Zygmunt Białas: W swym niedawno opublikowanym tekście „Kasyno” zajmuje się Pan analizą przyczyn tragedii smoleńskiej. Wprowadza Pan pojęcia: Planista, Gracz i Hazardzista. Wymieniam tylko – ze względu na przejrzystość naszego wywiadu – trzy najważniejsze postacie, których współpraca doprowadziła do niebywałego wydarzenia, którego skutkiem była tragiczna śmierć 96 Delegatów udających się do Katynia w celu uczczenia polskich oficerów rozstrzelanych w 1940 roku przez sowietów.
Kim jest Planista? Jaką rolę przypisuje mu Pan w zamordowaniu Prezydenta RP i polskiej elity politycznej?
Rolex: Po pierwsze bardzo dziękuję za zaproponowanie mi wywiadu, to zaszczyt. Zanim odpowiem jednak na Pana pytanie, chciałbym krótko omówić znaczenie wydarzenia z dnia 10 kwietnia 2010 roku, bo myślę, że warto – dla lepszego zrozumienia mojego toku oceny wydarzeń 10 kwietnia – zacząć od takiego omówienia. Otóż dramat Państwa Polskiego polega już tylko na tym, że Ci ludzie znaleźli się w jednym miejscu i czasie, bo to nie byli ludzie przypadkowi, ale starannie wyselekcjonowani. Jeśli się rzeczywiście znaleźli w w jednym miejscu i czasie, to nie mamy państwa, a jeśli nie mamy państwa, to los naszych rodzin zależy od tego, kto weźmie władzę z ulicy.
Nie chcę straszyć, ale może być to na przykład ktoś, kogo pojęcia o standardach panujących w zorganizowanych społeczeństwach odbiegają mocno od naszych zupełnie nietrafnych zresztą wyobrażeń o przynależności do świata Zachodu. Nie potrafię sobie w dziejach cywilizowanego świata przypomnieć podobnego wypadku; trudno byłoby znaleźć podobny nawet w czasach wojny.
Niezależnie od tego, czy w świecie utrzyma się wersja wypadku („utrzyma” w takim sensie, że tak właśnie zostanie to zapamiętane przez światową opinię publiczną, bo wiele rządów wie dokładnie, co się tego dnia stało), czy wersja wybuchów na pokładzie, czy jeszcze jakaś inna wersja – sytuacja geopolityczna Polski jest fatalna. Trochę upraszczając – po 10 kwietnia spadliśmy z roli aspiranta do drugiej, światowej ligi do okręgówki, nikt nas nie traktuje i długo nie będzie traktował poważnie. Nie będzie nas traktował poważnie, co nie znaczy, że nikt się nami nie będzie interesował. Wielomilionowy naród bez opieki państwa w sercu Europy, to znakomite żerowisko dla rożnego rodzaju mafii. Myślę, że do coraz większej ilości ludzi dociera (po ostatnich wiadomościach o powrocie do modelu piramid finansowych), że wracamy w zawrotnym tempie do stanu państwa z pierwszej połowy lat dziewięćdziesiątych. Mamy praktycznie otwartą granicę z Rosją. Czy Pan wierzy, że nasze służby konsularne dysponują spisem z fotografiami członków na przykład mafii sołncewskiej? Przypomnijmy fakty – pod światłym zarządem naszego dzisiejszego MSZ-tu jeden z konsulatów okazał się punktem pośrednictwa w handlu kobietami. Czy trzeba lepszego dowodu atrofii państwa niż sytuacja, w której pracownicy rezydujący w budynku z orłem w koronie zajmują się wykonywaniem profesji starszej niż najstarsza, a więc „czerpaniem korzyści z cudzego nierządu”?
Na swoim blogu napisałem, że „bekniecie za Smoleńsk”, celowo nawiązując do slangu młodzieżowego. Wszyscy „bekniemy” i to już w niedługim czasie. Piramidy finansowe to czubek góry lodowej. Po nich na polskie ulice powrócą mafie – i nie będą to „mafie” białych kołnierzyków, ale powrót pospolitej (choć zorganizowanej) przestępczości. Po tym jak pierwsza „ekipa” wpuszczonych dresów, korzystając z nieistnienia granic, dokona brutalnego mordu w Wiedniu, Berlinie, albo Amsterdamie, dla Polaków skończy się wolność przemieszczania. O tym już mówi się na „europejskich salonach”, jeśli można je tak nazwać. Dramat smoleński to dramat wielopłaszczyznowy. To dramat tamtych 96 osób, ale to również dramat nas wszystkich, bo od konsekwencji nie da się uciec. Póki co chowamy (jako społeczeństwo) głowę w piach śpiewając: „Polacy, nic się nie stało”. Otóż stało się, a głowę z piachu trzeba wyjąć, bo w głowie osadzone są oczy. W trosce o integralność pozostałych części ciała.
Pierwsze pytania moich niepolskich sąsiadów i znajomych było: „jak ci ludzie znaleźli się w jednym miejscu?”. Z tego punktu widzenia zamach na pokładzie, zestrzelenie z ziemi lub z powietrza, wypadek lotniczy ma znaczenie drugorzędne. Hipoteza maskirowki nieco tutaj łagodzi naszą sytuację geopolityczną, bo zakłada przynajmniej rozdzielenie delegacji, a więc coś, co musiałoby się wydarzyć w cywilizowanym kraju (chociaż pewnie i w amazońskiej dżungli zna się pojęcie oceny ryzyka), po drugie przenosi wykonanie ataku terrorystycznego w całości na teren Rosji, i zakłada jego wykonanie wyłącznie rosyjskimi rękami. Ale wróćmy do Pana pytania: Planista w moim ujęciu to aparat obcego mocarstwa – Rosji. Przypisuję mu rolę aktywnego włączenia się w plan zamachu na delegację opracowany i wykonany w Polsce (choć nie wykluczam, że mogło dojść do tak zwanego przestępstwa transgranicznego, którego skutki powstają na terenie obcego państwa), ale w taki sposób, by nie można było tego zamachu samemu państwu rosyjskiemu przypisać. Tak też rozumiem gest przekazania elementów amerykańskiej awioniki – jedynego, znanego nam, ocalałego fragmentu kokpitu samolotu.
ZB: Kim jest Gracz w Pańskim tekście? Odnoszę wrażenie, iż przypisuje mu Pan szczególnie istotną rolę w zamachu dokonanym 10 kwietnia 2010r.?
Rolex: Gracz jest uosobieniem środowiska, które w Polsce wykonuje realną władzę po 1989 roku, a w zasadzie od 13 grudnia roku 1981. Wykonuje realną władze polityczną, poprzez tworzone, fasadowe byty polityczne, wykonuje w dużym zakresie władzę nad gospodarką, i ma również potężne narzędzia propagandowe. To jest „państwo w państwie”, albo realne państwo ukryte w atrapie państwa, taka matrioszka.
Według mnie Gracz miał motyw, a tym motywem było wyeliminowanie ewentualnego zagrożenia interesów politycznych i gospodarczych w kraju, oraz niszczących jego interesy wpływów NATO-wskich profesjonalistów w Wojsku Polskim.
„Gracz” posiada w Polsce wszelkie instrumenty wykonywania władzy; w dosyć szerokim zakresie korzysta z prerogatyw w normalnych warunkach przysługujących jedynie państwu, a więc na przykład prawa do wykonywania kary najwyższej. Fala masowych samobójstw nie jest przypadkiem, ale zaostrzeniem polityki karnej przez suwerena w stosunku do podwładnych.
Jedyną korzyścią płynącą z obecnie panującej sytuacji w Polsce jest pewnego rodzaju „posypanie się fasady”. Wielu z nas potrafi dzisiaj zrekonstruować dotychczas ukryte struktury organizacyjne i „ludzi” Gracza. To samo zresztą czynią wywiady państw trzecich, nie ma tutaj żadnych wątpliwości. Można powiedzieć, że państwa trzecie korzystają w zakresie własnego bezpieczeństwa z sytuacji rozpadu państwa polskiego i jego struktur.
ZB: Pisze Pan w swej notce, że Hazardzista „siada do rulety w przekonaniu, że wygra, bo kiedyś wygrał w piłkę”. Mimo iż wiemy na pewno, o kogo chodzi, proszę powiedzieć parę słów o tej – zdaje się – nieszczęsnej postaci.
Rolex: To też nie koniecznie jest „postać” Jak pisał Kisiel „posiedzieć bardziej niż postać”. To typ osobowości. Proszę pamiętać, że wielu polityków w Polsce pełni zupełnie niesamodzielną rolę – rolę słupa. „Hazardzista” to ofiara PRL-owskich służb specjalnych, a zwłaszcza post-peerelowskich. Ktoś, kto na drodze do beztroskiego i zasobnego (jak mu się wydawało) życia polityka uwikłał się w zależności (kryminalne gospodarcze), w przekraczanie prawa; ktoś, na kogo służby mają materiały, kto może być szantażowany, kierowany, inspirowany – a ostatecznie oszukany i zniszczony, bo „Hazardzista”, tu już w sensie indywiduum, zniknie z polityki w błyskawicznym tempie – pamiętajmy, że świeci światem odbitym, istnieje dzięki medialnym fleszom. Chyba właśnie obserwujemy w Polsce kontrolowaną wymianę zużytych „twarzy”, zanim kłopoty gospodarcze doprowadzą do jakichś niekontrolowanych wydarzeń. Proszę sobie odpowiedzieć na pytanie, jaki polski polityk cieszy się dzisiaj najwyższym poparciem społecznym? Będzie Pan miał odpowiedź, jakie to Gomułki przyjdą po Bierutach.
ZB: Wygrał Planista. Chyba więcej niż oczekiwał. Jakie konsekwencje tej operacji poniósł (ponosi i będzie ponosił) nasz kraj? Jakie też są możliwości i szanse – według Pana – na zmianę tych fatalnych trendów w perspektywie np. kilku lat?
Rolex: To nie do końca jest takie pewne, czy wygrał. Tak się mogło wydawać jeszcze w końcu 2010 roku, kiedy to Polskę nawiedzały kontrole, a to rosyjskich służb specjalnych, a to korpusu dyplomatycznego. W 2011 roku ktoś przestawił wajchę, i świat Planisty trochę się posypał. Rosyjska gra o Europę musiała spowodować kontrakcję gdzie indziej. Nie wierzę w żadną „Arabską Wiosnę” – widzę dobrze wyszkolonych i uzbrojonych rebeliantów, wspieranych przez Zachód, którzy dokonują wymiany reżimów z pro-rosyjskich, na nie pro-rosyjskie. Zachód nauczył się również grać kartą islamską, i to czyni. W „1984” Orwella był opis „zmiany sojuszy”, który dokonał się w warstwie propagandowej w ciągu nocy, kiedy to wróg stał się przyjacielem, a przyjaciel wrogiem. Właśnie to obserwujemy. Dwa lata temu media Zachodu były pełne opisu wysiłków podejmowanych na rzecz walki z „zagrożeniem terroryzmem islamskim”, który czaił się w Hackney przygotowując serię krwawych zamachów. Dzisiaj czytam o bohaterskich członkach społeczności islamskiej, którzy pod pretekstem wakacji w Turcji pojechali postrzelać do armii Assada. Przy całkowitej aprobacie, a wręcz podziwie, mediów (sic!). Opisuję to nie po to, by dać wyraz oburzeniu instrumentalnemu traktowaniu społeczeństw, ale po to by uzmysłowić jak nieprzewidywalny i dynamicznie zmieniający się jest nasz świat. Proszę zastanowić się, jak daleko zmienił się „image” dzisiejszego przywództwa Rosji w świecie. Jak wyglądała pozycja Putina w samej Rosji, a w związku z tym na Zachodzie, dwa-trzy lata temu i dziś. Zachód dopracował się nowej taktyki prowadzenia wojny, i jest to taktyka oparta na nowoczesnych technologiach komunikacji i oddziaływania propagandowego. Żaden reżim na świecie nie jest dzisiaj bezpieczny, bo żaden nie posiada (być może oprócz Chin) narzędzi mogących skutecznie wyeliminować zagrożenie powstawania zorganizowanych siatek anty-systemowych.
Natomiast w pierwszym etapie Planista rzeczywiście „wygrał” – to znaczy zadał cios w amerykańską obecność w Europie, przy dosyć biernej postawie większości krajów europejskich, to trzeba przyznać. NATO (dzięki polityce Rosji, ale i Niemiec, oraz Francji) straciło wiele ze swojej siły. Amerykanie zaczęli stawiać na innych sojuszników – na przykład na Turcję. Podjęli również próbę militarnego zaistnienia na Bałkanach. Pisałem już dwa lata temu o tym, że hegemon jutra będzie mówił językiem Szekspira. Przyznam, że z satysfakcją zaobserwowałem zwrot jaki wolno dokonuje się w obszarze propagandy rosyjskiej, gdzie coraz otwarciej redefiniuja się pojęcie Zachodu dostrzegając przesunięcie granic.
Rosja podejmuje kontrakcję, tak jak to się dzieje w Rumunii, starając się odsunąć pro-amerykańskiego prezydenta od władzy i odwrócić zagrożenie instalacji amerykańskiej w tym kraju, ale nie wiemy, jak to się ostatecznie potoczy (przy czym, żeby było jasne – nie staję tutaj po stronie tej czy innej siły w Rumuni; pokazuję mechanizm). Kryzys finansowy również postawił wiele znaków zapytania dotyczących chociażby partnerstwa Niemcy – Rosja, czy szerszego projektu Eurazji. Założenie było takie, żeby połączył europejskie technologie z rosyjskimi surowcami, a może się okazać, że będzie się dogadywał bankrut z bankrutem, jeśli ceny ropy się urealnią, a podaż tego surowca na świecie rośnie.
Smoleńsk trzeba rozpatrywać właśnie w tym, szerszym kontekście. Sama tragedia została wykorzystana do „pogłębienia integracji” w ramach niemiecko-rosyjskiego projektu Eurazji (wyeliminowaniu zagrożenia powstania amerykańskiej „piątej kolumny” pomiędzy Niemcami a Rosją). Natomiast mamy już końcówkę roku 2012. Przez dwa lata na świecie zmieniło się wiele, a być może wszystko. Komu będą dzisiaj służyć polskie eskadry lotnicze i na jakim teatrze wojny? Inna rzecz, że nie będą służyć Polsce, a to jest pokłosiem Smoleńska.
ZB: Wspominał Pan już o haniebnych praktykach rządowej komisji Millera, która podżyrowała kłamstwa MAK-u. Jednakże Polacy nie pozwalają na narzucenie tych kłamstw, więc próbują – wbrew Graczowi i Hazardziście – szukać przyczyn tej niebywałej ‘katastrofy’. 7 lipca 2010 roku zostaje powołany Zespół Parlamentarny ds Wyjaśnień Przyczyn Katastrofy Smoleńskiej, którego szefem został poseł PiS Antoni Macierewicz. Jakie zasługi przypisuje Pan Zespołowi? Czy ZP wykorzystał w pełni swe możliwości?
Rolex: Moim zdaniem zrobił bardzo wiele, zwłaszcza w zakresie przełamania monopolu informacyjnego. Dwa lata temu istniała w sferze publicznej jedna wersja wypadków (mamy czasami mylne przekonanie, że życie polityczne zaczyna i kończy się w internecie, ale to nie prawda), dzisiaj funkcjonują dwie, a zbliżająca się konferencja naukowa może utrwalić w świadomości społecznej przekonanie, że oficjalne raporty nie opisują rzeczywistości – są sprzeczne z faktami, a nawet prawami fizyki. Powstanie Parlamentarnego Zespołu powitałem z zadowoleniem, choćby z tej prostej przyczyny, że im więcej niezależnych od siebie ośrodków badających tę sprawę, tym lepiej dla przedmiotu badań. Dobrze, że dzisiaj polscy naukowcy przyłączyli się do swoich mieszkających poza granicami kolegów – silny głos polskiej nauki, jeśli zabrzmi, będzie dowodem siły tego środowiska. Bez wolnej nauki i bez wolnej wymiany myśli nie ma wolności.
Zespół zrobił również wiele dla środowiska rodzin osób, które zginęły 10 kwietnia 2010 roku. Był w zasadzie jedyną instytucją państwową, która udzieliła im wsparcia. Jeśli natomiast miałbym zgłaszać jakieś zastrzeżenia do jego pracy, to takie, że prowadzi prace dość jednostronnie. Inna rzecz, że o ile w roku 2012 doczekamy się być może konferencji naukowej w Polsce na temat Smoleńska, to w roku 2010 udział w niezależnym śledztwie nie był – jakby to powiedzieć – popularny w świecie nauki.
Gdyby Zespół Parlamentarny nie powstał w 2010 roku, dzisiaj nie dyskutowalibyśmy na temat Smoleńska prawdopodobnie w ogóle (a przynajmniej udałoby się taką dyskusję skutecznie wyeliminować z mainstreamu).
Moim zdaniem Zespół Parlamentarny wykonał swoje zadania i skompromitował sposób badania tej sprawy przez instytucje podległe rządowi opierając się wyłącznie na materiale oficjalnie podżyrowanym przez rząd polski i rosyjski (do tego celu innego wyjścia niż oparcie się na oficjalnych dokumentach nie ma).
Czy znalazł i czy znajdzie odpowiedź na pytanie o rzeczywiste przyczyny katastrofy? Zobaczymy, jak będzie wyglądał finalny raport – liczę na wyczerpującą i niepodważalną analizę, choć jako niefachowiec zastanawiam się, jak bada się obecność materiałów wybuchowych bez dostępu do wraku. Natomiast na etapie analizy, biorąc pod uwagę wszystko, co do mnie dociera, to zainstalowanie materiałów wybuchowych w Samarze, a potem oddanie Tu-154 armii NATO, żeby sobie latał po całym świecie, na przykład na szczyty NATO-wskie i unijne, mnie nie przekonuje (analiza ryzyka zamachowców – bo sposób umieszczenia ładunku wyraźnie wskazuje na sprawstwo); i ewentualne zestrzelenie (dodatkowe) na Siewiernym – Północ również, bo jeśli się ma potężny ładunek w samolocie, który przyleciał spoza granicy, to po co się „włączać” i zostawać współwinnym? Na świecie jest wielu emerytowanych specjalistów od terroryzmu, do tego obywateli państw sojuszniczych. Myślę, że należałoby się do nich zwrócić o pomoc w zakresie oceny wykonalności pewnych działań.
Ale nie uprzedzajmy faktów – trzeba cierpliwie poczekać. Osobiście sądzę, że powstrzymam się od komentowania.
Dla moich potrzeb rozumienia świata – mojej wizji geopolityki – Zespół Parlamentarny przyczynił się w znacznym stopniu do skompromitowania atrapy badania tragedii w Smoleńsku doprowadzając do postawienia strony rządowej pod ścianą. Wyznawcy teorii beczki i brzozy powinni dzisiaj wziąć raport Millera i dokonać jego krytycznej analizy z punktu widzenia zarzutów, jakie mu się stawia. Już nie z punktu widzenia detali, ale z punktu widzenia fundamentalnej rzetelności prowadzenia badań katastrof.
W szerszym kontekście, Zespół Parlamentarny (niezależnie, czy o tym wie, czy nie 🙂 dołożył się swoją pracą do powstania sytuacji, w której polskie F-16 znów ćwiczą z innymi eskadrami NATO w USA i w Izraelu najbardziej ofensywne warianty militarne, a otoczenie Tuska musi „dogadywać się” z Zachodem („Zachód” w znaczeniu „świat anglosaski i jego sojusznicy w świecie”). Inna rzecz, jak to się ma do rzeczywistego przebiegu wydarzeń 10 kwietnia? Jeszcze raz podkreślę: Polska nie istnieje jako podmiot w polityce międzynarodowej – jest dzisiaj „polem bitwy” przez które przetaczają się obce armie. Pozostaje w zasadzie mieć nadzieję, że nim jest, a polskie eskadry lotnicze (jedyne, co nam pozostało do obrony) nie wyprowadzą się na przykład na Bliski Wschód na dłużej. Musimy zrozumieć, że współczesne prowadzenie wojny, zakładające konstruowanie skutecznych systemów obrony przeciwrakietowej nie wymaga zajmowania (choćby politycznie) całego terytorium Zachodniej Europy, w tym Polski. Najgorsze, co może nam się przydarzyć to pozostanie w „strefie cienia”, i powolna integracja z upadającym (ekonomicznie i demograficznie) byłym imperium. Musimy sami siebie zapytać: czy właśnie do takiej roli – obszaru przejściowego z charakterystycznym zanikiem administracji państwowej – aspirujemy? Bo jeśli nie, to pora na redefinicję wspólnoty i podjęcie walki o odzyskanie podmiotowości.
ZB: W notce „WALKING ON THE MOON” omawia Pan książkę pt. „Czerwona strona Księżyca” napisaną przez Free Your Mind. Prosiłbym teraz, by zechciał Pan omówić pokrótce zalety i ewentualne wady tej obszernej pracy.
Rolex: Fundamentalną zaletą jest zdolność autora do „wyjścia z pudełka i stanięcia obok”, wbrew presji środowiskowej i „pędu” w jednym, słusznie obranym kierunku, i bez względu na konsekwencje. To jest ta cecha i umiejętność, którą powinniśmy jako społeczeństwo chcieć mieć, a nie tępić.
Zaletą jest drobiazgowa analiza wszystkiego, co pojawiło się na temat Smoleńska w mediach, każdego w zasadzie elementu ze Smoleńskiem związanego. Zaletą jest również wskazanie, że nie wszystkie fizyczne ślady widoczne na zdjęciach w Smoleńsku zostały spowodowane przez polskiego Tu-154. Tak również twierdzi zresztą i Zespół, skoro stawia zdecydowanie tezę, że to nie TU-154 ścinał drzewa, bo leciał na innej wysokości niż to wskazuje MAK i PKBWL.
Tyle, że FYM idzie w swojej książce dalej i stawia hipotezę, że ŻADNE ślady nie zostały wykonane przez Tu-154. Hipoteza o tyle uprawniona, że jeśli jakieś zostały zainscenizowane, to dlaczego nie większa ich część, albo dlaczego nie wszystkie? Samo pojęcie maskirowki nie jest wymysłem autora, ale technicznym pojęciem ze słownika rosyjskich służb specjalnych. Trzeba by rzetelnie podjąć namysł nad tym zagadnieniem, to znaczy przeanalizować prawdopodobieństwo zainscenizowania wypadku Tu-154.
Podkreślam: nie chodzi to o wojnę na tezy, ale o prawomocność stawiania hipotez.
Pamiętajmy, że całe wydarzenie Smoleńskie jest w pełni udokumentowane (bo musi) przez służby wielu krajów na świecie. Nasza niewiedza w tym zakresie jest naszą olbrzymią słabością.
Słabością pracy FYM-a było przekroczenie dopuszczalnego w pracy analitycznej dystansu do przedmiotu badań i do czytelnika (to znaczy ja tak uważam). Powiedziałbym, że to, co było siłą publicystyki, tu okazał się słabością. Łatwo było zaatakować pracę z powodu formy, nie odnosząc się do treści. Nieco podobny los spotkał kiedyś inną książkę de facto badawczą, ale ujętą w beletrystycznej formie – mam na myśli pracę Zbyszewskiego „Niemcewicz z przodu i z tyłu”. Książka stała się bardzo popularna, ale „autorytety” odmówiły jej walorów poznawczych właśnie ze względu na dość swobodny (choć świetny literacko) styl wypowiedzi. Inna rzecz, że charakter tych ataków stał na o wiele wyższym poziomie. W sieci (centralaantykomunizmu) pojawiła się wersja audio „Czerwonej strony”. Wszystkim, którzy mają problemu z poświęceniem czasu na czytanie, polecam wysłuchanie. Napisałem kiedyś, że książka broni się jako praca badawcza, co wzbudziło furię różnej maści zelotów, i dalej podtrzymuję swoje zdanie. Jest tam logiczny ciąg myślowy, oparty choćby o zeznania świadków, prowadzący do postawienia hipotez, których nie można zbagatelizować. Czy są prawdziwe? Jeśli pomyślnie przejdą przez proces falsyfikacji, to będą :), podobnie jak wszelkie inne hipotezy badawcze. Dzisiaj zapominamy, że badanie w sensie naukowym zaczęło się nie od rozwoju „umiejętności” (te istniały zawsze), ale od stworzenia logiki formalnej. To jest narzędzie, od którego zaczyna się proces myślowy – technologie to tylko narzędzia pomocnicze.
Natomiast podjęcie nagonki na tę pracę z pozycji eksperckiej czy politycznej to oczywisty skandal; tak jak sugestie wpływu (zawoalowane bardziej lub mniej) pozostawania autora pod wpływem rosyjskich służb specjalnych. Głoszenie tego typu publicznych poglądów to głupota, a ta w polityce jest zbrodnią. Z pisarzami walczy się w totalitaryzmach, i w nich składają samokrytyki. Jeśli ABW mogła wpaść do domu blogera, który ośmieszał prezydenta Komorowskiego, to mogła tym bardziej wpaść do takiego, którego wybitny polityk, czy fachowiec oskarża o współprace z obcym wywiadem. Dawanie ABW do ręki „narzędzia” w sytuacji oczywistego przykręcania śruby, to przyłożenie ręki do zbrodni na wolności. Przypomnijmy ku przestrodze losy asystenta posła Gruszki, i samego posła Gruszkę.
Samo zresztą oczernianie przeciwnika (sic!) jest tutaj dosyć obrotowe, i też trzeba mieć tego świadomość. Jednym łatwo zarzucić działania na rzecz służb rosyjskich, a drugim uporczywe odsuwanie odpowiedzialności od sił ciemności w Polsce (tych sił, których ja nazywam Graczem).
Generalnie jednak pracę środowiska blogerskiego oceniam bardzo pozytywnie. Internet sprawił, że pojawił się niemożliwa do kontrolowania platforma wymiany myśli, kontaktów, analiz. Pierwsza „Biała Księga” była dziełem blogerów. Wokół niej rodziły się pierwsze wątpliwości. Późniejsza praca wykonana przez FYM-a i osoby, które wspierały go w gromadzeniu dostępnych informacji była tytaniczna. Poświęcenie tych osób jest jednym z powodów, dla których widzę dla Polski światełko w tunelu – był to przebłysk myślenia republikańskiego i obywatelskiego.
ZB: Pisał Pan ponad pół roku temu: „Nie możemy pozwolić się dzielić; żadna z tych dróg – czy to falsyfikacji ruskich ‘dez’, czy to żmudnego zbierania poszlak absolutnie i w żadnym punkcie się nie wyklucza”. A jednak dzieli się prawa strona; tragedia smoleńska nie zbliża nas, lecz oddala. Także Pan odczuł na pewno smak zawodu i gorycz, gdy był oczerniany i wyszydzany. Co jest przyczyną tych połajanek i kłótni? Jak temu zaradzić?
Rolex: Ja osobiście tego aż tak specjalnie nie odczuwam. Z jednej strony ze względu na wysoki próg pobudliwości, z drugiej na niewystępowanie wielu bodźców w moim bezpośrednim otoczeniu. W Polsce agresję, smutek, przygnębienie czuje się na ulicy. Tak zresztą często widzą to cudzoziemcy. Ja wstaję od komputera i jestem w innym świecie. Nie istnieje również taka jak w Polsce skala zagrożeń. Nikt tu nie zniszczy mi firmy „domiarem” za zajmowanie się takimi czy innymi sprawami, a wyspecjalizowane służby nie wpadną mi do domu wraz z drzwiami, bo napisałem kilka cierpkich słów albo dowcipkowałem na temat jakiegoś rządowego, nadętego oficjela. Obywatelstwo drugiego kraju, członkostwo w organizacjach i stowarzyszeniach (np. dziennikarskich) daje wielu ludziom mieszkającym poza granicami Polski duże poczucie komfortu.
Jest jednak faktem, że daliśmy się podzielić, i trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, czy na Kremlu się cieszą, czy smucą w związku z tym faktem? Czy „Gracz” jest zadowolony, czy też zasmucony, że ta część opinii publicznej, której ma on się prawo obawiać w sensie politycznym prawdopodobnie nigdy nie stworzy jednolitego ruchu już nie tylko związanego z wyjaśnianiem zagadek smoleńskich, ale również modernizacyjnego? Oczywiście, łatwo jest zwalić winę na „kretów”, czy prowokatorów, a najlepiej na wszechmocny, rosyjski wywiad, który manipuluje każdym z nas (i jednocześnie zdejmuje z nas odpowiedzialność za skłonność do różnienia się brzydko). Niezależnie od tego, jacy szatani są tutaj czynni, to nie sposób nie zauważyć zupełnie niezrozumiałej napastliwości (przyznaję, że po obydwu stronach), zwyczajnego braku ogłady, skłonności do okazywania lekceważenia, jeśli nie wręcz pogardy. Napięcie rosło, aż kocioł eksplodował. Mamy dwie grupy, które wzajemnie podejrzewają się o bycie ekspozyturą jakiegoś obcego wywiadu. Powiem z przekąsem: gratulacje. Rzeczywistą ekspozyturę na pewno to cieszy. Nikt jakoś nie zauważył prostego faktu, że jeśli nawet pojawiają się jakieś „wrzutki” to należy po prostu się z nimi rozliczać, tak jak to zrobił profesor Binienda z brzozą i skrzydłem. By moment, kiedy poziom ataków nie różnił się znacząco od znanej nam w stylu propagandy, kiedy to człowiek ośmielający się mieć wątpliwości zostawał „zaplutym karłem reakcji” będącym „na pasku wiadomych sił”.
Są dwie metody, dzięki którym udaje się kontrola nad społeczeństwem: jedna, to kiedy się społeczeństwu wmówi, że agentów nie ma, druga, to kiedy mu się wmówi, że są wszędzie. Jeśli uda się społeczeństwo w ten sposób podzielić pół na pół, to zwycięstwo jest pełne, bo połowa nic nie rozumie, a druga połowa jest całkowicie sparaliżowana niemocą nawiązania podstawowych więzi opartych o zaufanie. Zastanowiłbym się na poważnie, czy we współczesnej Polsce właśnie tak nie jest? Bezrefleksyjna (wciąż) większość i ziemianki z partyzantami, którzy nie podejmują akcji, bo wszyscy wzajemnie podejrzewają się o agenturalność?
A wracając do pytania: przy faktycznej niemożliwości ostatecznej weryfikacji naukowych hipotez lub tez warto mieć zawsze inną hipotezę roboczą. Jeśli dzisiaj stawiamy tezę o wybuchach, to wrak Tu-154 nosi tego ślady (logicznie: musi je nosić). A jeśli nie będzie nosił? To znaczy to, co przyjedzie do Polski (jeśli przyjedzie) nie będzie ich nosiło? Jeśli Rosjanie mieliby być sprawcami zamachu, to poza granice tego kraju nie wyjedzie żaden dowód rzeczowy zamachu, to oczywiste. Planista nie podaruje ani Graczowi, ani tym bardziej Hazardziście dowodów własnego sprawstwa. A jeśli sprawcy są w Polsce? To po raz kolejny ruch będzie należał do Kremla.
Słabością wszystkich hipotez jest niedocenianie faktu, że źródło żywotności naszych demonów leży w Polsce, a nie w Rosji. I w Polsce należy szukać źródeł Smoleńska. Jeśli sobie tego nie uświadomimy, to kolejne budżety będą nam opracowywali „hazardziści”, a „gracze” rozegrają nas na pieniądze, przy których ostatnie afery to kieszonkowe. Kilka takich „wiekopomnych” projektów właśnie jest anonsowanych (projekt polskiej tarczy antyrakietowej, który należy uznać za przygotowanie do „napadu stulecia” na nasze pieniądze; szkoda, że twórcy zatrzymali się w pół kroku – polska, załogowa wyprawa na Tytana byłaby finansowo jeszcze bardziej wydajna, a tak samo realistyczna).
Psychologicznie wydajemy się nieprzygotowani na zderzenie z rzeczywistością, w której garstka zdeterminowanych bandytów wodzi nas od dwudziestu lat za nos. Stąd skłonność do przyjęcia z ulgą założenia, że to złowrogi Kreml nami macha jak jakiś demon chwostem. Uspokaja i demotywuje, bo cóż zrobić wobec tak potężnych sił? Tysiące ludzi wyszły na ulice Moskwy z transparentami, a wśród nich jeden był wielce wymowny. Cytuję z pamięci i z góry przepraszam za obsceniczną treść: „Putin, zrobili cię w ch…”. To jest najcięższy zarzut, jak w Rosji można postawić carowi, bo car zrobiony w bambuko jest zwyczajnie śmieszny. „W bambuko” zrobiono w ciągu ostatnich dwóch lat „wiecznie żywych” (do czasu, jak się okazało) Kadafiego, Mubaraka, i Asada. Wesołej miny nie mają zapewne i bardziej odlegli „Chavezowie” tego świata, a więc cały zastęp kumpli Putina. Warto sobie z tego zdać sprawę i nie dać się usypiać opowieściami o „wszechmocnych” zbrodniarzach z Kremla. Nic za nas nic nie załatwi, nikt nam niczego nie da, chyba, że chcemy się już na zawsze uznawać za „upośledzonego człowieka Europy”, który potrzebuje fachowej i troskliwej opieki dorosłych.
Wydaje mi się – i niech to będzie kolejna z tez politycznych – że 10 kwietnia Gracz postawił na geopolitycznego konia Eurazji. Chyba przeszacował jego siłę, i możliwości kontrataku drugiej strony. Może się okazać, że to był koń trojański.
I na koniec oczywistość: droga do wyjaśnienia tragedii 10 kwietnia wiedzie jedynie przez odzyskanie podmiotowości Polaków, a potem przez odzyskanie państwa. Trzeba znaleźć nową formułę jednoczenia, a nie dzielenia.
ZB: Dziękuję Panu za rozmowę. Zdaje mi się, iż nie wyczerpaliśmy wszystkich problemów nurtujących nasze środowisko /-a. Czytelnicy postawią zapewne pytania, które tu nie padły. Proszę więc, by za 3 – 5 dni zechciał Pan kontynuować naszą rozmowę.
Rolex: To ja dziękuję, jestem do dyspozycji Pańskiej i Czytelników.