RÓWNI I RÓWNIEJSI
28/03/2012
498 Wyświetlenia
0 Komentarze
21 minut czytania
Jak tendencyjne bywają polskie sądy wie każdy, kto choć raz musiał zmierzyć się z kimś skoligaconym towarzysko, bądź politycznie z rozdającym karty układem. Można mieć sto procent racji, być ofiarą, a nie winowajcą, a i tak się przegra.
Taki jest właśnie casus Jana Kobylańskiego pomówionego przez ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego o wydawanie w czasie wojny Żydów.
27 marca niezawisły sąd w Warszawie uznał, że Radosław Sikorski miał prawo w książce „Strefa zdekomunizowana” określić prezesa Unii Stowarzyszeń i Organizacji Polskich Ameryki Łacińskiej „antysemitą” i „typem spod ciemnej gwiazdy”, a do tego zarzucić mu „szmalcownictwo”. Ba, było to wręcz jego obowiązkiem jako urzędnika państwowego!
A że zarzutom wobec Kobylańskiego przeczą fakty? Tym gorzej dla nich.
Wyrok, co prawda, nie jest prawomocny i apelacja pewniepoglądy zostanie wniesiona, jednak na razie Sikorski nie musi przepraszać Kobylańskiego w mediach, ani wpłacać 20 tysięcy złotych zadośćuczynienia na cele społeczne. To pomówiony szef USOPAŁ, który jest ofiarą tej ponurej historii, ma zwrócić Sikorskiemu 2,4 tys. złotych kosztów postępowania sądowego.
Jeszcze nie każe „dorżnąć watahy”
„Proces bezspornie wykazał antysemickie poglądy Jana Kobylańskiego, wobec czego określenie go przez Radosława Sikorskiego „antysemitą i typem spod ciemnej gwiazdy” może być określane jako łagodne”- powiedziała w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Bożena Chłopecka. Jeśli tego typu inwektywy sąd uznaje za „łagodne”, to strach pomyśleć jakie to mogłyby być mniej łagodne? Może flagowe hasło dżentelmena z MSZ o konieczności „dorżnięcia watahy” tym razem w osobie pomówionego Kobylańskiego? Czy wtedy sędzia też by znalazła coś na usprawiedliwienie Sikorskiego powołując się, dajmy na to, na „ważny interes społeczny”? Przypomina się jak nic stary dowcip o Stalinie, który nie dał dziecku wprawdzie cukierka i je odpędził, ale jest dobry i kochany, bo mógł przecież zabić.
Wszystko zaczęło się od zarzutów postawionych przez Sikorskiego w 2007 roku w wywiadzie-rzece pt.: „Strefa zdekomunizowana” przeprowadzonym przez Łukasza Warzechę. Sikorski – oprócz zarzucenia Kobylańskiemu antysemityzmu i nazwania go „typem spod ciemnej gwiazdy” – podkreślał też, że pion śledczy IPN rozważał postawienie Kobylańskiemu zarzutu o szmalcownictwo w czasie II wojny światowej. Kobylański pozwał Sikorskiego o naruszenie dóbr osobistych.
W pozwie pełnomocnik lidera USOPAŁ, mec. Zbigniew Cichoń wnosił o: „nakazanie pozwanemu opublikowanie przeproszenia powoda w terminie 7 dni od uprawomocnienia się wyroku na pierwszej stronie „Rzeczpospolitej”, „Naszego Dziennika”, „Gazety Wyborczej”, czcionką o podwójnej wielkości w porównaniu z sąsiednim tekstem treści: „Przepraszam Pana Jana Kobylańskiego Prezesa Polonii Latynoamerykańskiej za oszczerczą i znieważającą wypowiedź o nim na s.128 książki „Strefa zdekomunizowana. Wywiad rzeka z Radkiem Sikorskim” autorstwa Łukasza Warzechy brzmiącą „I pewnie dlatego nie uwzględnił mojego wniosku o odwołanie z funkcji konsula honorowego niejakiego Jana Kobylańskiego, samozwańczego przywódcy Polonii Latynoamerykańskiej, antysemity i typa spod ciemnej gwiazdy. Dopiero Bartoszewski miał dość jaj, aby mój ponowny wniosek zaakceptować. Tymczasem IPN rozważał postawienie Kobylańskiemu zarzutu o szmalcownictwo w czasie wojny, co nie przeszkadza mu wywierać wpływu na obsady ambasadorskie i konsularne, i to nie tylko w Ameryce Łacińskiej” i upoważnienie powoda do opublikowania tych przeprosin na koszt pozwanego w razie nie dokonania tego przez pozwanego.”
Gdyby Jan Kobylański wspierał „Gazetę Wyborczą” i Adama Michnika, to sprawę z ministrem Radosławem Sikorskim wygrałby bez problemów, nawet gdyby był „antysemitą” i „szmalcownikiem”. Ponieważ jednak lider pomaga Radiu Maryja i broni katolicyzmu, to nie będąc antysemitą i nie wydając Żydów Niemcom podczas okupacji, sprawę przegrał. I nic nie pomogły ustalenia Instytutu Pamięci Narodowej.
Więzień obozów, a nie szmalcownik!
W uzasadnieniu sąd stwierdził m.in., że Sikorski miał prawo mówić o podejrzeniach IPN co do domniemanego szmalcownictwa Kobylańskiego, bo szef MSZ nie oceniał ich zasadności. Nie jest to prawda, gdyż w momencie ukazania się książki znana już była decyzja Instytutu Pamięci Narodowej odrzucająca wszystkie oskarżenia wobec lidera USOPAŁ. Sikorski musiał ją znać, więc świadomie publicznie skłamał. Prof. Jerzy Robert Nowak w, wydanej w 2009 roku, książce pt.: „Potępiany za patriotyzm. Sylwetka Jana Kobylańskiego” wykazał to jednoznacznie.
„W ciągu 2007 roku doszło do ostatecznego obalenia wszystkich oskarżeń medialnych przeciwko prezesowi Janowi Kobylańskiemu – w oparciu o badanie dokumentów sprawy przez odpowiednie instytucje. (…) W styczniu 2007 roku pion śledczy IPN-u ostatecznie umorzył śledztwo przeciwko Kobylańskiemu. 8 marca 2007 roku prezes IPN-u Janusz Kurtyka poinformował wicemarszałka Senatu Ryszarda Legutkę o tym, że prowadzone od kwietnia 2005 roku śledztwo IPN-u oraz rozległe poszukiwania i kwerendy archiwalne „nie doprowadziły do potwierdzenia informacji, jakoby sprawcą wydania w ręce funkcjonariuszy Gestapo rodziny Szenkerów był Jan Kobylański – były Konsul Honorowy RP w Urugwaju. W tej sytuacji prokurator Oddziałowej Komisji IPN w Warszawie (…) odmówił wszczęcia śledztwa w przedmiotowej sprawie.” – wyjaśnia prof. Nowak.
Osią wieloletnich ataków na lidera USOPAŁ było kwestionowanie jego pobytu w niemieckich obozach koncentracyjnych. IPN wykazał jednak, że i ten zarzut jest kłamliwy. Prof. Jerzy Robert Nowak przypomina, iż „22 października 2007 roku kierownik Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych Wiktor Spirydonowicz wydał decyzję przyznającą Janowi Kobylańskiemu uprawnienia kombatanckie „w wymiarze jednego roku i ośmiu miesięcy z tytułu przebywania od sierpnia 1943 roku do końca kwietnia 1945 roku w hitlerowskich więzieniach i obozach zagłady: w więzieniu Pawiak w Warszawie oraz w obozach koncentracyjnych Oświęcim-Brzezinka, Mauthausen, Gross Rosen, Flossenburg, Natzwailer i Dachau.”
Kolej na Radio Maryja?
„Są jeszcze sądy w Warszawie. Oficjalnie: Jan Kobylański to antysemita i typ spod ciemnej gwiazdy.” Tak minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski zareagował na twitterze na ogłoszony 27 marca korzystny dla niego wyrok w sprawie wytoczonej mu przez Jana Kobylańskiego. I w kolejnym wpisie dodał: „Po wyroku w sprawie antysemity Kobylańskiego spodziewałbym się, że Radio Maryja odeśle środki, które otrzymało z tak grzesznego źródła.”
A może by minister Sikorski tak nie zajmował się toruńską rozgłośnią, która będzie nadawać długo po tym jak on zniknie z firmamentu polityki polskiej. No, ale nie może darować szefowi USOPAŁ tego, że ten twierdzi, iż współpraca z Radiem Maryja „jest honorem” i że jest z niej dumny.
Sikorski z taką zaciekłością tropiący rzekomy antysemityzm Kobylańskiego, nie widzi jakoś antypolonizmów, które jako szef MSZ powinien zwalczać, gdyż uderzają one w dobre imię naszego kraju. A tu nic, chyba że przybierają one groteskową formę braku w berlińskim hotelu polskich stacji telewizyjnych.
Sąd niezawisły jak w PRL
Sprawę Kobylański-Sikorski zabezpieczył dobrze dobrany duet sędziowski. Obok wspomnianej już Bożeny Chłopeckiej za stołem sędziowskim zasiadła Małgorzata Perdion-Kalicka.
W 2007 roku sędzia Chłopecka, delegowana do sądu okręgowego z sądu rejonowego, orzekła, że poległy 10 kwietnia 2010 roku Zbigniew Wassermann, były koordynator służb specjalnych w rządzie PiS, ma przeprosić Agorę, wydawcę „Gazety Wyborczej”, za stwierdzenia ze stycznia 2006 roku, w których zarzucał „GW”, że toczy „zawziętą wojnę w celu ochrony układu ludzi władzy, biznesu, mafii i służb specjalnych” oraz że „działania i praktyki „GW” wskazują na instrumentalną manipulację polityczną”. Sędzia Chłopecka uznała, że Wassermann naruszył dobra osobiste i wiarygodność „Gazety Wyborczej”. Wyrok nakazywał opublikowanie przeprosin, wpłacenie 15 tys. zł na cel społeczny oraz zwrot Agorze 2 tys. zł kosztów sądowych. Wassermann odwołał się od wyroku do Trybunału w Strasburgu.
Z kolei Małgorzata Perdion-Kalicka zasłynęła w 2010 roku jako przewodnicząca składu sędziowskiego w procesie w trybie wyborczym, dotyczącym tzw. prywatyzacji szpitali. Jak pamiętamy Jarosław Kaczyński zarzucił podczas kampanii wyborczej Bronisławowi Komorowskiemu, iż ten chce, by służba zdrowia była sprywatyzowana. Kaczyński sprawę przegrał, gdyż – według orzeczenia – Komorowski opowiadał się za komercjalizacją, a nie prywatyzacją. Tyle tylko, że komercjalizacja to przekazanie państwowych szpitali w gestię samorządów wraz z długami, którymi będą obciążone obdarowane samorządy, a z braku pieniędzy zostaną one zmuszone do ich prywatyzacji, która ustawowo zlikwiduje bieżące zadłużenia. Ale ta prawidłowość, że komercjalizacja otwiera drogę do prywatyzacji, sądu nie interesowała. Wszak Komorowski sprawy w normalnym układzie nie do wygrania nie mógł przegrać.
Uzasadnienie do wyroku Perdion-Kalicka odczytywała przez kilkadziesiąt minut. Przygotowując je musiała chyba pobić rekord Guinnessa, gdyż było gotowe w ciągu dwóch godzin po przesłuchaniu Komorowskiego. Zresztą jeszcze zanim nastąpiło wydanie wyroku, minister zdrowia, a obecnie marszałek Sejmu, Ewa Kopacz (PO) stwierdziła, że „Jarosław Kaczyński musi przeprosić pacjentów”. Nie chce się już nawet zadbać o pozory.
Czy można się w ogóle dziwić, że taki doborowy skład sędziowski dopatrzył się w oszczerstwach rzucanych przez poprawnego politycznie szefa resortu spraw zagranicznych na „niepoprawnego” politycznie Kobylańskiego „łagodnych określeń”?
Bartoszewski jak chorągiewka
Radosław Sikorski w swoim wywiadzie „ Strefa zdekomunizowana” chwali Władysława Bartoszewskiego za to, że ten w 2000 roku pozbawił Kobylańskiego tytułu Honorowego Konsula RP w Urugwaju. Rzecz jasna za „antysemityzm” i „szkodzenie Polsce”. Bartoszewski, jak to poetycko ujął Sikorski, „miał dość jaj, by to zrobić”. To szkodzenie, jak wynika z kuriozalnego listu Bartoszewskiego do prezesa USOPAŁ, miało polegać na tym, że Kobylański jako konsul honorowy RP nie popierał linii politycznej ministra spraw zagranicznych, a ponadto posiadał odmienne zapatrywania polityczne. Rzecz ciekawa, skoro nigdzie na świecie konsule honorowi nie reprezentują programowo ani żadnej linii politycznej, ani tym bardziej partii politycznej.
Kto by pomyślał, że jeszcze w 1995 roku Bartoszewski wystawiał Kobylańskiemu piękną laurkę: „Chciałbym stwierdzić, że Ministerstwo Spraw Zagranicznych w pełni docenia Pańskie zasługi dla odrodzenia polskości wśród naszych rodaków i ich potomków zamieszkujących w Ameryce Południowej. Mamy pełną świadomość tego, że to właśnie zaangażowanie Pana konsula doprowadziło do ożywienia działalności polonijnej, która zaowocowała utworzeniem Unii Stowarzyszeń i Organizacji Polonijnych w Ameryce Łacińskiej (USOPAŁ). Tych niezwykle ważnych działań na rzecz spraw polskich nie sposób przecenić.”
Wolta jednak musiała nastąpić. Nie do zaakceptowania dla elit poprawnych politycznie było to, że Kobylański wespół z nieżyjącymi już Edwardem Moskalem, prezesem Kongresu Polonii Amerykańskiej i dr. Janem Pyszką z Ligi Polskiej Organizacji Narodu Polskiego stworzyli wspólny front obrony Polski przed antypolonizmem. Protestowali przeciwko oszczerstwom Jana Tomasza Grossa o mordowaniu Żydów przez Polaków w Jedwabnem, czy przepraszaniu Ukraińców za „polskie zbrodnie”, i teraz nie ma przebacz, tego jak widać się nie zapomina.
Tacy mali krętacze…
Tajemnicą poliszynela jest to, że za decyzją Bartoszewskiego o pozbawieniu Kobylańskiego funkcji Konsula Honorowego RP stali ambasadorzy RP w Urugwaju i Kostaryce, których zeznania sąd tak skwapliwie uznał za bezstronne. Jarosław Gugała, dziś dyrektor Pionu Informacji i Publicystyki telewizji „Polsat”, bezpodstawnie – gdyż kwerenda odpowiednich zasobów w MSZ tych zarzutów nie potwierdziła – oskarżał zasłużonego dla umacniania polskości działacza o związki ze służbami sowieckimi. W atakach na lidera USOPAŁ wspomagał go Ryszard Schnepf, obecny ambasador RP w Hiszpanii, który podczas wytoczonego przez Kobylańskiego m.in. jemu głośnego procesu o zniesławienie, nazwał prezesa USOPAŁ „dobrze znanym bandytą międzynarodowym”.
Przeciwko decyzji Bartoszewskiego protestował m.in. prezes Wspólnoty Polskiej prof. Andrzej Stelmachowski. „Prezes Kobylański jest jedną z najbardziej liczących się postaci światowego życia polonijnego, człowiekiem, którego zasługi w odrodzeniu polskości w krajach Ameryki Południowej są niepodważalne, a nawet – nie waham się użyć tego określenia – nieporównywalne. Dzięki jego wysiłkom powstała Unia Stowarzyszeń i Organizacji Polskich Ameryki Łacińskiej, która ożywiła życie polonijne w krajach Ameryki Południowej. Również hojności Jana Kobylańskiego zawdzięczają m.in. swe funkcjonowanie domy polskie w Montevideo i Buenos Aires. Spektakularnym efektem jego działań jest wprowadzenie do kalendarza świąt państwowych Argentyny Dnia Osadnika Polskiego” – argumentował Stelmachowski. Było to jednak głos wołającego na puszczy.
„Drugi Ignacy Domeyko”
Obecny szef dyplomacji w zwalczaniu Kobylańskiego zaliczył już dosłownie dno. By zdeprecjonować osobę polonijnego lidera nie wahał się nawet wykorzystać osoby Sługi Bożego Jana Pawła II.
USOPAŁ, uważany tendencyjnie przez Sikorskiego za nic nie znaczącą organizację, choć skupia ona ponad 100 tys. członków, to także kultywowanie pamięci o Papieżu-Polaku, to liczne jego pomniki ufundowane przez Jana Kobylańskiego, jak również emisje „papieskich” znaczków pocztowych. Do obiegu weszło ich zapewne znacznie więcej niż w Polsce. Tymczasem Sikorski insynuował na forum publicznym, ze tego rodzaju działalność nie ma nic wspólnego z rzeczywistymi celami Kobylańskiego.
19 lutego 2008 roku w liście do marszałka Senatu Bogdana Borusewicza stwierdzał oto, że „fundowanie przez USOPAŁ pomników Jana Pawła II ma stworzyć wrażenie, jakoby Ojciec Święty aprobował działalność i ideologię Jana Kobylańskiego. Tymczasem powszechnie wiadomo, że Jego Świątobliwość Papież Jan Paweł II całym swoim życiem wykazał jak odległy był od nienawiści religijnej i rasowej. Według mojej wiedzy, Jan Paweł II nigdy nie zgodził się przyjąć Jana Kobylańskiego”.
Było to już trafienie kulą w płot, zważywszy że Papież-Polak spotykał się z prezesem USOPAŁ kilkakrotnie i wyrażał się o nim z uznaniem. Dość powiedzieć, że Ojciec Święty nazwał Jana Kobylańskiego „drugim Ignacym Domeyką Ameryki Łacińskiej i arcyambasadorem Polski w świecie”.
Julia M. Jaskólska
Piotr Jakucki
artykuł ukaże się w najnowszym numerze tygodnika „Goniec” (Kanada)