… największym problemem Polski jest deprawacja mas
Ta deprawacja ma konkretne skutki i konkretne przyczyny. Inaczej przejawia się u tych, którzy zajmują wyższe piętra społecznej hierarchii, inaczej wśród mas. Z największym pożytkiem można ją opisywać i analizować porównując Polskę z innymi krajami i społecznościami, które przez co najmniej kilka pokoleń pozbawione były wolności i kształtowane przez zaborców, kolonizatorów albo okupantów. Robię to od lat i mam smutne wrażenie, że moja diagnoza znajduje potwierdzenie w kolejnych faktach. Także w wyniku ostatnich wyborów.
Co zaś do działalności wykraczającej poza opis i analizę, można wyciągać z tej sytuacji dwojakie wnioski. Pierwszy – to uznać, że patriota musi być dziś pozytywistą. Że nie jest to czas na działania powstańcze, ale na ciężką orkę u podstaw. Nie zmobilizuje się ludzi, którzy ugrzęźli w cwaniactwie i dorobkiewiczostwie, którzy ponad wszystko pragną, by zapewnić im spokój i możliwość garnięcia do siebie, patriotyzmem i odwołaniem do podeptanej narodowej godności – bo te pojęcia nic im nie mówią. Trzeba im najpierw wytłumaczyć, dlaczego i po co potrzebują patriotyzmu i poczucia godności. Trzeba ich podnieść z błota, w które zostali wdeptani, strzegąc się przy tym powstańczej pogardy, z jaką legioniści Piłsudskiego śpiewali o przeciętnych Polakach swych czasów „j… was pies”. Zygmunt Balicki, konstruując w chwili najgłębszej narodowej depresji, u schyłku XIX w., program polskiego obozu narodowego, formułował ten postulat w haśle: „upolitycznić masy”.
Drugi możliwy wniosek – to przyjąć, że polityka jest dziś sztuką manipulowania emocjami mas i grać w to, w co grają wszyscy. Znaleźć lidera, który umie czarować, który pewnych rzeczy nie mówi na głos, jeśli nie musi, a wie, że odbierają one masom „poczucie bezpieczeństwa”, którego te masy pragną bardziej niż czegokolwiek innego.
Te wnioski nie są ze sobą sprzeczne, przeciwnie, pozytywizm i pragmatyzm potrzebują się nawzajem. Łatwiej podniesiemy Polaków z kolan, prędzej skończymy z rujnującymi kraj rządami drobnych cwaniaczków i nomenklatur, dysponując, nazwijmy to, infrastrukturą patriotyzmu, której stworzenie wymaga kierującej się polskimi interesami siły politycznej.
Jak pewnie wszyscy moi czytelnicy, jestem dziś rozczarowany wynikiem wyborów. Pewnie mógłby być lepszy – o kilka procent. Przy tym stanie świadomości, przy stanie ducha przeciętnego Polaka „moja chata z kraja, niech władza kradnie, a obcy wycierają nami podłogę, byle micha pełna” droga do Polski, którą można będzie z dumą przekazać dzieciom, jeszcze daleka. Trzeba orać dalej i się nie zniechęcać. Piłsudski, Dmowski i inni ojcowie naszego odrodzenia w XX w. też lekko nie mieli.