Skazanie skorumpowanej Beaty Sawickiej zajęło polskiej Temidzie pięć lat.
W międzyczasie płacząca posłanka przyczyniła się do zmiany wyniku wyborów i odegrała rolę czołowej „ofiary IV RP”, wzmacniając narrację o manii prześladowczej braci Kaczyńskich et consortes. Agent Centralnego Biura Antykorupcyjnego, który Sawicką pogrążył, został zdekonspirowany i wyrzucony z pracy, posadę stracił też szef tej służby Mariusz Kamiński.
Tak długi czas trwania śledztwa i procesu – nie tylko tego, rzecz jasna – przyczynił się do ponownego rozkwitu praktyk zinstytucjonalizowanej korupcji. Tych samych, które tak bardzo obmierzły Polakom po aferze Rywina, że zdecydowali się gremialnie poprzeć radykalną polityczną zmianę. Podczas gdy śledczy i sędziowie z iście benedyktyńską skrupulatnością badali najdrobniejsze wątki sprawy, w mediach dokonało się odwrócenie sensów: przestępca stał się ofiarą, a szeryf bandytą. Gdy taki przekaz dominuje przez pięć długich lat, społeczne przyzwolenie dla korupcji musi rosnąć, tak samo jak poczucie bezkarności łapówkarzy.
Efekty mogliśmy obserwować w postaci kolejnych, mniejszych i większych afer, których opis domaga się skądinąd kilkutomowej antologii. W ostatnich dniach poznajemy jednak coraz więcej kulisów już nie po prostu wielkiego przekrętu – takimi były afera FOZZ, Rywina czy hazardowa – ale mechanizmu decydującego o kształcie państwa, który nazwano „infoaferą”.
Widać w tej sprawie prawie wszystkie polityczne choroby charakterystyczne dla postkomunistycznej i postkolonialnej Polski. Ustawiane przetargi publiczne. Miliardowe straty skarbu państwa. Wyprowadzanie pieniędzy podatników do prywatnych kieszeni. Umoczenie całych rzesz biurokratów z różnych instytucji, łącznie z policją, od średniego po wysoki szczebel. Ostracyzm wobec uczciwych urzędników. Bezczynność wszystkich poza CBA instytucji powołanych do kontroli i ścigania takich przestępstw. Wreszcie: zaangażowanie w proceder globalnych koncernów.
Na ten ostatni element warto zwrócić szczególną uwagę, z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze, lokalne oddziały wielkich zagranicznych firm typu IBM stały się kluczowym elementem polskiej gospodarki – tego, co nazywane jest „kapitalizmem menedżerskim”. Po drugie, uchodziły dotychczas za ostoję modernizacji, niosąc jakoby same korzyści: wielkie inwestycje, zaawansowane technologie, miejsca pracy, wysokie biznesowe standardy. Teraz widać jednak czarno na białym, że i one mogą brać udział w kradzieży publicznych pieniędzy, tak samo jak pospolici rodzimi kombinatorzy.
Zasadne staje się więc pytanie, czy ów wychwalany pod niebiosa wielki, międzynarodowy kapitał, zamiast podnosić jakość naszego kapitalizmu, nie rozgościł się wygodnie w pół-mafijnych układach, które niszczą wolną konkurencję i, odcinając zbyt wielu Polaków od możliwości uczciwego bogacenia się na dużą skalę, utrzymują nas na niskim poziomie rozwoju. Reakcja zachodnich central zamieszanych w tę wielką kradzież koncernów, nawet jeśli milcząca, będzie bardzo wymowna.
„Infoafera” jako całość pokazuje natomiast już dziś, że istnieje w Polsce potężny i szeroki sojusz kleptokratów, wyprowadzających na wielką skalę publiczne (czyli nasze) pieniądze do własnych kieszeni. To im zawdzięczamy wielokrotnie zawyżone koszty informatyzacji, najdroższe stadiony świata, tyleż marne, co kapitałochłonne autostrady. Płacimy za ich dobrobyt w horrendalnych, stale rosnących, daninach publicznych, które tłumią naszą energię i możliwości. Co więcej, eskalacja szkodliwych z perspektywy dobra wspólnego, ale racjonalnych w mniemaniu kleptokratów wydatków, sprawia, że coraz bardziej brakuje środków na dobra prawdziwie publiczne: infrastrukturę, edukację czy bezpieczeństwo. Tymczasem kwitnie biurokracja i narasta dług.
To zagrożenie znacznie poważniejsze od przecenianych oligarchów. Bez uświadomienia sobie jego znaczenia, plany budowy sprawiedliwego państwa pozostaną w sferze mrzonek.
Tekst ukazał się w Gazecie Polskiej Codziennie w dniu 24.05.2012
"Rzeczy Wspólne" powstaly po to, aby powaznie mówic o polityce na przekór niepowaznym czasom. Drugim celem kwartalnika jest aktualizacja polskiego republikanizmu, który uwazamy za nasza najlepsza tradycje polityczna."