Wiersz dla uczczenia ofiar katastrofy smoleńskiej a właściwie dla pokrzepienia serc nas, którzyśmy zostali. Odwołanie się do głębokich warstw ludzkiego i narodowego sumienia.
Rok później.
Cóż mamy zrobić z naszymi ramionami rozpiętymi
pomiędzy codziennym krzątaniem się wśród sprzętów, terminów, odbieraniem poczty i wyprowadzaniem
psa a tym dławiącym krzykiem zranionego żurawia przemierzającego niebo w pogoni za utraconymi braćmi?
Cóż mamy zrobić z naszymi pustymi dłońmi, do których nie dano nam zebrać nawet grudki przyczółka
do zawiłej a może prostej prawdy o hekatombie?
Cóż mamy zrobić z naszymi pięściami zaciskającymi się bezwiednie na myśl o upokorzeniu
i lizusostwie wtłaczającym nas w lepkie bagno, gdy każdą kepę trawy odsuwa nam się bezceremonialnie
poza kulisy ?
Cóż mamy zatem zrobić z naszymi rękami na kształt poobcinanych wierzb, gdy w kierunku horyzontu
wiodą same zakręty?
Cóż mamy zrobić, gdy mgła obłudy, przemilczeń, upiornej mątwy wisi nad naszym krajem?
—————————————————————————————————————————–
Możemy tymi rękami, obrzmiałymi od bólu objąć się
Objąć się wzajem.
Mariusz Muskat – Anarchanioł