W kontekście tzw. dzikiej reprywatyzacji w Warszawie wiele się mówi o roli prawników urzędników i sądów, całkowitym milczeniem pomijając kwestie historyczne.
Mam nieodparte wrażenie, że przy szacowaniu skali strat na „nawet kilka miliardów złotych” brana jest tylko obecna wartość rynkowa nieruchomości. Całkowite pominięcie historii Warszawy może jednak skutkować po pierwsze drastycznym zaniżeniem skali strat, po drugie – zastosowaniem niewłaściwych paragrafów. O ile bowiem tzw. dekret Bieruta, nacjonalizujący grunty a w praktyce również kamienice niewątpliwie był draństwem, o tyle w kontekście historycznym tzw. reprywatyzacja warszawska znacznie podniosła tu poprzeczkę.
Po ostatecznej kapitulacji Powstania Warszawskiego 2 X 1944 r. „specjalne oddziały niemieckie przystąpiły na rozkaz Hitlera do całkowitego zburzenia Warszawy. Spalono i wysadzono w powietrze 80% budynków. Całkowitemu zniszczeniu uległa większość fabryk, zabytków kultury, majątku i pamiątek osobistych mieszkańców” [W. Roszkowski, Najnowsza historia Polski 1914 – 1945, Warszawa 2003, s. 597.] Wojska sowieckie i polskie „wyzwoliły” Warszawę 17 stycznia 1945 r.
16 VIII 1945 r. w Moskwie podpisana została umowa graniczna między Polską (PKWN) a ZSRR. „Umowa polsko – radziecka precyzowała też zasady wynagrodzenia szkód wojennych spowodowanych przez Niemcy w Polsce. Zgodnie z postanowieniami poczdamskimi Polska miała bowiem otrzymywać odszkodowania wojenne za pośrednictwem ZSRR. Podczas rozmów na Kremlu Mołotow orzekł, że z sumy reparacji należnych Polsce trzeba odliczyć 6 mld dolarów jako różnicę w wartości majątku nabytego przez Polskę na zachodzie i utraconego na wschodzie. Gdy Mikołajczyk zaznaczył, że Rosjanie wywieźli z Ziem Zachodnich i Północnych większość fabryk, majątku ruchomego i inwentarza, Mołotow machnął ręką twierdząc, iż wartość urządzeń zdemontowanych tam wyniosła tylko 500 mln dolarów. W umowie z 16 VIII ZSRR godził się „odstąpić” Polsce ze swej części reparacji 15% wszystkich dostaw z radzieckiej strefy okupacyjnej oraz 15% kompletnych i nadających się do użytku przemysłowych dóbr kapitałowych z zachodnich stref okupacyjnych Niemiec. Przy oczywistym braku kontroli podstawy tego rachunku ze strony polskiej rząd w Warszawie musiał odtąd godzić się z każdą, dowolnie niską częścią odszkodowań, które Kreml zechciał Polsce darować. Bierut i Minc zgodzili się też na przejęcie przez ZSRR 51% udziałów w przedsiębiorstwach otrzymanych na Ziemiach Zachodnich i Północnych” [W. Roszkowski, Najnowsza historia Polski 1945 – 1980, Warszawa 2003, s. 24 – 25.]. Pakiet kontrolny oznacza nie tylko zarządzanie, ale również dywidendę, co w przypadku dotowanych przez PRL przedsiębiorstw sprowadza się do jednego – przysłowiowego dojenia.
Warto tutaj podkreślić, że w umowie nie uwzględniono grabieży i zniszczeń, jakich dokonywała „wyzwalająca” Polskę Armia Czerwona, zaś biorąc pod uwagę „kreatywną księgowość” podwładnych Stalina można śmiało stwierdzić, że otrzymane odszkodowania w mikroskopijnym stopniu pokrywały straty. O ile w ogóle cokolwiek pokrywały.
Tym samym staje się jasne, że ciężar odbudowy Warszawy ze zniszczeń wojenny poniósł naród Polski. Niektórzy mają jeszcze w domach obowiązkowo kupowane „cegiełki” na odbudowę stolicy. Dodając do tego koszty utrzymania budynków, roszczenia reprywatyzacyjne czy odszkodowawcze stają się co najmniej wątpliwe.
Ale na tym nie koniec. Część roszczeń reprywatyzacyjnych wysuwana była w imieniu właścicieli żydowskich. Tymczasem 16 lipca 1960 r. pomiędzy rządem PRL i USA została zawarta tzw. umowa indeminizacyjna, na mocy której Polska wypłaciła odszkodowania za przejęte mienie żydowskie obywatelom USA. Podobne umowy zostały zawarte z: Wielką Brytanią, Francją, Kanadą, Włochami, Szwecją, Danią, Lichtensteinem, Holandią, Grecją, Norwegią, Belgią i Luksemburgiem i Szwajcarią.
A zatem w telegraficznym skrócie: Polska została najechana i zburzona; nie otrzymała reparacji wojennych, własnymi siłami odbudowała zniszczoną w 80% stolicę, wypłaciła odszkodowania, by po latach zwracać „mienie” bądź wypłacać odszkodowania. Reprywatyzacja? Czemu nie. Ale najpierw zwrot kosztów z odsetkami.