Rocznica rzezi wołyńskiej przeszła na Ukrainie niemal niezauważona. Lektura ukraińskich publikacji na tematy związane z historią OUN-UPA prowadzi do konstatacji, że dla polskich ofiar tej formacji niemal nie ma miejsca w ukraińskiej świadomości. Z jednej strony apologeci nacjonalistów są ślepi na zbrodnie swych bohaterów, z drugiej strony polskie ofiary nie są potrzebne ukraińskim zwolennikom sowieckiej spuścizny do oceny upowców jako "pomocników Hitlera". Większość Ukraińców prawdopodobnie nie wie nic o losie Polaków na zachodnioukraińskich ziemiach podczas II wojny światowej, czego chyba najbardziej jaskrawym przykładem była informacja portalu zaxid.net o obchodach "polsko-ukraińskiego powstania na Wołyniu".
Poniżej zamieszczam obszerne fragmenty trzech artykułów z portali ukraińskich odnoszących się mniej lub bardziej wprost do rocznicowych uroczystości w Polsce. Dwa pierwsze przedstawiają charakterystyczny dla gloryfikatorów UPA schemat myślenia (niestety liczący się na Ukrainie), pełny przekłamań i relatywizacji (z tego powodu musiałem opatrzyć je komentarzami). Trzeci artykuł jest rzadkim przykładem trzeźwego spojrzenia, jakiego ze świecą można szukać w publikacjach naszych wschodnich sąsiadów. Oby takich głosów pojawiało się więcej.
__________________
Warszawa może oskarżyć Ukraińców. Znowu ręka Moskwy?
Z Polski nadeszła wielce nieprzyjemna dla Ukrainy wieść. 6 lipca prawicowe partie polskiego Sejmu spróbują podjąć uchwałę o „ludobójstwie na Polakach i Ukraińcach oraz zbrodniach OUN i UPA". (…) Uchwała może ujrzeć światło dzienne 6 lipca na 65-lecie tak zwanej wołyńskiej tragedii.
W tym czasie w Moskwie stała się znamienna rzecz. Federacyjna Służba Bezpieczeństwa ujawniła dokumenty mające świadczyć o krwiożerczości UPA, a szczególności o tym, że we wsi Mogielnica w obwodzie tarnopolskim w końcu 1944 roku „banda ukraińsko-niemieckich nacjonalistów" dokonała masowego wymordowania i wyniszczenia spokojnej, w głównej mierze, ludności polskiej, co również ma związek z wołyńską tragedią.
Trzeba powiedzieć, że zdarzenia zwane wołyńską tragedią, odbywały się w latach 1943-1944, gdy Ukraińcy i Polacy wyniszczali się wzajemnie. W polskich podręcznikach historii mówi się, że winę za to ponoszą ukraińscy nacjonaliści pod przewodem Stepana Bandery, którzy postanowili oczyścić Wołyń z Polaków, wyprzeć ich za granice ukraińskiego terytorium [1]. A Ukraińcy twierdzą, że walka odbywała się przeciw kolaborantom, którzy pomagali hitlerowcom – a wówczas kierownictwo Armii Krajowej oskarżyło Ukraińców o sprzyjanie Niemcom. Konflikt rozrósł się do rozmiarów krwawej rzezi, podczas której, według polskich oficjalnych źródeł, zginęło sześćdziesiąt tysięcy Polaków i dwadzieścia tysięcy Ukraińców [2]. Tymczasem Ukraińcy uważają, że Polacy umniejszają ilość zabitych Ukraińców [3]. Kierownik kijowskiej Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów Bohdan Czerwak napisał książkę „Bitwa o Wołyń", w której zaznaczył, że Polacy byli dla Ukraińców na Wołyniu takimi samymi okupantami jak Niemcy czy Sowieci i dlatego, jak mówi, rozpoczęła się walka o uwolnienie Wołynia od polskich okupantów i niezależność Ukrainy. Słowem, podejścia każdej ze stron kardynalnie różnią się od siebie.
(…)
Aktywność FSB w ujawnianiu archiwalnych dokumentów można by przyjąć, ponieważ prawda jest nam potrzebna, jakakolwiek by ona nie była. Ale dziwna rzecz: z jakiegoś powodu ten krok rosyjskiej specsłużby przypadł na czas wydarzeń w Warszawie. Rzecz w tym że polskie kierownictwo niejednokrotnie nazywało siebie adwokatem Ukrainy w Europie. Nasz zachodni sąsiad jest zainteresowany wejściem Ukrainy do struktur europejskich, prócz tego, do NATO i w każdy sposób wspiera nas na tym szlaku. A Moskwa, która jest przeciwnikiem naszych euroatlantyckich dążeń, byłaby wielce zainteresowana skłóceniem Kijowa i Warszawy. Zbieg zdarzeń w Warszawie i w Moskwie daje podstawy dla pewnych przypuszczeń. Czy rosyjscy dyplomaci wraz z FSB nie przyłożyli ręki do tego, by znowu uaktywnić polskich posłów? Jeśli raptem oświadczenie o ludobójstwie przejdzie, to z Kremla wyjdzie jeszcze niejeden argument co do odkrycia „ukraińskich burżuazyjnych nacjonalistów". A taka uchwała Sejmu może stać się pierwszym pęknięciem w ukraińsko-polskich stosunkach. A bez poparcia Polski plany Kijowa odnośnie europejskiej integracji staną się znacznie mniej realistyczne. Kreml tylko na to czeka.
"Deń", 27 czerwca 2008, Jurij Łukanow, http://www.day.kiev.ua/203514/
Tłumaczenie: autor bloga.
__________________
Wołyń jako szczepionka przeciwko historycznej amnezji
W Polsce na szczeblu państwowym obchodzono 65-tą rocznicę wydarzeń na Wołyniu. Pomimo prób niektórych sił politycznych w Polsce, aby przekształcić tą datę w kampanię mającą na celu zdyskredytowanie ukraińskiego ruchu narodowego-wyzwoleńczego, ostatnie wydarzenia pokazały, że oficjalna Warszawa nie zamierza pogarszać stosunków polsko-ukraińskich. (…)
Wydaje się, że w tym momencie można postawić kropkę i wyrazić zadowolenie, że ukraińsko-polskie stosunki są tradycyjnie przyjazne. Jednak obchody w Polsce 65-tej rocznicy wydarzeń na Wołyniu nie zdjęły z porządku dnia co najmniej dwóch nadal aktualnych kwestii: dlaczego "wołyńska tragedia" z 1943 roku jest wykorzystywana do eskalacji napięcia między Ukrainą i Polską i czy Ukraina jest gotowa do tego, czy postrzegać wołyńskie wydarzenia nie tylko jako część historii ojczyzny, ale również jako czynnik nowoczesnej polityki pamięci narodowej?
(…)
Jeżeli jednak dokonamy podsumowania, możemy sformułować kilka wniosków, które powinny krystalizować stanowisko Ukrainy. Po pierwsze, tragiczne wydarzenia w Wołyniu mają bezpośrednie znaczenie dla całej historii polsko-ukraińskich stosunków, w szczególności – Polacy próbowali zbrojnie opanować etniczne ukraińskie ziemie i umocnić na nich polską państwowość. Główną motywacją do działań odwetowych była chęć ukraińskiej strony, aby uwolnić terytorium Wołynia od sił okupacyjnych, w tym od Armii Krajowej [4], która Wołyń uważała za część Polski. Po drugie, pomimo wielkości i charakteru krwawej konfrontacji, OUN i UPA nie przenosiło walki wyzwoleńczej walki na terytorium, tradycyjnie uważane za polskie [5]. W związku z tym nieodpowiednie jest używanie takich terminów, jak ludobójstwo, czystki etniczne, którymi często posługuje się stronie polska, a także czasami i niektóre kręgi polityczne na Ukrainie, ponieważ nie odpowiadają one istocie konfliktu i międzynarodowym definicjom tych pojęć [6].
(…)
Jest oczywiste, że prawdziwemu pojednaniu naszych krajów szczególnie szkodzi antyukrainska histeria, którą od czasu do czasu rozpętują określone kręgi polityczne w Polsce. Za przykład może posłużyć wydanie przez stronę polską książki Władysława i Ewy Siemaszko "Ludobójstwo ludności polskiej dokonane przez ukraińskich nacjonalistów na Wołyniu w latach 1939-1945 ". Ta książka jest czytana przez szerokie czytelnicze audytorium, w tym młodzież, i jest zalecana do wykorzystania dla szkół w Polsce.
Oczywiste, że dla strony ukraińskiej niedopuszczalne są oświadczenia składane przez poszczególne polskie osobistości, mówiące, że uznanie OUN i UPA na Ukrainie będzie postrzegana w Polsce "jako głęboka niesprawiedliwość". Ciekawe, jaka będzie reakcja społeczeństwa Polski, jeżeli Ukraina złoży podobne oświadczenie w sprawie Armii Krajowej lub innych formacji Polski podziemnej, walczących w czasie II wojny Światowej z okupantem w Polsce? [7]
Ze swojej strony Ukraina musi wreszcie rozwiązać problem OUN i UPA. W tej sytuacji jest to publiczne bezwarunkowego państwowe uznanie tych i innych ukraińskich sił zbrojnych, które podczas II Wojny Światowej walczyły o niezależność Ukrainy.
(…)
Na koniec nasuwa się następujący wniosek: musimy nauczyć się twardo bronić własnej prawdy historycznej [8], o czym świadczą wydarzenia związane z obchodami 65-tej rocznicy wołyńskiej tragedii, okazuje się, ze historyczne zaszłości mają znaczący wpływ na teraźniejszość i przyszłość Ukrainy.
„Deń", Bohdan Czerwak, 8 sierpnia 2008, http://www.day.kiev.ua/205699/
Wolne tłumaczenie W.Tokarczuk
__________________
Ukraina albo śmierć
Czy możemy sobie pozwolić właśnie teraz na szeroką dyskusję o OUN – UPA? Wydawałoby się, że po uzyskaniu niepodległości wyjaśnienie historycznej prawdy będzie priorytetem ukraińskiego społeczeństwa. Jednak ton i argumentacja całej serii publikacji oraz państwowa polityka pamięci świadczą, że adekwatne opracowanie tego okresu na razie jest ponad nasze siły. A poważna społeczna i naukowa dyskusja, zainicjowana bodajże tezami Jarosława Hrycaka w 2003 roku nie była kontynuowana.
Społeczeństwo jest dość mocno podzielone między dwoma rzeczywiście antagonistycznymi wersjami wydarzeń: demonizacji ukraińskiego nacjonalizmu i powstańczego ruchu z jednej strony, i jego naiwnej idealizacji z drugiej. Jak zawsze w takiej sytuacji, trudno jest nazwać rzeczy po imieniu. (…) w największym stopniu przyczyniły się do tego, według mnie, dwa czynniki: spadek po Związku Sowieckim i – po (ukraińskim) nacjonalizmie.
I chociaż korekty w światopogląd sowiecki wniosło częściowo samo życie, to obciążenie ideami nacjonalizmu nadal pozostaje nie uzmysłowione. Co więcej, na tle światopoglądowych i etycznych niedoborów nacjonalizm nabrał osobliwego powabu, a z punktu widzenia "sukcesów" sąsiadów, zwłaszcza Rosji i Kazachstanu – w ogóle wydaje się receptą na sukces w współczesnym świecie, finalnie dopełniającym ukraińskie społeczeństwo.
Powiadają, że ocena działalności OUN, UPA w znacznej mierze zależy od naszego zrozumienia, czym jest nacjonalizm. Z jednej strony, na samym początku nacjonalizm był tą decydującą siłą, która sankcjonowała walkę o niepodległość, a teraz jest podobno fundamentem współczesnej Ukrainy. I na tej płaszczyźnie nacjonalizm nawiązuje do ruchów wyzwoleńczych i pozytywnie odbieranego patriotyzmu. Z drugiej strony – i o tym nam teraz rozmawiać jest bardzo trudno – w imieniu ukraińskiej nacji zostały popełniane zbrodnie.
(…)
Jak by nie odżegnywali się zwolennicy nacjonalizmu od sowieckiej rzeczywistości, ich interpretacja nacjonalistycznego podziemia i państwa jest na wskroś SOWIECKA, bo symetrycznie powiela wszystkie sowieckie schematy. Przy wszystkich zapewne szczerych próbach bardziej dwustronnego wyjaśnienia roli UPA w kontekście "nowych" materiałów MUSI być jednoznaczna, wyłącznie pozytywna ocena, i co najbardziej chimeryczne – nieustająca heroizacja "swoich", włącznie z wykorzystaniem do bólu znanej sowieckiej frazeologii i pomnikowej stylistyki.
(…)
Swój do swego po swoje…
Pośród rozmaitości wersji nacjonalizmów można zauważyć jedną cechę wspólną: jego podstawowa zasada opiera sie na bezumownej lojalności z przedstawicielami własnej grupy etnicznej. Podstawowa solidarność z przedstawicielami własnego kolektywu ogólnie jest bardzo sympatyczna, wszak zawiera wiele zalet: wysoką zdolność mobilizacyjną, altruizm, solidarność. Jednak w sytuacji konfliktu nacjonalizm często zaczyna stosować podwójne standardy. Postępki własnego kolektywu a priori są przyjmowane jako jedynie słuszne a do tych postępków stale są dorabiane sofistyczne usprawiedliwienia.
Najbardziej "niepopularne" zaszłości, szczególnie stosowanie przemocy i terroru, są uzasadniane potrzebą "obrony" nacji, wyprowadzenia jej ze stanu socjalno-politycznego i kulturalnego kryzysu. Jednak sukcesy nacjonalizmu są iluzoryczne, ponieważ w kryzysowej sytuacji nacjonalizm jest skłonny do działania według zasady "cel uświęca środki". Osiągnięta takim działaniem "stabilizacja" i "potęga" zazwyczaj jest pozorna, ponieważ jest zbudowana na strategii palenia mostów. Brutalne ignorowanie praw człowieka i praw mniejszości narodowych powraca do takiego systemu bumerangiem wewnętrznych kataklizmów, ponieważ podwójny standard używany na użytek zewnętrzny staje się normą traktowania jakichkolwiek przejawów wewnętrznej opozycji. Przyczyny takich kryzysów przypisuje się zewnętrznemu wrogowi, lub znajduje się "winnych" wewnątrz kraju.
Paradoksalne, ale po pierwotnych obietnicach równości i niezależności, nacjonalistyczne środowiska instynktownie koncentrują się dookoła wodza i budują surową hierarchię. Uzurpacja władzy i ustanowienie totalitarnej kontroli nad procesami we wszelkich dziedzinach życia jest uzasadniana nadzwyczajnymi okolicznościami i pragnieniem konsolidacji kolektywu.
Wszystkie omówione tendencje wpłynęły również na kształtowanie się ukraińskiego nacjonalistycznego podziemia. W postanowieniach Wielkiego Zboru OUN z 28 stycznia – 2 lutego 1929 roku (…) czytamy: W czasie walki wyzwoleńczej tylko narodowa dyktatura (sic!), utworzona w drodze narodowej rewolucji, może zapewnić wewnętrzną siłę Ukraińskiej Nacji i jej największą odporność na zewnątrz". W tejże deklaracji wyraźnie wyznaczane są zasady rozwoju społecznego: "wykorzenienie wszelkich śladów panowania obcych nacji w dziedzinie kultury w psychice narodu" i wspieranie tych mitycznych przekazów, które "są związane z zdrowymi przejawami z przeszłości Ukraińskiej Nacji". Bezsprzecznie, mają rację ci, którzy uważają, że takie poglądy w międzywojennej Europie były powszechne i doprowadziły do władzy faszystowskie ruchy we Włoszech i w Niemczech. W tych czasach, podczas nasilania się tendencji autorytarnych, sytuacja Francji albo Polski znacznie różniła się od stanu spraw w Niemczech, jednak w swoim życiu Roman Szuchewycz mógł bez przeszkód robić karierę w biznesie, podobnie jak mogli żyć i pracować w Galicji liczni działacze ZURL i szeregu innych ukraińskich organizacji. (…)
Bezsprzecznie, jedną z przyczyn zaistnienia ukraińskiego nacjonalizmu była długotrwała dyskryminacja ukraińskiej społeczności i represje, dlatego dążenie do emancypacji Ukraińców dobitnie wyrażone jest we wszystkich dokumentach i działalności OUN. Jednak dla osiągnięcia swojego celu nacjonaliści byli gotowi na wszystko, zwłaszcza do wspomnianego "narodowego powstania". Z obecnej perspektywy czasowej trudno jest zrozumieć, na czym by miała polegać "narodowa rewolucja" na tak zróżnicowanej etnicznie Ukrainie Zachodniej. Jednak twierdzenia, że "na szlaku narodowej rewolucji nie może być przyjaznych spotkań i wspólnego marszu bojowników z niewolnikami", a ponadto, aby "podołać poważnym zadaniom zbudowania Ukraińskiego Państwa trzeba jeszcze pełniejszego zjednoczenia ukraińskich patriotów, usunięcia słabych duchem, zniszczenia zdrajców i sprzedawczyków", nie pozostawia szczególnych złudzeń co do tego, co nastąpi w trakcie nacjonalistycznej misji. Wydarzenia w czasie i po II Wojnie Światowej udowodniły, że taka bezkompromisowa postawa tylko pogłębiła tragedię Ukrainy.
Odzyskanie utraconego raju
Następnym elementem nacjonalistycznej ideologii jest irredentyzm, czyli idea odzyskania utraconych terytoriów, praw i wolności itp. Nierzadko takie dążenia są uzasadnione. Jednak przebywanie w stanie trwałej dyskryminacji zbyt łatwo pobudza wyobrażenia o "złotej dobie", ponadto skłania do odtworzenia idealnej narodowej "harmonii". Właśnie dlatego czystki etniczne i wysiedlanie polskich mieszkańców na Wołyniu nacjonaliści uważali i uważają za "naturalny" krok, "ustanowienie dziejowej sprawiedliwości". Z pozycji nacjonalistycznego światopoglądu taki krok wydaje sie najbardziej efektywnym, wszak można zrezygnować z konieczności długotrwałych i kłopotliwych negocjacji, które byłyby nie do uniknięcia przy pójściu na kompromis.
A więc o jakiejkolwiek solidarności z Polakami i Żydami nie mogło być nawet mowy. Ratowali ich rzadko zwykli ludzie i duchowni, sąsiedzi; przed podobnym problemem stoi także polska AK. OUN chociaż nie uważała Żydów za głównych wrogów, to jednak za "popleczników bolszewickiego reżimu". OUN – UPA mówiła o prawach mniejszości narodowych a zwłaszcza Żydów w 1943 roku, gdy "kwestia żydowska" była faktycznie "rozwiązana". Aby pozbyć się złudzeń co do internacjonalizmu OUN , warto trochę zapoznać się z protokołami Rady Seniorów, organu, który miał reprezentować interesy Ukraińców wobec władzy okupacyjnej, z 19 lipca 1941 roku, gdy omawiano kwestie żydowskie. Wśród wiodących ukraińskich działaczy panowała jednomyślność: Żydzi mieli podlegać wysiedleniu do gett, albo zniszczeniu, przy czym znany członek prowodu OUN Stepan Łenkawskij, zgadzający się ogólnie z tymi propozycjami, doradzał jedynie zachować tych Żydów, którzy są "pożyteczni" i mają autorytet wśród Ukraińców, a także ludzi pochodzących z rodzin mieszanych.
Mechanizmy wiktymizacji
Znany turecki psychoterapeuta Wamir Wołkan, który pracował jako mediator w wielu kryzysowych sytuacjach na całym świecie, a zwłaszcza w Palestynie i w Kosowie, stwierdza: w warunkach, gdy realizacja separatystycznych dążeń z różnych powodów, na przykład ze względu na większe dochody grupy panującej, jest niemożliwa, w społeczności może rozwinąć się wiktymizacja, inaczej mówiąc kompleks ofiary. Podczas gdy w społeczeństwach normalnie nie pozostających pod wpływem traumy ludzka śmierć jako taka wywołuje smutek i żałobę, do dla społeczeństwa z wiktymizacją śmierć oznacza początek innego życia, narodzenia się na nowo w idealnym świecie odnowionej narodowej godności. Dla wspólnoty wiktymizowanej racjonalne cele walki – obrony gromady i jej tradycji kulturalnej, wychowanie dzieci w pełnowartościowych rodzinach oraz rozwój socjalno – ekonomiczny kulturowej struktury gromady – schodzą na plan dalszy. Na pierwszy plan wychodzą w większości irracjonalne "symboliczne" czynniki: obrona "czci", zemsta na wrogach, dla której poświęcane jest życie nie tylko własne ale i życie rodzin. Walka czy też opór stają się symbolem i tracą związek z podstawowymi humanitarnymi celami gromady.
Aby przekonać się o tym, że walka OUN wyglądała na samobójczą nie tylko "z perspektywy dzisiejszego dnia", ale także dla przezorniejszych członków samego powstańczego ruchu, warto zacytować Tarasa Bulbę – Borowcia, jednego z inicjatorów UPA na Wołyniu. W odpowiedzi na krwawe rozprawy pomiędzy skrajnymi powstańczymi ugrupowaniami na Wołyniu w liście do kierownictwa OUN – UPA Bulba-Boroweć pisze: "To prawda, że wasza partyjna organizacja w wielu rejonach Zachodniej Ukrainy znacznie się poszerzyła, ale czy tego wystarczy, aby zbudować wielkie niepodległe soborowe ukraińskie państwo? To za mało zarzucić sieć w głębokie morze. Ważniejsze jest, aby ją wyciągnąć całą. Powiedzmy, że Wy macie dzisiaj 10, 20, 30, 40 albo nawet 100 tysięcy partyzantów. Czy ta siła jest w stanie obronić Ukrainę, gdy sprawa wymaga co najmniej trzymilionowej armii i jednomyślnej postawy całego narodu? Przy waszych metodach rozstrzeliwania Ukraińców z Armii Czerwonej, miejscowych ukraińskich komunistów, komsomolców oraz usuwaniu ukraińskiego aktywu – jak to zdarzyło sie na Żytomierszczyźnie, duszeniu pętami swoich najlepszych ludzi – wy nie zmobilizujecie tej armii, a raczej na pewno zniszczycie samych siebie i tych, którzy mogliby zbudować ukraińskie państwo."
(…)
Kontrowersyjność UPA polega na tym, że ruch powstańczy pojawił się pod wpływem ciężkich przeżyć i represji, jakich doznało ukraińskie społeczeństwo i był przejawem woli rozpaczliwego oporu mieszkańców tego kraju. W miarę upływu czasu opór ten nabierał cech zbiorowego samobójstwa, ekscesu, który pozostawił po sobie taki straszny spadek jak czystki etniczne, likwidację przeciwników, zastosowanie terroru do "wrogów" i do swoich. Jest prawdą, że w warunkach wojny partyzanckiej, w ogóle każdej wojny, etniczne napięcia narastają, dlatego w takich czasach łatwo posunąć się do skrajności. Jednak takie wydarzenia mają zawsze swoje przyczyny i swoje następstwa.
Dlatego wysoka ilość ofiar i nie przebieranie w środkach bynajmniej nie były przypadkowe, lecz zostały zaprogramowane przez światopogląd. I oto OUN staje się zadziwiająco podobna do swojego zaciekłego wroga – "rosyjskiego imperialistycznego bolszewizmu", który cechuje się i terrorem, i wodzowstwem, i – niezdolnością do pokuty.
W swojej pracy o nacjonalistycznych podziemiach Europy Środkowej i Wschodniej niemiecki badacz Stefen Trobst zaznaczył, że terror, jaki te podziemia zastosowały do swoich przeciwników, od początku był skierowany także przeciwko wewnętrznym "wrogom", co z powodu surowych warunków konspiracji nabrało cech paranoidalnych. I tak, zgodnie z rozkazem SB OUN z 10 kwietnia 1944 roku do podejrzanych o zdradę osób była stosowana odpowiedzialność rodzinna, którą prowid skasował dopiero w kwietniu 1945 roku. Uświadomić sobie "standard" prowadzonych przez SB "błyskawicznych" śledztw i ilość niewinnych ofiar nie jest lekko. Wg danych polskiego historyka, Grzegorza Motyki, autora fundamentalnej, dotychczas nie przetłumaczonej pracy o ukraińskiej partyzantce, tylko w 1945 roku krajowy referent SB z grupy "Południe" M. Kozak "Smok", który działał na Wołyniu, od 1 stycznia do 1 czerwca 1944 roku rozpatrzył 938 spraw przeciwko członkom podziemia, z których głównie za podejrzenie o zdradę zostało zlikwidowanych 889 osób!
Bezsprzecznie, rozkładowi ruchu powstańczego sprzyjało jego intensywne "rozpracowywanie" przez NKWD oraz znaczne straty ukraińskiego podziemia. Jednak wewnętrznym czystkom sprzyjała przede wszystkim bezkompromisowa ideologia OUN, która nieuchronnie doprowadziła ją do wewnętrznej walki o władzę. Konflikt pomiędzy Banderą a Mielnikiem był tylko początkiem całego konfliktu, jaki na Wołyniu rozpalił się w prawdziwą wojnę między oddziałami atamana Bulby-Borowcia a OUN-UPA, a w Galicji doprowadził do likwidacji siatki działaczy – melnykowców (…).
Kryjówki rozczarowania
(…)
Ze względu na świeżość pamięci o sowieckim porządku nawet w dość umiarkowanym ukraińskim środowisku krytyka OUN-UPA wywołuje prawdziwy gniew. Mówią, czemu my mamy mówić o zbrodniach "swoich", kiedy zbrodnie NKWD, KGB lub Sowieckiej Armii dotychczas czekają na swoje procesy sądowe? Wynika z tego, że kraj postanowił "rozprawić się" ze swoimi bohaterami, nie osadziwszy prawdziwych zbrodniarzy. Możliwe, że oczekiwane od dawna uznanie UPA za stronę walczącą zamknęłoby formalny bieg sprawy i nareszcie otworzyło drogę do naprawdę poważnej dyskusji – o zbrodniach przeciwko ludności cywilnej wszystkich walczących stron.
Prawda historyczna znowu staje się zakładnikiem politycznej koniunktury. (…)
Aby otrzymać obraz partyzanckiej wojny na Zachodniej Ukrainie nie trzeba daleko szukać, studiować programy albo oficjalne dokumenty OUN i UPA. Warto zainteresować się i popytać w rodzinie albo wśród znajomych, jak ich ojcowie lub ojcowie ich ojców, szczególnie na wsi, przeżyli ten okres. Taka próba w wykonaniu autora tego tekstu zakończyła się tym, że pośród spodziewanej sympatii i współczucia dla powstańczego ruchu wyszły na jaw także odmienne relacje. O chęci przeżycia i świadomości bezcelowości dalszej wojny. O strachu w dzień i strachu w nocy, przed obcymi i – przed swoimi… O tych, których zabrali do lasu i którzy stamtąd już nie wrócili, o braku litości dla cywilnej ludności, której nie pozostawiono żadnego dobrego wyboru i zostali zabici. I o potrzebie, aby o tym wszystkim komuś opowiedzieć. Czy my będziemy mieli dość odwagi, aby zacząć od siebie i o tym porozmawiać?
Zaxid.net, 7.08.2008, Roman Dubasewicz, http://www.zaxid.net/article/21463/
Wolne tłumaczenie W.Tokarczuk
______________________________________________________
Przypisy:
[1] Nie było żadnych prób „wypierania" ludności polskiej z Wołynia. Dążono wyłącznie do jej fizycznej eksterminacji.
[2] Ciekawe na jakie „oficjalne" dokumenty powołuje się autor.
[3] Również ciekawe stwierdzenie. Podczas konferencji „Polska-Ukraina" ukraińscy historycy nie byli w stanie podać jakichkolwiek szacunków ukraińskich strat.
[4] Kilkukrotne kłamstwo w jednym zdaniu. Podczas rzezi wołyńskiej okupantami byli Niemcy a AK na Wołyniu niemal nie istniała, więc tym bardziej nie próbowała opanować „ukraińskich etnograficznych ziem".
[5] Kolejne kłamstwo. UPA przeniosła w 1944r. swe akcje za Bug (ale możliwe, że p. Czerwak i te ziemie uważa za „etnograficznie ukraińskie").
[6] Twierdzenie ciężkie do zrozumienia. Czyżby ludobójstwo na „swoim" terytorium było dozwolone?
[7] Tradycyjne nieuprawnione porównywanie AK z UPA. Podczas gdy UPA wydawała ludobójcze rozkazy, AK zabraniała swoim żołnierzom zabijania ukraińskich cywili.
[8] prawdy???
Tekst pochodzi z bloga Mohorta