Bez kategorii
Like

Rogale, pączki trzy razy dziennie…

15/05/2011
546 Wyświetlenia
0 Komentarze
7 minut czytania
no-cover

Wyzwanie dla wyobraźni. Antoni Pfitzner zaczyna w roku 2000. Dokąd doszedł w 2011 roku?

0


 

Zbiegając lekko ze schodów na chwilę zatrzymał się na pierwszym piętrze i zajrzał do eleganckiej czytelni gazet, gdzie nad poranną kawą i najświeższymi wiadomościami pochylało się już kilku stałych bywalców. Wyszedł przed kamienicę, rozejrzał się ciekawie wokół siebie. Bimby dzwoniły, kopyta końskie stukały o bruk, słychać było pokrzykiwania woźniców. Poranny ruch nabierał tempa, przechodnie na chodniku, na jezdni, wychodzący z magazynów, gdzieś zmierzający za swoimi sprawami. Wczoraj wrócił z Mogilna do Poznania, jeszcze nie przyzwyczaił się do odgłosów wielkiego, bez mała siedemdziesięciotysięcznego miasta. Był piątek 24 września 1886 roku. Zapowiadał się ładny, słoneczny dzień. Nim nałożył czapkę wiatr rozwiał mu włosy. Raźnym krokiem ruszył w kierunku Placu Wilhelmowskiego,  aby zameldować swoje przybycie w Urzędzie Meldunkowym zgodnie z wymaganiami pruskich władz.  Po załatwieniu formalności wrócił na Stary Rynek. Stanął naprzeciwko trzypiętrowej kamienicy pod numerem 6,  patrzył dłuższą chwilę na znajdujący się nad wejściem do kawiarni szyld: A. PFITZNER.

Przymknął oczy i pomyślał: a gdyby tak na tym szyldzie znalazł się napis W. Rembikowski?

 

Cukiernia Pfitznera po lewej stronie. Widokówka z ok 1900 roku, gdyż widać tramwaje elektryczne.
 
Ktoś go potrącił, szybko przeszedł na drugą stronę ulicy z mocnym postanowieniem, że zrealizuje swoje marzenia. W końcu jest młody, zdrowy, zdolny. Ma dwie ręce, otwartą głowę, chęć do nauki, świat stoi przed nim otworem. Będzie się uczyć, będzie oszczędzać, by zebrać kapitał na założenie interesu. Jest na dobrej drodze, w końcu udało mu się dostać na półroczną praktykę czeladniczą  do samego mistrza  Antoniego Pfiztnera – właściciela najlepszej i najstarszej poznańskiej cukierni.
 
Doskonale znał historię swojego pryncypała i jego nauki zawodu właśnie w tym miejscu u szwajcarskiego cukiernika Rudolfa Vasalliego, gdzie któregoś poranka 1840 roku przyprowadziła go matka – wdowa z bardzo ograniczonymi dochodami i wyprosiła u mistrza możliwość terminowania syna tylko za posługę. Czternastolatek sprzątał, czyścił sprzęty kuchenne, dbał o porządek, w nocy pilnował pieca, by nie zgasł a w dzień usługiwał gościom i podpatrywał cukierników. Był bystry, pilny, dokładny a przy tym ciągle uśmiechnięty, więc w przepisowym terminie trzech lat wyzwolił się na czeladnika z wynikiem celującym. Zaopatrzony w listy polecające odbył praktyki u najlepszych cukierników w Berlinie, Wrocławiu i Warszawie. Dalej bez kapitału, lecz z solidną wiedzą i wiarą w sukces w roku 1849 wynajął przy Wrocławskiej 14 mały pokoik, gdzie otworzył cukiernię na miarę lokalu i funduszów, którymi dysponował. Parę stolików i krzeseł, sosnowa, ciemno bejcowana lada, na której pyszniły się wypieki poukładane na talerzach a pod ścianą półki ze karmelkami w słojach., trzy wazoniki z papierowymi kwiatkami dla ozdoby. Wśród tej chudoby kręcił się młody, zwinny i zawsze wesoły gospodarz. Postawił na cenę, jakość i na reklamę. Niebawem musiał powiększyć lokal a dla klientów z miasta, kupujących na wynos, otworzył niewielką wytwórnię cukierków i czekolady.
 
Ogłoszenia z Dziennika Poznańskiego 1859
 
Po dziesięciu latach Antoni Pfiztner dysponował takim kapitałem, który pozwolił mu na wykupienie od swojego mistrza Vasalliego całej kamienicy wraz z cukiernią  przy Starym Rynku 6. Nie poprzestał na tym.  Od podstaw przebudował piwnice kamienicy. W jednej części urządził przytulną winiarnię, zwaną katakumbą, gdzie rojno było w dzień i w nocy, drugą zaś przeznaczył hurtowy skład win w oparciu o własne winnice w Mád na Węgrzech.
 
Zatem i on, Wojciech musi się dużo nauczyć. Receptury ciast, ciasteczek, marcepanów, tortów, baumkuchów, pierników, lodów, cukierków, rogali, pączków, strucli, placków to dopiero pierwszy etap i ten ma w podstawach opanowany. Ważna jest organizacja pracy zespołu cukierników, źródła zamówień surowców, późniejsze ich przechowywanie, obliczanie zapotrzebowania na poszczególne wyroby, rachunkowość, reklama, wystrój sal, ich wyposażenie, obsługa kelnerska, sklep, obstalunki, wysyłka do klientów zamówionych wyrobów. No i aktywność na polu społecznym i obywatelskim,  zaangażowanie w pracę organiczną na rzecz kraju. Jego pryncypał należał wszak  do współzałożycieli Towarzystwa Przemysłowego w Poznaniu, przez wiele lat pełnił w nim stanowisko prezesa. Należał również do Towarzystwa Pożyczkowego przemysłowców poznańskich, Towarzystwa Kolonii Letnich Stella, które zajmowało się ubogimi dziećmi oraz Towarzystwa Młodzieży Kupieckiej. Choć był zamożnym przedsiębiorcą, nadal pozostał skromnym katolikiem, zaczynającym każdy dzień od uczestnictwa w mszy świętej, by potem do późnej nocy z młodzieńczą werwą i rzutkością oddawać się pracy zawodowej i społecznej.
 
Wojciech wyznaczył sobie cel, przyszedł czas go zrealizować. Pewnym krokiem wkroczył do kuchni.
 
PS.
Wojciech Rembikowski praktykę w cukierni Antoniego Pfiznera zakończył 11 maja 1887.
 
Antoni Pfitzner (1826 – 1887). Fotografia nagrobna.
Dnia 2 października tegoż roku jego pryncypał rozstał się z życiem. Żegnały go tysiące mieszkańców Poznania.

 

 

 

0

Ewa Rembikowska

Spojrzenie na wspólczesnosc przez pryzmat historii mojej wielkopolskiej rodziny.

127 publikacje
1 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758