cud, miód, malina.
Troszkę żyję na tym świecie i sporo słyszałem obietnic składanych przez innych, sam kilka w życiu składałem i tak się stało, że niektórych trudno było dotrzymać, ale się starałem.
Z perspektywy minionego czasu wiem jedno – zanim coś powiem, zanim komuś cokolwiek obiecam wpierw dwa razy się zastanowię. Nie lubię dyskomfortu.
Zastanawiam się jak głęboko upośledzony musi być polityk, który doskonale wie, że nie jest w stanie dotrzymać rzuconych, jak psu kość, obietnic. Zastanawia mnie jaką część posłów i senatorów interesuje polskie społeczeństwo; społeczeństwo z definicji Konstytucji, czym jest Polska.
Kiedy przedstawiciele Narodu nie są w stanie sprostać przyjętym na siebie obowiązków sprawowania władzy Naród może sprawować władzę bezpośrednio.
Uważnie wsłuchałem się w expose notorycznego kłamcy i obłudnika, Donalda Tuska i zostaje tylko nikła nadzieja, że Sejm w dniu dzisiejszym nie udzieli jemu, i jego „drużynie” wotum, że trzeba będzie raz jeszcze poszukać i wybrać z tej zbieraniny różnorakich klakierów kogoś, kto choć raz weźmie sprawy na serio, złapie krótko za mordę swoich ministrów i zmusi do działania na rzecz dobra wspólnego. W obliczu wielkiego kryzysu przyjmie na siebie obowiązek i ciężar wraz z odpowiedzialnością za każde słowo i każde działanie lub zaniechanie działania. Kogoś, kto ma dość odwagi, aby powiedzieć stanowcze nie właścicielom rury z gazem i tym, którzy gazowali obywateli rożnych nacji Europy.
W korkach zatłoczonego wielkigo miasta – europejskiej stolicy kultury – wysłuchałem uważnie debaty. I muszę przyznać, że wiele ciekawych uwag padło ze strony posłanek i posłów reprezentujących swoje kluby poselskie, tylko czy wygłoszona krytyka (celowo pomijam głos koalicjanta, który bez wazeliny starał się wejść przez tylne siedzenie Tuskowi widząc same zalety tego składu niby rządu) będzie konsekwentna przy dzisiejszym głosowaniu na wotum zaufania? Wątpię. I wydaje mi się, że tym razem frekwencja będzie 100%.
W debacie głos zabrał Leszek Miller, pomijam fakt, że zapowiedział, że jego klub nie udzieli rządowi Tuska wotum zaufania, bo to nie ma większego znaczenia. Ważniejszym, w lekko łamiącym się głosie tego kacyka, jest fakt, że towarzyszom nieboszczki PZPR strasznie wadzą dwie instytucje: IPN i CBA. Nie dziwię się, gdyż właśnie te dwa ciała są najbardziej kompetentne, a ich wiedza i dokumentacja dobitnie pokazuje przestępczy charakter działań spadkobierców PZPR.
W państwie prawa, Leszek Miller, i wielu jego kompanów i towarzyszy, zostaliby należycie osądzeni i odsunięci dożywotnio z życia publicznego. Polska nie jest państwem prawa, a na domiar tego Tusk chce, co zauważają specjaliści od prawa, tak rozregulować i tak źle działający system prawny, że strach się bać.
Źle się dzieje w państwie polskim, oj źle, a będzie jeszcze gorzej i choć nie ma tak, żeby nie było jakoś, to jednak dobrze się skończyło na dobre.