy nie będzie? I dałem mu kuksańca w żebro, jak byliśmy na schodach, haha. Myślałem, że te parapacci to uwiecznią dla późnych wnuków, ale kołki jedne poszły żreć akurat, mniejsza o to. Nie powiedziałem tego w oryginale, wie pan, kiedyś się znało te języki, potem przyszly dzieci, człowiek zapomniał języka w gębie i zostałem przy języku polskim, bo jak to mówią jedna jaskółka wiosny nie czyni, ot co… Więc wołam tę lafiryndę, znaczy tłumaczkę i mowię jej co i jak. Jakoś się skrzywiła. Pewnie nie wiedziała jak przełożyć „Mistrzuniu”. A niech się męczy, hehe, za co ma wikt i opierunek. No i przetłumaczyła jakoś. A Barack, tak jakoś się spojrzał na mnie i zaczął się śmiać na głos. Dokładnie nie wiem czemu, ale ja panu powiem, chyba to dobrze, że się śmiał, gorzej jakby krzyczał, źle mówię? Nooo. Na Merkel mam inne sposoby. Robię taki ruch jakbym kapeluszem drogę przed nią zamiatał, później łapą wskazuję jej w które drzwi ma wejść, ona by wiedziala i tak, ale wie pan, kobiety lubią takie gesty, to je rozkłada. Szpakami nie jestem karmiony, hehe. Albo przysuwam się podczas rozmowy tak, że aż czujemy swoje oddechy i kładę rece na jej talii. Co Pan się uśmiecha, hę? Na talii, na talii, a co? Mam w tej talii asa, haha! Czasem przetrzymam ją na deszczu. To robi na kobiety – jak mówił mój teściu, łebski gość. A oni się śmieją – wpadka Prezydenta, kiks, gafa. Tłumoki jedne, haha. To wszystko plan panie, pomyślunek, nie byle co, piechotą nie chodzi. Nie święci garnki lepią. Ech, i dla Polski mogę wszystko wtedy mieć, np. że obiecają mi, że się jeszcze spotkamy, albo obiecają, że nie mogą na razie niczego obiecać, ale w razie czego zadzwonią. Eh, polityka to mój żywioł… Nie ma dwóch zdań.
– Mam dla Państwa niemiłą wiadomość, nasz czas się kończy. Moglibyśmy tu z Panem Prezydentem zapomnieć się całkowicie, zasłuchani w te opowieści pełne pouczających dygresji, prostych mądrości i zwykłego ludowego humoru, w cały ten niebanalny przekaz. Ale rzeczywistość nas wzywa. Prosimy o smsy. Jeśli program się spodobał, będziemy go kontynuować. Wszak słuchając Prezydenta Bredzisława Humorowskiego można zapomnieć o bożym świecie i spojrzeć na wiele rzeczy nowymi oczami. Dziękuję w imieniu swoim i Prezydenta za uwagę. Z pięknego wnętrza Biblioteki Kórnickiej żegna się z Państwem – Grzegorz Maczugow.
"Jestesmy oceanem w nocy, wypelnionym poblaskami swiatla. Siedzac tu razem, jestesmy przestrzenia miedzy rybami a ksiezycem." [Dzalaluddin Rumi]"