Romney modli się na zwycięskiego Obamę. Jak było u nas?
08/11/2012
544 Wyświetlenia
0 Komentarze
2 minut czytania
W USA Obama pogratulował Romney’owi ciężkiej kampanii i dobrej rywalizacji.
Ten drugi odwdzięczył się obecnemu i przyszłemu prezydentowi zapewnieniami, że będzie się za niego modlił. Tyle w Stanach Zjednoczonych. A u nas?
W 1990 roku zastosowano wobec Tymińskiego ubeckie metody i oskarżano w kampanii wyborczej o wszystko, co najgorsze. Potem przeszkodzono, by jego formacja polityczna, Partia X, wzięła udział w wyborach. Mazowiecki obraził się na Wałęsę, a Geremek biadolił nad głupotą narodu i społeczeństwa.
W pięć lat później to z kolei Wałęsa nie mógł się pogodzić ze swoją przegraną, nie uznawał swojej klęski, pomstował na wszystkich i na wszystko. Na kilka dni przed zaprzysiężeniem Kwaśniewskiego zmontowano aferę Olina, która miała wywalić w powietrze rząd Oleksego i przeszkodzić w objęciu urzędu prezydenckiego przez Kwaśniewskiego.
W 2000 roku było choć trochę spokojniej – ale chyba tylko dlatego, że zwycięzca był znany od samego początku i jedynym pytanie, było to, czy zostanie wybrany głową państwa w pierwszej czy w drugiej turze.
Po kolejnych pięciu latach okazało się, że wygrał nie ten, który już został obwołany nowym prezydentem. Wobec Lecha Kaczyńskiego zastosowano więc przemysł pogardy i wszelkie chwyty, by go upokorzyć i odrzeć z godności. Było to robione za zgodą i z poduszczenia jego głównego konkurenta – czyli Donalda Tuska. Plucie na głowę państwa trwało aż do jej śmierci (a nawet już po niej).
W 2010 roku, pokonany Kaczyński, oznajmił, że kampanię prowadził na proszkach i że nie uznaje wygranej „pana Komorowskiego”. Określił jego zwycięstwo za osiągnięte przez nieporozumienie i dlatego mu nie należne.
Tyle w Polsce. A w Stanach Zjednoczonych? Tam Obama pogratulował Romney’owi ciężkiej kampanii i dobrej rywalizacji. Ten drugi odwdzięczył się obecnemu i przyszłemu prezydentowi zapewnieniami, że będzie się za niego modlił.