„Chociaż sąd administracyjny nakazał premierowi ujawnienie, na jakiej podstawie zdecydował o oddaniu śledztwa smoleńskiego Rosjanom, Tusk nie zamierza dzielić się tą wiedzą.” – informuje „DGP”.
Po przeczytaniu tej informacji jako żywo cofnąłem się w czasie o z górą cztery lata. Wówczas to Tusk, jego przyboczni oraz chór „zaprzyjaźnionych” mediów straszyli społeczeństwo tzw. Raportem Pitery na temat CBA.
PO wygrała wybory i nagle sprawa tego…raportu całkiem zniknęła. Dosłownie kamień w wodę. Znalazł się jednak pewien Uparciuch. Słał pisma do KPRM domagając się ujawnienia tego dokumentu. Odmawiano mu konsekwentnie. Gość się w końcu wkurzył i poszedł do sądu. Sprawę wygrał. No i wówczas się zaczęło. PO zaczęła twierdzić a to, że raportu nie ma, potem, że to jakaś luźna notatka. A w ogóle to pańskiego płaszcza nie mamy i co nam pan zrobi? Uparciuch nie dał jednak za wygraną. Zrobił. Złożył zażalenie i sąd wydał wyrok – 10.000 zł grzywny za odmowę wykonania wyroku sądu nakazującego ujawnienie. Ciekawe kto ją zapłacił? Wychodzi na to, że Tusk i jego zorganizowana grupa, działająca wspólnie i w porozumieniu, nakłamali na koszt podatników. Grzywnę bowiem nałożono na KPRM choć zapłacić, z własnych kieszeni, powinni ci, którzy najzwyczajniej w świecie oszukiwali wyborców. Nie jedyny raz zresztą.
Dziś ponownie Tusk kłamie. Uchyla się od ujawnienia stanu faktycznego, dotyczącego jednego z ważniejszych dokumentów dotyczących wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej. O kasację występować będzie. I znowu przegra. I znowu zacznie się uchylać od wykonania wyroku? A kto zapłaci ewentualną grzywnę? Bo i takie rozwiązanie może w końcu zapaść. Jak znam to indywiduum to do końca będzie szedł w zaparte. No bo czego się spodziewać po cmentarno-cepeenowej moralności?
„Kłamaliśmy wczoraj, kłamiemy dziś i będziemy kłamać jutro” – oto dewiza PO. Jeśli rząd, jak twierdzi, nie ma nic na sumieniu w sprawie dokumentu – zarówno poprzedniego (raportu Pitery) jak i obecnego, to dlaczego rękami i nogami broni się przed ujawnianiem opinii publicznej czegoś, do czego opinia publiczna ma święte prawo? Nie chodzi przecież ani o bezpieczeństwo państwowe, ani o tajemnicę państwową. Chodzi o podstawę działania przy wyjaśnianiu katastrofy smoleńskiej.
Mam wszelkie podstawy by twierdzić, że sprawa po prostu śmierdzi – co widać, słychać i czuć. Dlatego Tusk ściemnia, kluczy, idzie w zaparte niczym doświadczony recydywista, najzwyczajniej bojąc się by opinia publiczna poznała kolejne jego kłamstwo.