Legitimizacja III RP, jak i władzy Tuska, chwieje się w posadach, bo prawda o kłamstwach założycielskich zaczyna docierać do opinii publicznej.
Styczeń 2012 jest b. ciekawym miesiącem – historia nabrała tempa i na naszych oczach dokonuje sumiennego demontażu fundamentów III RP, przyśpieszając jej upadek.
Uporczywie lansowane od 30 lat kłamstwo o „konieczności” stanu wojennego, rzekomo ratującego Polskę przed „przyjacielskim uściskiem” kremlowskiego niedźwiedzia, było fundamentem okrągłostołowego „biznesu” (fundującego nam „socjalizm z ludzką twarzą” pozwalający oskubać nas z jakże skromnego majątku) – wreszcie rozpadło się w proch i pył.
Tak i wszystkie kłamstwa smoleńskie – owe rzekome cztery podejścia do lądowania; o rzekomym b. rzetelnym przekopaniu gruntu na lotnisku; o rzekomych naciskach gen. Błasik; o rzekomo sumiennych sekcjach zwłok; po rzekomą fanfaronadę „niedouczonych” pilotów – pamiętacie Państwo wrzutkę o „debeściakach”? – sypią się, jedno po drugim.
A przecież ten wylewający się z telewizora stek kłamstw służył głównie dalszemu utrzymaniu ekipy Tuska przy władzy (by sponsorom żyło się lepiej, rzecz jasna).
Ale ja nie chciałbym znaleźć się w skórze tej ekipy, gdy zostaną ujawnione dalsze prawdy – tak o jej roli w samej tragedii smoleńskiej, jak i przy zacieraniu śladów zbrodni.
A jest to tylko kwestią czasu.
Bo coś mi mówi, że sponsorzy postawili już na innego konia…
Tego można się było w zasadzie od początku spodziewać, bo kłamstwa te były zbyt grubymi nićmi szyte, a i sama „narracja” smoleńska, z realiami tej tragedii przecież niewiele miała wspólnego.
Nie umiemy odczytywac znaków czasu, i dlatego jestesmy bezlitosnie ogrywani przez "starszych" i "madrzejszych". I dlatego piszę, jak jest...