Bez kategorii
Like

Refleksje po Marszu Niepodległości

08/12/2011
481 Wyświetlenia
0 Komentarze
22 minut czytania
no-cover

Choć od Marszu Niepodległości minęło jeszcze niewiele czasu, to można już śmiało dzielić się pewnymi wrażeniami z tej największej manifestacji narodowej po 1945 roku.

0


 

Ostrożna liczba uczestników Marszu, szacowana na dwadzieścia tysięcy, to powód do dumy. Terror medialny „Gazety Wyborczej” zmobilizował Polaków do stawienia się w Warszawie. Zresztą, pamiętając zeszłoroczne obchody i ich skutki medialne, nie można było nie przyjechać do stolicy. Byłem dumny, że mogłem tam być, widząc sztandarów moc i godła blask. Takie spotkania dają niesamowicie silny ładunek pozytywnych treści, tak bardzo dzisiaj potrzebnych wszystkim patriotom. Jeśli znów trudno teraz dostrzec Polskę naszych marzeń, to jej namiastka, była w tym dniu na trasie pochodu. Takie wrażenia wynieśli chyba wszyscy uczestnicy.
 
 
Bandzior z policji, bandziory z Niemiec
 
Kiedy oglądam film, na którym policjant po cywilnemu katuje niedoszłego uczestnika marszu, kopiąc go wielokrotnie po twarzy usiłuję znaleźć bardziej adekwatne słowo niż pospolite już „bandyta”. Ofiara nie tylko nie stawiała oporu, ale i nie brała udziału w rozróbach. Po prostu człowiek ten chciał się dostać do kolumny zgromadzenia, kiedy rozpędzeni gliniarze wpadli na grupę, w której się znajdował, a jeden z nich, używając najpierw gazu, doprowadził do całkowitej bezbronności, kopiąc go po głowie nawet wtedy, gdy ten już leżał na ziemi, przygnieciony kolanem innego funkcjonariusza. Na szczęście w pobliżu były niezależni dziennikarze. Proszę sobie wyobrazić analogiczną sytuację sprzed dwudziestu lat, kiedy monopol na informację miałyby tylko TVP i TVN. Przestępstwo to nie zostałoby nigdy ujawnione, a policjant- sadysta, byłby bezkarny. Na szczęście, mamy czasy kamer, internetu i telefonów komórkowych, więc można rejestrować praktycznie wszystko i twarz bandziora krąży w sieci. Jest szansa, że spotka go za to kara.
 
O tym, że środowisko „Krytyki Politycznej” zamierza dokonać przestępstw, podczas obchodów 11 Listopada, było wiadomo od dawna. Podżeganie do blokad, do fizycznych konfrontacji, czy próba zakłócenia legalnego marszu – ta tematyka przewijała się przez strony internetowe oraz fora dyskusyjne wszelkich lewackich odłamów. Ponieważ środowisko „Gazety Wyborczej” zdawało sobie sprawę, że na Marsz przybędzie bardzo wiele osób, robiono więc wszystko, aby zmobilizować kogo się tylko da, do walki z „faszyzmem” włączając w to sodomitów i bandziorów z Niemiec, znanych z demolowania i niszczenia mienia. Mimo jawnych nawoływań do łamania prawa polskiego, władze miasta Warszawy i organy ścigania pozostały głuche. Ja w tym nie dostrzegam przypadku, braku wiedzy, czy nieumiejętności poradzenia sobie z takimi sytuacjami.
 
Odwróćmy nieco sytuację. Wyobraźmy sobie, ze to ONR i MW nawołuje od kilku miesięcy na swoich stronach internetowych, do fizycznej rozprawy ze środowiskami lewicy i sodomitów. Myślicie, że dotarłyby tutaj posiłki narodowych- radykałów z Włoch czy z Francji? Aparat reżimu IIIRP rozprawiłby się bardzo szybko zarówno z ONR/MW jak i z grupami zagranicznymi, stosując wszelkie sankcje i szykany w bardzo szerokim zakresie, przy ogólnoświatowej nagonce na polskich „ekstremistów” – bo takie słowo jest obecne w kanonie walki z prawicą narodową. Kiedy, kilka lat temu nacjonaliści z Dolnego Śląska posłużyli się paroma cytatami z książki Oriany Fallaci, umieszczając je w kilku miejscach publicznych, Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego na wniosek prokuratury rozpoczęła szeroką akcję łapanek i prześladowań, włącznie z pokazowymi zatrzymaniami, aresztem, rewizjami, rekwizycją mienia; gdzie kluczowe media z lubością pokazywały patriotów skutych w łańcuchy niczym zarząd mafii pruszkowskiej. Choć, co warto podkreślić, nacjonaliści byli w zdecydowanie gorszej sytuacji od gangsterów- nie mieli powiązań ani z SB, ani z WSI, ani nie dysponowali gigantycznymi fortunami. Pod zarzutem szerzenia nazizmu, wiele osób stało się- mocą decyzji prokuratury- członkami zorganizowanej przestępczości. Jednak- wraz z upływem czasu- montowana szereg miesięcy sprawa waliła się organom ścigania niczym domek z kart. Ale media, rzecz jasna, już nie były już tym zainteresowane.
 
Wróćmy jednak do Święta Niepodległości. Koalicja 11 Listopada zapowiada blokadę marszu, nic sobie z tego nie robiąc, iż jest to wykrocznie z art. 52 paragraf 1 i 2, a więc jawnie oznajmia wszem i wobec łamanie prawa. Prokuratura milczy. Zanim dojdzie do rozróby, nikomu z urzędników miejskich nie przeszkadza, że oba zgromadzenia: narodowe i antypolskie, są oddalone od siebie na odległość rzutu koktajlem Mołotowa. Kiedy lewackie bandziory z Niemiec biją Polaków w centrum miasta podczas polskiego święta niepodległości, policja ogranicza się jedynie do zapędzenia wnuków hitlerowców pod lokal „Krytyki Politycznej”. Potem następują zatrzymania, lecz następnego dnia polskie sądy wypuszczają kameraden, gdzie większość z nich bierze nogi za pas i wraca do ojczyzny Goebbelsa. Oczywiście, zapowiadają, że za rok wrócą z europejskimi towarzyszami na „największe zgromadzenie w europie skrajnej prawicy”.
 
Autorzy sprowadzenia do Polski nazistów z antify nie usłyszeli zarzutów o udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Mimo, że w lokalu towarzyszy Sierakowskiego i Sutowskiego policja znalazła kastety, pałki, noże, gazy łzawiące, ochraniacze i inne akcesoria do serwowania tolerancji i pokoju – nikt nie zadaje więcej pytań, choćby o to jak hitlerowcy trafili z Berlina na Nowy Świat 63 w Warszawie, kto ich poił, karmił i kto im słał łóżka. Towarzysze niemieccy zapewne nie należeli do ascetów, a więc w alkohol, jak w i narkotyki musieli być zaopatrywani. Przecież nie wszyscy przyjechali 11 listopada o świcie. W pociągach Inter City relacji Berlin- Warszawa, trwał najazd na stolicę już kilka dni wcześniej, zanim Kriminalpolizei zaczęła wysadzać towarzystwo na stacji Frankfurt an der Oder.
 
 
 
Krew i sperma uber alles!
 
Wszyscy byli ślepi i głusi, a od kilku miesięcy redaktorzy: Blumsztajn, Najsztub i Żakowski podgrzewali atmosferę, zachęcając do „pokojowych” protestów. Red. Żakowski w rozmowie z Rafałem Ziemkiewiczem, stwierdził, że organizowanie marszy z pochodniami jest czymś przerażającym. Tolerancja i otwartość red. Żakowskiego pochodni nie obejmuje, ani nie ogarnia miłością pokoju osób, które je niosą. Skoro jednak red. Żakowskiemu przeszkadza marsz patriotyczny, zawsze może wybrać alternatywną rzeczywistość. Ja znam kraje, gdzie takich marszy nie ma, na przykład w Mauretanii czy w Arabii Saudyjskiej. Tam też można zamieszkać, tam też żyją ludzie.
 
Zaistniały wszelkie możliwe okoliczności, aby w dniu 11 Listopada, doszło do awantury w Warszawie. I de facto żadnej publicznej rozgłośni telewizyjnej nie interesował Marsz, tylko wszystko to, co się działo na placu Konstytucji, przed i po wyruszeniu pochodu. Chcąc jedynie ufać stacji TVN, to dowiemy się, iż narodowcy w ogólnej liczbie dwóch tysięcy demonstrantów sprowokowali zajścia z policją, gdzie doszło do najróżniejszych aktów wandalizmu, które przeciągnęły się do późnych godzin wieczornych. Polegając na wiarygodności TVN, dowiemy się tylko, że kibole i chuligani (cóż za mieszanka) z powodu braku możliwości walk z antifą (pokojowo demonstrującą), uderzyli na kordony policji. Dowiemy się również, iż poza miejscem zbiórki, nic ważnego się nie działo – nie lala się krew, nie podpalano aut, nie polowano na ludzi z flagami, nie rzucano kamieni. W sumie relacje są jednoznaczne: zebrali się naziści i antynaziści, po czym zdemolowali miasto.
 
W tym kontekście była przygotowywana cała strategia miasta na obchody święta. Legalny marsz czekała zadziwiająca nieudolność policji w jego zabezpieczeniu, uniemożliwienie dotarcia uczestników na miejsce zbiórki, prowokacje, dezinformacja, zastraszanie ludzi, a jeszcze podczas wyjazdu do Warszawy, podróżujący autokarami byli zatrzymywani, legitymowani, a pojazdy dokładnie sprawdzane pod względem technicznym. Uczestnicy z Lublina wynajęli dziewięć autokarów, które na trasie Lublin- Warszawa- Lublin kontrolowano trzy razy! Spisywano każdego, filmując twarz kamerą. Na wrocławski autobus powracający z Warszawy, czekały kordony „zomowców” z tarczami i sytuacja była analogiczna. Takie były wytyczne „z góry” – o czym informowali nieoficjalnie pasażerów sami funkcjonariusze.
 
W III Rzeczy już sam zamiar uczestnictwa w patriotycznej imprezie, naraża na potępienie. Samo bycie tylko patriotą, „tylko” stawia w niekorzystnym świetle. Przyznawanie się do nacjonalizmu, skazuje obligatoryjnie na wykluczenie z elitarnego świata postępu oraz demokracji. Narodowiec, który chce pamiętać o własnej tożsamości, uruchamia przeciwko sobie cały proces medialno- prawny, czego świadkami byliśmy 11 Listopada. Jednak jesteśmy takim narodem, w którym dominują zdrowe instynkty zachowawcze i jeśli nie dane nam jest wkroczyć zwycięsko na salony, to idąc warszawskimi ulicami zdobywamy serca innych. Tak było i tym razem. Marsz Patriotów anno domini 2011, który wielu ludziom już otworzył oczy – otworzy tych oczu jeszcze o wiele więcej, choć zmobilizuje przeciwko sobie cały kosmopolityczny świat, aby za rok się nie odbył. Temu służyły liczne prowokacje i wciąż trwająca nagonka w mediach. Jeśli telewizji publicznej zależałoby na obiektywnym przekazaniu faktów, to ekipy z kamerami uczestniczyłyby w Marszu na całej trasie i potem relacje z tego zamieściłyby w swoich serwisach informacyjnych.
 
Materiał filmowy miął jednak inną rolę do wykonania, stąd 11 listopada 2011 jest przedstawiany nie jako Dzień Niepodległości, ale jako bitwa warszawska – każdego z każdym i z policją. Dawniej tajni współpracownicy, dzisiaj dziennikarze opiniotwórczy wmawiają odbiorcom całkiem inne historie, niż fakty, które miały miejsce. Na szczęście alternatywą do nowomowy demokratury są niezależne media, więc propaganda antypolska nie jest już tak wszechobecna ani przekonywująca. Materiałów z przebiegu listopadowych uroczystości wciąż przybywa, a TVN pokazywał jedynie podpalony wóz transmisyjny, o którym już coraz głośniej się mówi, że ogień ten podłożył prowokator. W Internecie można również znaleźć materiał, który wymownie pokazuje, jak funkcjonariusze policji, przy komisariacie na ul. Wilczej w Warszawie, sami podpalają zdemolowany wcześniej radiowóz. Są nagrania prowokatorów, którzy atakują kordony policji, bądź rzucają kamieniami i petardami w funkcjonariuszy.
 
Ale nie myślcie sobie, że zapanuje nagle obiecana przed wyborami sprawiedliwość i władza ukaże swoich decydentów, choćby za to, ze tak łatwo dali się namierzyć patriotom z i- phonami.
 
Dzięki tym wszystkim ludziom, którzy nierzadko z narażeniem własnego zdrowia dokumentowali wydarzenia w Warszawie w dniu 11 Listopada, poznajemy prawdę. Jest szansa, że władza, choćby w niektórych tylko przypadkach, nie wywinie się od odpowiedzialności za wykroczenia i przestępstwa swoich podwładnych. W Radiu Maryja, komentując to, co się wydarzyło w stolicy 11 listopada, prof. Szaniawski nazwał wprost komendanta głównego policji prowokatorem. Głosy oburzenia wyrażają nie tylko sympatycy ruchu narodowego, ale i zwykli ludzie, dla których Marsz Niepodległości był okazją na godne obchody.
 
 
Prawda faktu, prawda ekranu
 
Zacieranie śladów winy stało się domeną środowiska „Krytyki Politycznej”, jak i biura prasowego Komendy Stołecznej Policji. Zrzucanie odpowiedzialności na uczestników legalnego Marszu Niepodległości, próba obarczenia za szkody, wmawianie nieświadomym ludziom kłamstw – oto metodologia władzy, która nie jest w stanie odpowiedzieć na kilka prostych pytań, jakie się nasuwają dociekliwym i obiektywnym dziennikarzom. Władza nie jest w stanie nawet logicznie zareagować na przedstawione dowody przestępstw, które powinny być rozpatrzone w pierwszej kolejności. Chciałbym wierzyć, że z równą gorliwością jak spisywanie pasażerów udających się na Marsz Niepodległości; odpowiednie służby zajmą się bandytami na pl. Konstytucji, a także funkcjonariuszami, którzy nie reagowali na popełniane przestępstwa, albo swoją nadgorliwość kierowali na niewinnych obywateli. Póki co, niemieckie oprychy zostały wypuszczone z aresztów, po czym wyjechały z Polski. Rzecznik policji zaś, zapewniał, iż tym osobom zostaną postawione zarzuty. Wyobrażacie to sobie?
 
Wyobrażacie sobie to, jak niemiecki listonosz Deutsche Post stara się dostarczyć wezwanie z polskiego sądu na berliński squot w dzielnicy Kreuzberg, lawirując pomiędzy zaćpanymi lewakami, Turkami, czy handlarzami narkotyków? Czy można zakładać w ogóle, że bandzior- lewak, który przebywa i wszędzie i nigdzie, włócząc się po Europie- oczekuje tylko na to, by stawić się do Polski na rozprawę?
 
Jak już wspominałem, „Krytyka Polityczna” rusza do boju. Piórami „intelektualistów” różnych środowisk twórczych, odcina się od kierowania zorganizowaną grupą. To było do przewidzenia- swoisty zew krwi i wnet ukazuje się kilka listów w obronie tej bolszewii. Autorów tychże protestów nie musze przedstawiać, albowiem są to osoby, które w takich momentach zawsze reagują podobnie, z niezwykłą biologiczną solidarnością. To specyficzni ludzie, którzy nie funkcjonowaliby bez komunizmu, ani nie chcą też egzystować poza liberalizmem. Kiedyś, podobni „intelektualiści” w osobach Shawa, Ludwiga, Barbusse`a, Sartre`a, Gide`a bronili zawzięcie dorobku Stalina. Nawet, niektórzy z nich wbrew sobie wmawiali światu, że bolszewizm sowiecki jest prawdziwym rajem, że jest spełnieniem marzeń ludzkości.
 
 
 
 
 
Lecz nam do obrony dany pamięci pancerz nasz…
 
W tym wszystkim jest jeden zasadniczy aspekt pozytywny. Patriotyzm staje się trendy. Polskość ma szanse stać się modną sferą, zastępująca powoli bezbarwny eklektyzm popkultury. Ruch narodowy zyskuje sympatyków, a to może uruchomić proces legislacyjny, dążący do wykluczenia inicjatywy Marszu z życia publicznego. Ponadto, pojawią się wnet wszelkiego rodzaju emisariusze publiczni ds. reglamentacji miana patriota. Pierwsze objawy ujawniły się już u red. Semki, choć myślę, ze to dopiero początek. Cóż, akcja mobilizuje reakcję, wszak chodzi tu o rosnącą ciągle liczbę, dziesiątków tysięcy ludzi, odpowiadających na zew organizatorów Marszu. Władza nie znosi konkurencji i choć czaruje nas słowem „patriotyzm”, to nacjonalizmu będzie unikać i zwalczać. Pierwsze ataki wyjdą od tzw. prawicy, lojalnej wobec magdalenkowego reżimu.  
 
O inicjatorach Marszu- MW i ONR nareszcie mówi się głośno w superlatywach, a społeczeństwo dostrzega w narodowcach ludzi rzeczowych, kompetentnych, posiadających świadomość polityczną i jasno zdefiniowane cele. Ruch narodowy, przyciąga ten żywioł, który w świecie materializmu liberalnego, nie znajduje odpowiedzi na proste pytania o przyszłość. I stąd właśnie, do pracy nad zachowaniem dziejowej pamięci przyłącza się coraz więcej osób. Posługując się językiem prawdy, nowe pokolenie ruchu narodowego potrafi wykorzystać sprzyjające okoliczności, aby w oparciu o pamięć odbudować polską tożsamość, dokonując rzeczywistej transformacji społeczeństwa w naród. Nie uczyni tego PiS, nie zamierzała nigdy zrobić „Solidarność” i pogrzebała tę szansę Liga Polskich Rodzin.  
 
Dlatego wyrażam głęboką nadzieję, że za rok na Marszu Niepodległości przejdzie ulicami Warszawy minimum 50 tysięcy uczestników.
0

T.J.K.

13 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758