Andrzej Owsiński 27/28 marca 1945 aresztowanie „szesnastu” Pan „Rybitzki” /sądzę że to pseudonim/ napisał że jest to 75 rocznica „wielkiej naiwności”. Można oczywiście i tak potraktować gotowość do rozmów z Sowietami ze strony przedstawicieli władz podziemnych w Polsce. Dzisiaj już wiemy że sytuacja Polski po „Jałcie” była całkowicie klarowna: – zostaliśmy oddani do dyspozycji Stalina, a zapiski o „demokratycznych” wyborach należało potraktować wyłącznie jako ozdobniki tej decyzji. W tych okolicznościach jedyną odpowiedzią na sowieckie zaproszenie do rozmów było odesłanie tego zaproszenia do legalnego polskiego rządu w Londynie, jako jedynego upoważnionego przedstawiciela państwa polskiego do prowadzenia kontaktów międzynarodowych. Próby rozwiązań lokalnych współpracy władz polskich z Sowietami kończyły się regularnie aresztowaniem wojewódzkich delegatów rządu i pod tym względem nie było […]
Andrzej Owsiński
27/28 marca 1945 aresztowanie „szesnastu”
Pan „Rybitzki” /sądzę że to pseudonim/ napisał że jest to 75 rocznica „wielkiej naiwności”. Można oczywiście i tak potraktować gotowość do rozmów z Sowietami ze strony przedstawicieli władz podziemnych w Polsce.
Dzisiaj już wiemy że sytuacja Polski po „Jałcie” była całkowicie klarowna: – zostaliśmy oddani do dyspozycji Stalina, a zapiski o „demokratycznych” wyborach należało potraktować wyłącznie jako ozdobniki tej decyzji.
W tych okolicznościach jedyną odpowiedzią na sowieckie zaproszenie do rozmów było odesłanie tego zaproszenia do legalnego polskiego rządu w Londynie, jako jedynego upoważnionego przedstawiciela państwa polskiego do prowadzenia kontaktów międzynarodowych.
Próby rozwiązań lokalnych współpracy władz polskich z Sowietami kończyły się regularnie aresztowaniem wojewódzkich delegatów rządu i pod tym względem nie było wątpliwości że nie uznają oni żadnych polskich władz.
Wprawdzie można było sądzić wówczas że uchwały jałtańskie zmienią nastawienie sowieckie i że Sowiety poszukują jakiejś wygodnej dla siebie drogi do ugodowego załatwienia sprawy.
„Dogadanie się” z władzami krajowymi było znakomitą okazją do ostatecznego załatwienia problemu ustanowienia legalnych władz w Polsce.
Istnienie jedynej, legalnej polskiej reprezentacji w Londynie uznawanej przez wszystkich aliantów przy równocześnie istniejącym „rządzie tymczasowym” uznawanym wyłącznie przez Sowiety wymagało jak najszybszego uregulowania.
Dla przedstawicieli władz podziemnych nie posiadających pełnej wiedzy na temat stanu faktycznego sprawy polskiej, pojawiła się /w przekonaniu większości/ okazja do odegrania ważnej roli w ustanowieniu nowych stosunków z Sowietami i uzyskania dla Polski dogodniejszych rozwiązań, aniżeli te które były akceptowane przez władze lubelskie.
Wszystko to jednak było związane z faktem kapitulacji wobec Sowietów.
Dla Sowietów był to zawsze sukces polityczny wskazujący na możliwość potwierdzenia „oderwania” rządu londyńskiego od rzeczywistego nastawienia narodu reprezentowanego przez władze krajowe.
Nie skorzystały z tej okazji woląc iść na rozwiązanie siłowe wystawiając przy tym na próbę stopień zaangażowania aliantów nie tylko w sprawy polskie, ale w ślad za tym i całość podbitych przez bolszewików części Europy.
Na jakimkolwiek uznaniu swego stosunku do Polski ze strony polskiego narodu najwyraźniej Sowietom nie zależało.
Można to potraktować jako błąd polityczny gdyż reakcja, a właściwie brak reakcji, ze strony aliantów była i tak do przewidzenia.
Churchill nie tylko że podkreślał że dla Polski nie będzie się bił z Sowietami, ale wprost odmówił uznania integralności terytorialnej Polski i twierdził że Sowiety mają prawo życzyć sobie przychylnego im rządu w Polsce.
Oblicze „szesnastki” zostało uratowane przez Sowiety przez wiarołomne ich potraktowanie i osądzenie.
Przecież wszystkim było wiadomo że minimum sowieckich wymagań od rozmówców było uznanie zmian granic, dopuszczenia ich agentury do rządu i zaakceptowania ich stanowiska w sprawie Katynia.
W sumie są to warunki wyczerpujące znamię zdrady narodowej.
Na tym tle „naiwność” jawi się jako zupełnie drugorzędna sprawa.
Ktoś postawił zarzut autorowi i komentatorom że nie żyli wówczas i nie mogą w związku z tym zestawiać swojego zdania ze stanowiskiem wówczas reprezentowanym przez uczestników kontaktów z Sowietami.
Tak się składa że jestem jednym z nielicznych świadków owych wydarzeń.
Po ucieczce z obozu wylądowałem w grudniu 1944 roku pod Warszawą, z uwagi na odnowienie rany w nodze miałem trudności z chodzeniem i dlatego byłem zmuszony do chwilowego zrezygnowania z czynnego uczestniczenia w walce zbrojnej z Niemcami, która zresztą była już w trakcie wygasania.
Natomiast nawiązałem kontakty z władzami cywilnymi państwa polskiego działającymi na pół jawnie, jak np. komisja dla spraw ratowania polskich dóbr kultury prowadzona przez prof. Lorentza.
Już po wejściu Sowietów na teren lewobrzeżnej Wisły rozpoczęły się poszukiwania możliwości nawiązania kontaktów z sowieckimi władzami.
Miałem o tym wiadomości zarówno od mego wuja Anatola Łopuszańskiego zaangażowanego w KWC /Kierownictwo Walki Cywilnej/, jak i Stemler – Dąbskiego i innych. Zatem list Pimienowa nie był napisany jako otwarcie do rozmów, ale był rezultatem uprzednich kontaktów.
Na tle ówczesnej rzeczywistości te wszystkie zabiegi napawały mnie nieukrywanym obrzydzeniem i dlatego jak tylko noga mi jako tako wydobrzała, udałem się na wschód meldując się u mego dowództwa.
„Legalizm” nie pozwalał na jakiekolwiek rozmowy z okupantem jak tylko przez rząd, niezależnie jednak od tego nastawienie Polaków walczących o naszą niepodległość i byt narodowy od 1939 roku uniemożliwiało tego typu postawę kapitulancką wobec wroga który z pozycji nr 2 przechodził właśnie na pozycję nr 1.
Doświadczenie historyczne wykazało niezbicie że pójście na ugodę z Sowietami nie tylko niczego nam nie dało, lecz wprost przeciwnie, namnożyło ofiar.
Pokorne poddanie się zdradzie aliantów i uzyskane rezultaty nie wpłynęło na zmianę
ich stanowiska.
Trzeba było dopiero zagrożenia Niemiec i Europy zachodniej żeby Churchill, współwinny Jałty, obudził się za „żelazną kurtyną”.