leżę krzyżem na moich Beskidach….
leżę krzyżem na moich Beskidach
czas się toczy bolesnym kołem
wołam ptaka by przy mnie został
gdy uderzę o ziemie czołem
liżę rany jak chore zwierzę
zagonione za siódmą rzekę
Panie Boże! o za ta dalą
co zamyka się za człowiekiem..?
przesypuje się popiół nieba
leży prochem na naszych głowach
teraz widzę próchno co świeci
czasem tylko na naszych słowach
gorzki zapach ma moja ziemia
jesteś czuję nie w żadnych zwidach
znów złapałem się z życiem za bary
leżę krzyżem na moich Beskidach
jutro znów mnie podniesiesz z kolan
chłodnym dreszczem i krzykiem drzewa
znów mi serce będzie kołysać
śpiewająca w gałęziach ulewa
cicho płacze niebo nad głową
i nie widać jak wczoraj gór
wiatr bemole rozwiesza na drzewach
zamazany widnokrąg chmur
znowu staję naprzeciw kłamstwa
wciąż mnie straszą przekleństwem i karą
słucham serca czy to wytrzyma
wsparte tylko nadzieją i wiarą…
tępym bólem czas rzeźbi ciało
wciąż się w krzyże witają drogi
jeszcze wyrwać przybite do ziemi
skrzydłem serca skrwawione nogi
Chrystus płacze w przydrożnej kapliczce
w pyle wspomnień przeszłego lata
krople krwi wciąż spod cierni płyną
choć Mu pająk bandaże zaplata
wszyscy odejdą…sam zostaniesz
ziemia jedynie będzie czekać
aż się ułożysz w niej ulegle
tym co zostało ci z człowieka
ona obejmie cię ramieniem
w proch się rozsypie kruche ciało
będziesz jej garścią jedną z wielu
nad którą serce będzie drżało
czas się toczy bolesnym kołem
oszalałem już w mojej samotni
Panie Boże ! tych ran co bolą
Ty ! weź dłonią i sercem dotknij
bym mógł znowu przez bramę świtu
przejść jak dotąd przełęczą rozpaczy
bym doliny i gronie nim padnę
jeszcze raz tak jak matkę zobaczył
bym mógł dotknąć jeszcze jej ciała
gdy się rosą rozsrebrza świtaniem
i gdy zszywa promieniem jak igłą
mgły w dolinach od wiatru stargane
leżę krzyżem na moich Beskidach
gdzie Ojczyzny serce zielone
i gdzie świerki zawsze wysmukłe
niosą dumnie wysmukłą koronę
stąd przez witraż bożej harmonii
widzę życie splątane grzechem
tutaj krzyki trwogi i triumfu
czas odbija od gór głośnym echem
leżę krzyżem na moich Beskidach
czas się toczy bolesnym kołem
wołam ptaka by przy mnie został
gdy uderzę o ziemię czołem
tej samotności nigdy nie wypłaczę
dlatego nie myśl że na kogoś liczę
przykładam głowę ulegle do ziemi
już widzę w dali jak się palą znicze
słyszę jak płaczą nisko wiolonczele
i jak w bemole czernie stroją smyki
wiatr chłodny dreszczem przebiega po ciele
metafizycznej tajemnej muzyki
a gdy otwieram księgę dziejów
zdmuchuję pył z odległych wieków
to tajemnicą w nich największą
tyś jest najbliższy mi…Człowieku !
splątany pychą i pokorą
niezłomną wiarą i zwątpieniem
chłodny jak zwierzę w czasie skoku
i ukaranym swym sumieniem…
osaczony każdą godziną
przypisany ziemi i chmurom
serca krokiem odmierzam codziennie
to co ludziom…Bogu…i górom…
halny złamał kolejne drzewo
już koroną nie będzie szumieć
wieje halny naszego czasu
i nam trzeba odejść stąd umieć
gdy dotkniemy koroną ziemi
przełamani śmiertelnym podmuchem
gdy rozłączy nas czas bezlitośnie
z korzeniami ciałem i duchem
koło czasu skrzypi nad nami
płoną świty i gasną zachody
koleiną srebrną nad groniem
Bóg strzepuje gwiazdy do wody
wiatr przegania chmury po niebie
jak okręty ku dziwnym lądom
i w organach lasu wygrywa
m o j e s z u m n e
B e s k i d z k i e R o n d o…
NIEZALEZNY ZAKLAD POETYCKI. Kubalonka. Naród,który sie oburza,ma prawo do nadziei, ale biada temu,który gnije w milczeniu. Cyprian Kamil Norwid