W dniu dzisiejszym, tj. 03 września br. „mój” dzielnicowy pełnił dyżur pod szkołą. Pilnował bezpieczeństwa maluchów. Szłam w z psami na spacer. Przeszłam tuż za pasami, jak codziennie od 30 lat. Nigdy nie byłam za to zatrzymywana bo w tych godzinach, po 9-tej, ruch w tym miejscu jest żaden. Na oczach dzielnicowego rozglądałam się dziesiątki razy i weszłam na jezdnię kiedy nie jechała żaden samochód. Nie stworzyłam więc zagrożenia w ruchu drogowym.
Nagle słyszę przeraźliwy gwizd i machanie ręką abym podeszła. Zostałam „wylegitymowana”, pisze w cudzysłowie bo dzielnicowy znał na pamięć numer mojego pesel, imiona rodziców, adres. Zapytała się tylko o imię i nazwisko. Dzisiejszą „rozmowę” z łączę z wydarzeniami jakie miały miejsce w dniu 14 maja br, kiedy to Policja przekraczając swoje uprawnienia napadła na mnie i trzymając, jeden za kurtkę, drugi za prawe przedramię wyrwała mi psa wraz ze smyczą. Nie muszę dodawać, że funkcjonariusze nie mieli stosownych upoważnień do odebrania mi zwierzęcia a wszystko dokonało się na zlecenie prozwierzęcej fundacji Ostatnia Szansa i jej prezesa Ewy Wiśniewskiej. Sprawa, po początkowym umorzeniu śledztwa ponownie wróciła do Prokuratury. Śledztwo toczy się z par. 231 KK, o przekroczenie uprawnień funkcjonariuszy i innych. Mają się zatem za co mścić. Widać z tego, że Policjanci mają niezłe kłopoty a dzielnicowy bardzo się z nimi solidaryzuje. Zastanawia mnie tylko jakie jeszcze represje mogą mnie spotkać za to, że śmiałam wystąpić przeciwko Policji. Czy mogę czuć się bezpiecznie na ulicach Warszawy.
Z poważaniem
Teresa Lissowska