Bez kategorii
Like

Rozdział Piętnasty Londyn – Zurych – Warszawa 11 lipca 2008

26/05/2011
411 Wyświetlenia
0 Komentarze
10 minut czytania
no-cover

CHWILĘ PRZED ODLOTEM złapał samolot z Zurychu do Kopenhagi, a stamtąd miał mieć ostatni samolot do Warszawy.

0


 

 

Było to jedyne możliwe połączenie, żeby jeszcze dziś dostać się do stolicy. W samolocie trochę pisał i jak zwykle –  po paru drinkach – zasnął. Obudził go komunikat.

– Z powodu awarii silnika zapraszamy naszych pasażerów do spędzenia nocy w K. open hadze. Nasza firma pokrywa wszelkie koszty. Dobranoc Państwu. Na szczęście zdążył na ostatni LOT.

  

W pośpiechu wbiegł do samolotu po schodach. Wracał – trochę zażenowany, nieco rozłoszczony, ale generalnie zadowolony. Nie udało mu się spotkać z Matką Wodza. Podobno uciekła z jakimś staruszkiem z domu starców, a on nie mógł czekać aż ją znajdą, uspokoją i będzie nadawała się do rozmowy. Paradoksalnie czuł, że i tak zyskał więcej.

 

WIÓZŁ W BAGAŻU PODRĘCZNYM dzienniki Wodza i jego korespondencję z Matką i z Polą Laską. Dziwnym zbiegiem okoliczności korespondencja przyszła pocztą godzinę przed jego wylotem. Tak jakby sam zaplanował, żeby wtedy właśnie została doręczona. Przyjaciółka Poli, Loli, Wodza. Przyjaciółka Autora, także jego pisarstwa Matka duchowa, powiernica wszystkich jego tajemnic. Opowiedziała mu, jak było, a przynajmniej jak pamiętała, co Autor jej opowiedział.

 Ta historia już nie istniała, już jej nie było. Samolot powoli wzbijał się w chmury. I kiedy już osiągnął pościelowy pułap, można było odpiąć pasy bezpieczeństwa, rozłożył się wygodnie na trzech wolnych miejscach. Nim zdążył wypić podwójną whiskey, byuśmierzyć odrobinę strachu, na swój sposób, przed lataniem, jeszcze dość trzeźwym wzrokiem wyłapał łobuzerskie, błyszczące zielone oczy wyłaniające się z burzy czarnych gęstych włosów. Powiedziały doniego coś w kilku językach, poszukując tego języka meta. Języka, który tylko prawdziwy tłumacz języka serca zrozumie. A właściwie zrozumieją osoby, które nim mówią, nadają na fali podobnej, na tej częstotliwości, którą rozpoznać mogą tylko od pierwszego wejrzenia kochankowie.

 

 

Właściwie nie potrzebowali słów. Teraz to wie. Pomyślał wtedy, że niezła z niej agentka, i uśmiechnął się przyjaźnie. Dosiadła się na wolne miejsce obok, pytając po angielsku, czy jest wolne. Odpowiedział po rosyjsku, że tak, i że jak chce, może rozsiąść się na jego kolanach. Po francusku odpowiedziała, że dziś było by to faux pas. Spytał po niemiecku, dlaczego nie mówi po polsku i czemu leci w peruce.

Roześmiała się i powiedziała, że nawet kontrola graniczna tego nie zauważyła, że docenia jego spostrzegawczość, że wraca ze zdjęć jakichś i czasu na przebieranki nie miała, a makijaż jej do naturalnego koloru włosów ma się nijak. Rozmawiali o wszystkim i o niczym z lekkością, z jaką może rozmawiać tylko para nieznajomych. Nawet się nie uwodzili, po prostu, zwykłrozmowa, która urozmaicała lot:

– Bon sport, trop snob.

– Do geese see God?

– Was it a cat I saw?

– Sum summus mus.

– Rats live on no evil star.

– Jáva horko má, mokro Havaj!

– Ni talar bra latin!

– Català, a l’atac!

– O rey, o joyero.

– Олимп – мило!

– Ne mateno, bone tamen.

– Autore ero tua!

– Ein Esel lese nie!

Im dalej jednak zagłębiali się w słowa, odkrywając i układ ich, i składnię, poszczególne sylaby, głoski, akcenty, czuł, że znają się od dawna, że mają podobną konstrukcję, kości, elementy.

Czuł w kościach to, że myślą podobnie, podobnie świat odbierają, że w duszach im podobnie gra i gdzieś ich po świecie gna. Nie pytali się o nic. Czym się zajmujesz? Co robisz? Żadnych pytań. Nawet swoim zwyczajem nie mógł odpowiedzieć pytaniem na pytanie. Nie trzeba ich było.

 

WSZYSTKO WIDAĆ OD POCZĄTKU, jak na dłoni linie papilarne, w słowach pajęczyny owijali się spiralnie. A zresztą o sprawach, które widać na pierwszy rzut oka, nie warto rozmawiać. Ich oczy tylko potwierdzały milcząco tę słuszność wspólnych przypuszczeń i coraz bardziej się do siebie uśmiechały.

W pewnym momencie zauważył, że jest jej chłodno, to banalne, ale zaproponował swoją marynarkę, właściwie nie pytał, bo i tak kobiety zawsze mówią, że jej nie chcą, a nie chciał z nią sięprzekomarzać, ani ochoty na kokieteryjne uwodzenie wręcz nie miał. Zatem niewiele się zastanawiając, okrył jej ramiona. Spojrzała na niego, podziękowała i szepnęła:

 –  Świetnie pachniesz.

Trochę tutaj koloryzuję. Nic nie powiedziała. Podziękowała tylko. Na lotnisku, już z bagażem oczekującym na dalsze z nim zmagania, rzucił na nią okiem i ich usta spotkały się na do widzenia. Chwycił prawą ręką jej lewą dłoń, wymienili przyjazne uściski, jak sygnałem morse’a wypowiedziane: pa-mię-taj-o-mnie-mu-si-my-się- zo-ba-czyć-zna-jdę-Cię. I bez słów rozeszli się każde w swoją stronę. On – do jednej taksówki, ona – do drugiej.

 

 

Był zaskoczony tym, jak go pocałowała. A może to on tak odważnie przylgnął do jej ust, bo chciał do ciała? Nie, to ona. Jestem pewien. Czy to coś znaczy? Nie, pewnie to nic. Ale ten uścisk dłoni? Eee, e tam. Ale im dłużej myślał w natłoku tego nagłego natarczywego strumienia, potoczystego pragnienia, to prawie nie wytrzymał.

Cholera, oprócz imienia nie mam nawet numeru telefonu. Zgapił się jak jakiś szczeniak. Chciał nawet zawrócić taksówkarza i pędzić za nią jak na amerykańskich filmach gangsterskich:

– Za tamtym wozem! – chciał powiedzieć.

Ale już telefon wyrwał go z myślenia, nowe zlecenia, praca, obiad u rodziców, miał jeszcze swoje sprawy. Swoje życie. Ona na pewno też. Patrzył, jak ludzie wylewają się z terminalu. Rozejrzał się niepewnie. Przywołał taksówkę i zaczął pisać dalej.

 


 

Alef Stern jest autorem książki – Pola Laska – która ukazała się w 2009 roku opisywała zamach na Prezydenta i delegację oraz książki – Ostatni Lot. Operacja K. – która opisuje przyczyny zamachu.

 

0

Ostatni lot

Szanowni Panstwo jest mi bardzo milo, ze tu wlasnie na Nowym Ekranie debiutuje w formie elektronicznej moja druga powiesc, pierwsza czesc trylogii Operacja K. - Ostatni Lot. W kazdy czwartek publikacja jednego rozdzialu.

21 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758