Kto ma informację ten ma władzę ??
News „taśmowy” podany przez GPC, a rozszerzony przez Gazetę Polską, jakoś przeszedł bez echa, zarówno w mediach głównego nurtu, jak i w blogsferze. Wprawdzie odbyło się specjalne posiedzenie Zespołu Parlamentarnego, gdzie odsłuchano treść nagrań, po czym na briefingu je skomentowano, podkreślając jeden aspekt całej sprawy, choć wydaje się, iż jest ich więcej. Otóż podniesiono głównie kwestię nacisków ze strony szefa MON na pułkownika Edmunda Klicha, który początkowo miał mieć jednoznaczne zdanie na temat odpowiedzialności Rosjan za katastrofę, jednak uległ presji ministra
Moim zdaniem sprawa jest o wiele poważniejsza i bardziej skomplikowana, z kilku powodów. Polski akredytowany przy MAK, Edmund Klich zdecydował się na nagrywanie niejawnych rozmów z przedstawicielami polskiego rządu, co jest sprawą dość bulwersującą i zastanawiającą. Nasuwa się pytanie: czy pan Edmund Klich czynił to z wewnętrznego przekonania, chęci posiadania swoistej polisy ubezpieczeniowej, czy raczej ktoś go do tego procederu przekonał, a jeżeli tak to kto i w jakim celu?
W tym kontekście należy sobie przypomnieć całą przedziwną otoczkę związaną z powołaniem Edmunda Klicha na członka komisji mającej badać ze strony polskiej katastrofę smoleńską. Nie kto inny, jak sam Aleksiej Morozow zadzwonił bezpośrednio do Edmunda Klicha rankiem 10 kwietnia i nakazał mu szybkie udanie się do Smoleńska. Jest to o tyle dziwne, że po pierwsze miał do niego prywatny numer telefonu, a po drugie odważył się, jako przedstawiciel obcego państwa na taki krok, z pominięciem oficjalnej drogi służbowej. Sam Edmund Klich dość mgliście się z tego tłumaczył przed Zespołem Parlamentarnym i mediami, powołując się na współpracę z Morozowem w przeszłości. Jednak, jak wynika z taśm opublikowanych przez GP ta znajomość jest na tyle zażyła, że panowie mówią sobie na „ty”.
Tak więc pułkownik Klich 22 kwietnia 2010 roku udał się na spotkanie z polskim ministrem, z ukrytym „towarzyszem” w kieszeni. Czego dotyczyła ta rozmowa i jak przebiegała?
Była to dość osobliwa wymiana zdań, podczas której szef MON z lekkim zdziwieniem przyjął wiadomość o dość dobrej znajomości Klicha z Mrozowem, pytając nawet, czy czasem pułkownik Klich nie pracuje dla Rosjan, chcąc wyłudzić jakieś ważne dla bezpieczeństwa państwa informacje. Edmund Klich przyniósł ministrowi wieści z Moskwy, że oto polski meteorolog Mirosław Milanowski uznał, iż winę za całą tragedię ponoszą Rosjanie, gdyż w takich warunkach pogodowych powinni zamknąć lotnisko.
W tym momencie polski minister zareagował dość ostro na zbyt jednoznaczną jego zdaniem tezę, sformułowaną na tak wczesnym etapie, co bynajmniej nie przeszkodziło mu za chwilę oskarżyć polskich pilotów o spowodowanie katastrofy. Wówczas Edmund Klich zaczął się tłumaczyć, podając argument, że chodziło raczej o to, jakby postąpiono w Polsce w tego typu sytuacji. Pułkownik Klich pod wpływem słów ministra rakiem wycofał się ze sformułowanych na piśmie, nawet wytłuszczonym drukiem, tez. Jednocześnie polski akredytowany niejako mimochodem wskazał na winę generała Czabana odpowiedzialnego za proces szkoleń w wojsku, który w jego opinii miał nie dopełnić swoich obowiązków, firmując fikcję i wprowadzając w błąd przełożonych. Tymczasem Bogdan Klich wygłosił mowę, w której przedstawił Edmundowi Klichowi, jak wyglądało ostatnie 30 sekund lotu Tupolewa. Najwyraźniej szef MON doznał nagłego objawienia, kiedy tonem nie znoszącym sprzeciwu mówił:
„B.Klich: […]Załoga była zdeterminowana do wykonania tego lądowania, pomimo tego, że warunki na tym lotnisku…
[…] że ta determinacja załogi wynikała z ogólnej sytuacji, kiedy oni wiedzieli, ze muszą wylądować,dlatego, ze inaczej się spóźnią”.
Mamy tu sytuację niezwykłą: oto minister polskiego rządu, przed rozpoczęciem szczegółowych badań, analiz, przedstawił człowiekowi, który ma właśnie badać tą katastrofę, gotową wersję wydarzeń. Jest to doprawdy niebywały skandal. Jednak ja dostrzegam w tej całej sprawie tak zwane drugie dno, pewną misterną grę, choć może się mylę.
Czy czasem pan E. Klich, który sam się określa mianem współpracownika Morozowa, nie przybył do Warszawy z pewną misją, a dowodem na to, jest ten dziwaczny i kontrowersyjny pomysł z nagrywaniem rozmów z członkami polskiego rządu (nagranie z szefem MON może nie być jedynym)?
Czy czasem nie było tak, że pan Edmund Klich udał się do Warszawy, by „wybadać” wolę współpracy polskiego rządu z rządem Rosji przy dochodzeniu w sprawie tragedii 10 kwietnia?
Czy 22 kwietnia 2010 roku mieliśmy do czynienia z takim scenariuszem?
Edmund Klich udał się do Warszawy, spełniając prośbę pana Morozowa, tudzież innego funkcjonariusza FR, by przedstawić polskiej stronie dość mocny akt oskarżenia Rosjan o spowodowanie katastrofy i sprawdzić, jaka będzie reakcja. Wszystko miało być nagrane, by była tzw ‘podkładka”. Sprawa delikatna, wszystkie nerwy napięte do granic możliwości i w końcu padły słowa, że według polskich współpracowników, pod których tezami podpisał się pułkownik Klich, winę za katastrofę w pełni ponoszą Rosjanie.
Jak na to reaguje polski minister? Polski minister reaguje strachem na tak mocno sformułowaną tezę, przywołuje natychmiast do porządku polskiego akredytowanego, po czym robi mu wykład o ostatnich 30 sekundach lotu tupolewa. Krótko mówiąc przedstawia stanowisko polskiego rządu na przebieg katastrofy, przed oficjalnym zakończeniem dochodzenia – winę za wszystko ponoszą polscy piloci, którzy pod presją byli zdeterminowani do lądowania.
Jak się dalej sprawy potoczyły wszyscy pamiętamy. Słowa ministra Bogdana Klicha, potajemnie nagrywane przez Edmunda Klicha dziwnym trafem znalazły swe odbicie w oficjalnych raportach. Trudno się dziwić, że polska strona nigdy nie wycofała się ze swoich oskarżeń pod adresem pilotów i nie reagowała na poniewieranie przez Rosjan na oczach świata polskich oficerów.
Co strona rosyjska, a konkretnie Putin mógł osiągnąć dzięki takiej akcji? Otóż przekonał się, iż stanowisko polskiego rządu jest zbieżne z rosyjskimi dezinformacjami, które wpuszczono w medialny obieg tuż po tragedii. Dzięki tej wiedzy Tatiana Anodina mogła bez przeszkód, lekceważąc absolutnie żądania polskich prokuratorów, urzędników, przystąpić do projektowania końcowego raportu.
Czy wizyta płk Klicha u ministra Klicha była elementem większej operacji? Ciężko stwierdzić, ale można domniemywać, że tak właśnie było.
W końcu Putin to rasowy czekista i jako taki wie, że zaufaniu powinna towarzyszyć nieustanna kontrola. Czy tym razem tak było?
http://martynka78.salon24.pl/373628,rozmowa-czy-misterna-gra-sluzb
"My musimy komunizm wyniszczyć, wyplenić, wystrzelać! Żadnych względów, żadnego kompromisu! Nie możemy im dawać forów, nie możemy stwarzać takich warunków walki, które z góry przesądzają na naszą niekorzyść. Musimy zastosować ten sam żelazno-konsekwentny system. A tym bardziej posiadamy ku temu prawo, ponieważ jesteśmy nie stroną zaczepną, a obronną!". /Józef Mackiewicz dla mieniących się antykomunistami/