Czy prawica zajmująca się bieżącą polityką jest gotowa, by odważnie wznieść sztandar repolonizacji banków?
Cytat z bankowej propozycji Stefana Kawalca już zrobił pewną karierę. Został tu i ówdzie zauważony, jest komentowany szczególnie po ujawnieniu go przez publicystę ekonomicznego "Rzeczpospolitej".
Przypomnijmy: "Rozsądne byłoby stopniowe doprowadzenie do odwrócenia obecnej struktury, w której banki zależne od zagranicznych instytucji finansowych posiadają około 2/3 aktywów sektora w Polsce, a udział banków kontrolowanych lokalnie wynosi zaledwie około 1/3 (…) Kawalec proponuje, by polskie aktywa bankowe wielkich światowych grup finansowych wykupił m.in. lokalny bank prywatny o kompetentnym zarządzie czy bank kontrolowany przez Skarb Państwa (mający docelowo rozproszoną strukturę akcjonariatu). "
Przy pokazji przypomnijmy, kto zacz ów Stefan Kawalec. Za prostą Wikipedią: W 1989 rozpoczął współpracę z Leszkiem Balcerowiczem w Ministerstwie Finansów, był współtwórcą tzw. planu Balcerowicza. Do 1991 pełnił funkcję dyrektora generalnego w tym resorcie i jednocześnie głównego doradcy ministra. Od 1991 do 1994 zajmował stanowisko wiceministra finansów. W latach 1994–2002 pełnił funkcję dyrektora ds. strategii oraz szefa doradców w Banku Handlowym. W latach 2002–2003 był wiceprezesem zarządu Commercial Union Polska, zaś od lipca 2003 do czerwca 2006 zajmował stanowisko dyrektora ds. strategii grupy PZU.
Były minister i jeden z czołowych menedżerów sektora finansowego w naszym kraju proponuje ni mniej, ni więcej, ale kontrrewolucję własnościową. Rewolucją była pospieszna i dokonywana po promocyjnych cenach sprzedaż banków państwowych zagranicznym korporacjom bankowym. Długo by o tym pisać, ale zauważmy obecnie dwie ciekawostki. Po pierwsze, nie wszystkie krajem postkomunistyczne przeszły tę drogę, bo chlubnym wyjątkiem była Słowenia, w której poczekano kilkanaście lat na wzrost krajowego prywatnego biznesu i dopiero z jego udziałem rozpoczęto prywatyzację sektora bankowego. Po drugie, gwoli uczciwości historycznej, to nie rządy postkomunistów, ale Jerzego Buzka był smutnym championem procesu przyspieszonej wyprzedaży.
Dopiero po latach ówcześni zapaleńcy kapitalizmu transnarodowego dostrzegli, że nie są gospodarzami finansów we własnym kraju. Nawet zdolni czy wybitni menedżerowie poczuli, co to znaczy nie być właścicielem, ale wyrobnikiem. Kryzys naszego czasu pokazał, że polskie decyzje najlepiej podejmować w Warszawie, bo w innych stolicach są inne priorytety. Trochę jeszcze brakuje do przyznania, jakim to ciężkim frajerem się było, lecz może pewnego pięknego dnia i to nastąpi…
Co jednak z apelem Kawalca? Zostanie fanaberią niesfornego postliberała o solidarnościowym życiorysie? Stanie się polemicznym straszakiem ekspertów opozycyjnych wobec aktualnego rządu? A może powinien stać się żywotnym i kluczowym postulatem polskiej prawicy?
Żywotnym i kluczowym to znaczy, że wypisanym na sztandarach, rozpisanym na szczegółowe kroki prawne i głoszonym na serio jako plan do realizacji. Renacjonalizacja sektora bankowego poprzez przymusowy wykup po adekwatnej cenie jest i tak łagodnym postulatem. Nie chodzi o bolszewickie upaństwowienie, ale wykup w celu realizacji interesu publicznego tak, jak wykupuje się prywatne działki przy budowie publicznej drogi. Oczywiście w tej sytuacji cena nie może być horrendalna, bo w sprawie waży interes publiczny. Sam zaś zakup banków polskich przez zagraniczne dokonywał się w dużej kontrowersji społecznej i politycznej, stąd ryzyko ówczesnych zakupów powinno obciążać kupującego.
Czy prawica zajmująca się bieżącą polityką jest gotowa, by odważnie wznieść sztandar repolonizacji banków?
"absolwent polonistyki i filozofii KUL, posel na Sejm w latach 2001-07, przewodniczacy Komisji Gospodarki oraz tzw. bankowej komisji sledczej, obecnie przedsiebiorca i menedzer oraz wspólzalozyciel Stowarzyszenia "Przejrzysty Rynek"