Bez kategorii
Like

Rafał Gan Ganowicz – „pies wojny” z komuną

22/11/2012
686 Wyświetlenia
0 Komentarze
7 minut czytania
no-cover

Dziś mija 10 lat od jego śmierci. Jego życie mogłoby i prawdziwie wolnej Polsce będzie scenariuszem sensacyjnego filmu.

0


 Jako nastolatek, za Stalina, brał udział w konspiracji antykomunistycznej. Gdy zaczęła go ścigać UB uciekł do Berlina Zachodniego. Tam wstąpił do służby wartowniczej, i szkoły oficerskiej. Patent podporucznika wręczał mu Władysław Anders.
W latach 60 tych jako najemnik walczył w wojnach z komunistami w Kongo i Jemenie.

„W 1967 roku współorganizował w Jemenie obronę przed sowiecką rebelią. Działania grupy Gan‐Ganowicza doprowadziły m.in. do zestrzelenia podczas misji bojowej rosyjskiego samolotu pilotowanego przez płk Kozłowa, dowódcę grupy „radzieckich doradców”, którzy walczyli w Jemenie po stronie komunistów. Dokumenty znalezione przy Kozłowie (m.in. wykaz żołnierzy rosyjskich w Jemenie) posłużyły jako dowód aktywnego wspierania militarnego rebelii przez Związek Sowiecki czemu Rosjanie uparcie zaprzeczali na forum ONZ. Gan‐Ganowicz opisywał również próby werbunku przez komunistów kubańskich, którzy powoływali się na bogactwa w jakie opływał walczący dla nich w Boliwii Che Guevara.”

W jego książce „ Kondotierzy” bardzo podobał mi się opis tego, jak ukryty w górach ostrzeliwał centrum stolicy Jemenu z ciężkiego moździerza. Dom Partii, kilka innych celów i przy okazji ambasadę ZSRR.
W latach 80 tych wspierał polską opozycję. Był przedstawicielem Solidarności Walczącej we Francji.
Pod koniec życia wrócił do Polski. Zmarł i został pochowany w Lublinie.

Film dokumentalny o nim ukazał się w telewizji dopiero po interpelacji 62 posłów.


http://pl.wikipedia.org/wiki/Rafa%C5%82_Gan-Ganowicz

Fragment "Kondotierów"
„Rafał, organizacja wpadła, szukają cię”. Tych kilka słów rzuconych spiesznie przez kolegę, w sobotę 24 czerwca 1950 roku, spowodowało największy przełom w moim życiu. Czasy były stalinowskie. Prześladowano już nie tylko za czyny, ale i za słowa. S

tarano się zabijać myśli. Garstka młodzieży walcząca o źdźbło prawdy przy pomocy ulotek i napisów na murach zrujnowanej jeszcze Warszawy ryzykowała więcej niż życiem. Tortury były na porządku dziennym. Bałem się. Od tego momentu byłem tropioną zwierzyną. Zapanować nad zdenerwowaniem i strachem było trudno. Powoli jednak ochłonąłem. Trzeba było działać. Do mieszkania wrócić nie mogłem — a tam miałem pieniądze i… broń.

Och, nie powiem, że byłem zupełnie nieprzygotowany. O możliwości wsypy myśleliśmy wszyscy. Ale jakoś abstrakcyjnie. Plan miałem taki: dostać się do Wrocławia, gdzie mogłem ewentualnie otrzymać fałszywe papiery jako niby repatriant ze wschodu. Ale Wrocław daleko, a ja się bałem, by nie dostać się żywym w ręce czerwonych. Pojechałem na Żoliborz, w pobliże domu, w którym mieszkałem. Po dłuższej obserwacji spostrzegłem idącego ulicą synka dozorcy. Dwunastoletni Wojtek, rudy jak wiewiórka warszawski ulicznik, już nie raz oddawał mi przysługi. Byłem pewny jego dyskrecji. Gdy gwizdnąłem, przybiegł za krzaki, w których byłem ukryty. Potwierdził, że „smutni panowie” zwiedzili już moje mieszkanie nie przeprowadzając jednak rewizji, wyszli i teraz czekają na mnie w bramie naprzeciwko.

Mój młody przyjaciel zgodził się wynieść z mieszkania pieniądze i pistolet. Gwiżdżąc głośno pobiegł i zniknął w czeluściach klatki schodowej. Na ulicy nikt nie drgnął. W chwilę później miałem przy sobie sporą sumę pieniędzy, a pasek od spodni obciążał Walter P38. Poczułem się raźniej. Udałem się na dworzec, by zorientować się w rozkładzie jazdy. Ku mojemu przerażeniu zauważyłem, że kasy są pod obserwacją. Pociąg do Wrocławia odchodził o dziesiątej wieczorem. Była dziewiąta. Dałem nura w tłum i znalazłem się na ulicy. Ukryłem się w ruinach i zapaliłem papierosa. Za piętnaście dziesiąta wróciłem na dworzec. Wmieszany w tłum, bez biletu, wtłoczyłem się na peron. Przeciążona obsługa nie była w stanie wszystkich skontrolować. Charakterystyczni „smutni panowie” również byli bezradni. Pociąg do Wrocławia stał. Już miałem się wcisnąć do przepełnionego wagonu, gdy zauważyłem stojący na przeciwległym torze pociąg do Berlina. A może uciec za granicę? Miałem jeszcze kilka minut. Wszedłem do pociągu berlińskiego gorączkowo rozglądając się za możliwą kryjówką. Nie znalazłem nic. Ale przypomniawszy sobie Londona, postanowiłem rzucić okiem na zewnątrz pociągu. Zajrzałem pod wagony. Między metalowymi poprzeczkami podwozia a podłogą wagonu była szczelina, w którą ktoś tak szczupły jak ja mógł się wcisnąć. Decyzję podjąłem natychmiast. Wgramoliłem się do kryjówki obrywając guziki od marynarki i tłukąc zegarek. Z drugiej strony peronu ruszył z małym opóźnieniem pociąg do Wrocławia. Kości zostały rzucone.

 
PS
 
 Z FB: "Odwiedziliśmy dziś i zapaliliśmy znicze na grobie (znajdującym się w Lublinie) Rafała Gan-Ganowicza, w 10-tą rocznicę jego śmierci.
 
ONR Brygada Lubelska"
0

R.Zaleski

"Czlonek Konfederacji Rzeczpospolitej Blogerów i Komentatorów............................. "My wybory wygralismy dzieki niekontrolowanemu internetowi i Facebookowi" V. Orban............. Jakosc polityki = jakosc zycia"

363 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758