Rekolonizacja Afryki
25/01/2013
713 Wyświetlenia
0 Komentarze
13 minut czytania
Wydarzenia w Mali są częścią większego scenariusza ponownego opanowania Afryki i jej bogactw przez Zachód, pod pozorem obrony przez terroryzmem, islamem, itp.
Operacja wojskowa Serwal, rozpoczęta przez Francuzów w Mali 11 stycznia jest kolejnym żywym przykładem działań podjętych dla ponownej kolonizacji Czarnego Lądu. Polega ona na systematycznym przejmowaniu kolejnych terytoriów i zasobów Afryki pod kontrolę zachodnich mocarstw. Np. niedawno udało się im podzielić Sudan i zasobną w ropę część terytorium oderwać od głównego państwa. W Nigerii bogate pola naftowe odebrano decyzją Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości.http://www.icj-cij.org/docket/files/94/7453.pdf. Przebogatą w ropę i gaz Libię zagarnięto w otwartej i brutalnej interwencji zbrojnej, a Wybrzeże Kości Słoniowej zajęto dzięki małej akcji wojskowej pod auspicjami ONZ. Sposoby są różne, ale skutek taki sam. Proces faktycznej rekolonizacji Afryki zbliża się powoli do swego celu.
W operacji jaką obecnie prowadzi się w Mali wzięto poprawki na wszystkie błędy popełnione w poprzednich akcjach. Dziś prawie wszyscy są przekonani, że dobry Zachód tym razem broni suwerenności i integralności tego państwa. W rzeczywistości, jeśli przyjrzeć się temu bliżej, wcale tak nie jest. Terroryści pojawili się na północy kraju dużo wcześniej niż w latach 2011-12, właściwie nawet kilkadziesiąt lat wcześniej. Sytuacja eksplodowała dopiero po upadku Kadafiego, kiedy w Azawadzie pojawiły się ogromne ilości libijskiej broni. Sama się tam nie przedostała, przenieśli ją Tuaregowie z pustynnej armii, którzy do końca pozostali wierni Kadafiemu, a w ślad za nimi pojawiły się tam i zbrojne grupy islamistów, które ich, albo przynajmniej Kadafiego zwalczały. Według wielu sygnałów można nawet wyśledzić, że w sprawie tego transferu broni maczano nawet i francuskie palce.
Logika wydarzeń na północy Mali w roku 2012 wskazuje, że było to od początku wyreżyserowane przedstawienie obliczone na przygotowanie światowej opinii publicznej do ‘imperatywu wojskowej interwencji’. Broń, którą tam w wielkich ilościach wpuszczono, szybko wywołała konflikty. Pierwsi w tej grze zorientowali się Tuaregowie. Widząc do czego ich rewolucja ma posłużyć obcym, zaczęli dystansować się od własnych pomysłów i wycofywać z deklaracji niepodległości Azawadu. Ich główna organizacja – Narodowy Ruch Wyzwolenia Azawadu, znany pod francuskim skrótem MNLA uznał, że deklaracja niepodległości „była tylko próbą zwrócenia uwagi społeczności międzynarodowej na los ludności Północy Mali” i ogłosił gotowość do negocjacji. Wyraził to rzecznik MNLA we francuskiej TV5 (
https://
.)
To właśnie z tego powodu MNLA zostało zaatakowane przez prawdziwych aktorów tej prowokacji, czyli dwie główne organizacje zbrojne, które przeniosły się tam z Libii: AQIM (al-Kaida w Islamskim Magrebie) oraz MUJWA (Ruch na rzecz Jedności Dżihadu w Zachodniej Afryce). Wkrótce potem w konflikt włączyła się rywalizująca z nimi organizacja Ansar Dine (Żołnierze Wiary). Jeszcze w listopadzie na konferencji w Ouagadougou , stolicy Burkina Faso grupa Ansar Dine deklarowała że wyrzeka się przemocy, odrzuca terroryzm i ekstremizm oraz przyjmuje odpowiedzialność za zwalczanie przemytu i zorganizowanej przestępczości przez granicę (Report of the Secretary-General on the situation in Mali, November 29, 2012. // UN Document S/2012/894 , p.11).Wkrótce potem wybuchły walki pomiędzy MNLA z jednej strony a AQIM i MUJWA z drugiej. Na początku grudnia do walk przeciw MUJWA w południowo-zachodniej części Timbuktu włączyły się oddziały Ansar Dine mające swą siedzibę główną w pustynnej oazie Kidal.
Wszystkie te bitwy były częścią strategii destabilizacji Mali. Na północ kraju ściągnęły w rzeczywistości wszelkiej maści znane międzynarodowe formacje islamistów i terrorystów, nie wyłączając osławionej Boko Haram z Nigerii (United Nations Security Council session verbatim report, December 5, 2012, //UN Document S/PV.6879, p.2.)
Według oceny Sekretarza Generalnego ONZ zajęcie północy Mali przez zbrojne grupy i walki pomiędzy nimi spowodowały falę uchodźczą ok. pół miliona ludzi za granicę, oraz 200 tys. przemieszczeń wewnątrz kraju. Wszystkie sąsiednie kraje stanęły wobec stanu klęski humanitarnej. I o to chodziło. Prawie wszystkie zabytkowe gliniane meczety Timbuktu, słynne zbiory średniowiecznych rękopisów z tego miasta oraz inne historyczne centra na Saharze zostały zniszczone lub mocno nadwyrężone „od przypadkowego ognia” i działań anonimowych zbrojnych band. To wzmocniło pożądany efekt, jak zwykle zresztą kosztem miejscowych. Działania te nie miały żadnego logicznego celu jak tylko zaszokować światową opinię publiczną i zbudować w niej przeświadczenie o konieczności rychłej interwencji wojskowej. W tym miejscu warto cofnąć się kilka miesięcy i rzucić trochę światła na kontekst dziwnego zamachu stanu w Mali 22 marca 2012, na krótko przed wyborami prezydenckimi w tym kraju. Obalono wtedy odchodzącego prezydenta Amadou Toumani Toure. Na pierwszy rzut oka nie było w tym żadnej logiki, bo Toure nie kandydował przecież na następną kadencję. Wyjaśnia to dopiero fakt, że prezydent i popierany przez niego najbardziej prawdopodobny zwycięzca tych wyborów wypowiadali się ostro i konsekwentnie przeciwko obcej, tj. zachodniej interwencji wojskowej.
Natychmiast po zamachu stanu idea obcej interwencji nabrała rozmachu. Nowy rząd Mali zwrócił się do ONZ o pomoc wojskową i wniósł skargę przed Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości. Jednakże we władzach w Bamako nadal toczyła się walka pomiędzy zwolennikami i przeciwnikami obcej interwencji. Na tym tle doszło pod koniec kwietnia do nowego, dwuetapowego zamachu stanu, który zmiótł premiera Modibo Diarrę. Warto w tym miejscu przypomnieć, że przy tej okazji Rada Bezpieczeństwa ONZ potępiła wtedy koła wojskowe Mali za obalenie rządu i wyraziła gotowość nałożenia sankcji na tych, którzy łamią tam konstytucyjny porządek. A więc uwaga: sankcjami ONZ grożono wtedy nie islamistom, lecz malijskim wojskowym!
Ostatecznie jednak, 20 grudnia 2012 Rada Bezpieczeństwa ONZ przyjęła rezolucję No. 2085 upoważniającą do interwencji wojskowej w Mali. Jej autorami było dziewięciu członków RB ONZ (USA, UK, Francja, Niemcy, Portugalia, Kolumbia, Maroko, Togo i RPA) oraz Luksemburg. Dopuszczono w niej wprowadzenie i rozmieszczenie w Mali misji wojskowej AFISMA złożonej z 5000 żołnierzy malijskich i 3300 żołnierzy sił międzynarodowych. Koncepcję AFISMA opracował rząd Mali z „partnerami” a zaakceptowały Unia Afrykańska i ECOWAS (organizacja współpracy gospodarczej państw Afryki Zachodniej). Kim są owi „partnerzy” Mali? USA, Francja, Niemcy, Kanada, Algieria, Mauretania i Niger.
Na początku stycznia AQIM z północy podjęła ofensywę na południe, która kłóciła się ze wszelką logiką polityczną i wojskową. 7 stycznia zajęła strategiczne miasto Kona w najwęższym, krytycznym miejscu na mapie państwa, gdzie niczym w klepsydrze piasek z północy przelewa się na południe, a wody Nigru odwrotnie. To było wyraźne i symboliczne zagrożenie wejściem na zielone tereny Mali, gdzie mieszka 80% ludności, tej o ciemniejszej skórze i mniej pobożnej choć też muzułmańskiej. Gdyby taka operacja miała dla AQIM rzeczywiste znaczenie powinna była nastąpić o wiele wcześniej np. podczas zamachów stanu w Bamako. Obecnie, po przyjęciu rezolucji ONZ No. 2085 była rzuconym na zamówienie wyzwaniem i zaproszeniem do interwencji. 10 stycznia prezydent Dioukunda Traore ogłosił stan wyjątkowy i zarządził powszechną mobilizację.
Następnego dnia w Mali wylądowali francuscy żołnierze. Warto tu przypomnieć, że po przyjęciu w ONZ Rezolucji 2085 nowy malijski MSZ podziękował wszystkim jej autorom „ale szczególnie Francji”. Decyzja o wysłaniu wojsk afrykańskich z ECOWAS została podjęta już po przybyciu Francuzów. Wrzawa propagandowa jaka nastąpiła, aby pochwalić Paryż za tę decyzję przesłania kilka ważnych pytań np. w sprawie AQIM. Ma ona od kilkunastu już lat swą bazę w północnym Mali, a jej obecnie zachowania mają nadal wyraźny prowokacyjny cel: są pretekstem dla obcej interwencji.
Opanowywanie Afryki ma w tej chwili trzech głównych, rywalizujących ze sobą graczy: USA, Francję i Chiny. Chiny sięgnęły po ekspansję gospodarczą, USA i Francja sięgają po broń. Po błędach jakich dopuściły się w Libii, Francja dokonała znamiennej poprawki: zadbała o akceptację interwencji przez opinię publiczną, przynajmniej na Zachodzie. Prawie wszyscy postrzegają ją jako misje humanitarną, podjętą dla dobra Malijczyków. Mało kto dostrzega, że Mali stanęło przed trudnym wyborem – albo islamiści albo Francuzi. Jedni i drudzy przyszli, aby zapanować nad krajem i złupić jego majątek. Mali zapłaci wielką cenę ze swej niepodległości na długie lata. Prezydent Hollande już zapowiedział, że wojska francuskie pozostaną tam tak długo jak będzie to potrzebne. Media spekulują, że Francja już tam „ugrzęzła” na lata, co ma sugerować, że „nie chcom, ale muszom” i że zaplanowana kolonialna okupacja, a więc i grabież, będzie realizowana wbrew woli biednej Francji. Nie darmo zatem obalony prezydent Mali Amadou Toure, kiedy jeszcze był na urzędzie miał zwyczaj powtarzać, że „Paryż jest dla Mali groźniejszy od Timbuktu”.
Bogusław Jeznach
Deser muzyczny:
Malijska śpiewaczka Rokia Traore, utwór Mouneissa i dużo pięknych zdjęć z Afryki (nie tylko z Mali)